Rząd sobie napytał biedy sowitymi nagrodami przyznanymi przez odchodzący rząd Beaty Szydło i choć, podobno, nagrody te już zwrócono, to nie powędrowały one z powrotem do budżetu państwa, lecz poszły na Caritas. Państwowa kiesa jest więc o nie uboższa, bo z niej wypłynęły. Czy wszyscy zwrócili, nawet ci, którzy narzekali, że już pieniądze wydali i nie mają z czego oddać- tego do końca nie wiemy, bo niewielu nagrodzonych publicznie przyznało się do zwrotu. Listy zwracających też nie opublikowano w necie. Te nagrody, o których premier Beata Szydło grzmiała w Sejmie, że „się należały”, długo jeszcze będą odbijać się czkawką Zjednoczonej Prawicy, szermującej ideą solidarnego państwa.
Będą, bo w kraju, wbrew lejącej się strumieniami z prorządowych mediów propagandy sukcesu, wciąż dużo jeszcze biedy i nieszczęścia. Wiele nierozwiązanych spraw i poczucia krzywdy nawarstwionej przez lata złodziejskiej transformacji, która dodała pieniędzy jednym, a okradła i upodliła drugich.
PiS z jednej strony niby to zauważa, z drugiej na wiele spraw przymyka oko, choć żeby nie popełniać błędów i nie narażać sie na krytykę powinien mieć oczy „naokoło głowy”. Tylko pozornie to nafaszerowane ogłupiającą propagandą społeczeństwo dało się kupić. I nie chodzi tu o wciąż eksponowany jako sukces program 500 +, dzięki któremu udało się poprawić jakość życia rodzinom wielodzietnym, które od 1989 roku stanowiły w Polsce grupę najbiedniejszą, o czym od lat alarmował Główny Urząd Statystyczny, pokazując czarno na białym, że to właśnie rodziny wielodzietne są w naszym kraju najbardziej ubogie, a nie grupa niebogatych przecież w sumie- emerytów.
Działka pod tytułem Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, do którego jako pierwszy składnik Zjednoczona Prawica dołożyła w pierwszym składniku „ Ministerstwo Rodziny” to chyba najtrudniejszy resort z możliwych. Jak w soczewce skupiają się tam wszystkie newralgiczne problemy kraju i życia ludzi. Dotyka ono wszystkich spraw związanych z rynkiem pracy: kosztów pracy, zatrudnionych i pracodawców, bezrobotnych i wykluczonych, niepełnosprawnych, ich rodzin i otoczenia, młodocianych i seniorów. Interesy-często wykluczające się- podlegają ucieraniu się na forum rad dialogu społecznego, gdzie „wyrywają dla siebie” jedni i „wyrywają” drudzy, w dąsach, nerwach, szarpaninie, często dialogu prowadzonym w bardzo wysokiej temperaturze, gdzie nieraz chce się wyjść z obrad trzasnąwszy drzwiami i nigdy nie wrócić. Ale przecież wrócić trzeba i dalej rozmawiać, by osiągnąć konsensus, bo dialog społeczny wymyślono dziesiątki lat temu na Zachodzie po to, żeby wariantem zastępczym nie były barykady, czyli ulica.
Zawsze mówiono o tym, że aby kierować tym resortem potrzeba od szefostwa „szczególnej społecznej wrażliwości” i świetnego rozeznania w nastrojach i oczekiwaniach społeczeństwa.
W dodatku samo kierownictwo resortu od strony finansowej niewiele może, bo łapę na finansach państwa i tak sprawuje minister finansów, a w ostateczności premier. Oczekiwania, oczekiwaniami, a kasa w kasie musi się zgadzać, bo gdy będzie manko zaczną się kłopoty.
A premier Mateusz Morawiecki zaszalał ogłaszając jakież to budżet osiągnął korzyści, gdy uszczelniono wycieki podatku vat, jakiż to mamy rozwój gospodarczy, i że ogólnie jest prosperity, czyli mówiąc językiem przedwojennym „cud, miód, ultramaryna”. A gdy po wtopie z nagrodami notowania Zjednoczonej Prawicy spadły, na konwencji Prawa i Sprawiedliwości rozpoczął się kolejny wysyp gruszek na wierzbie, by znów przekonać do siebie topniejący elektorat.
Premier Morawiecki i Beata Szydło czarowali programem „Mama plus” czyli emerytur dla kobiet, które odchowały czwórkę dzieci, dodatków finansowych dla rodziców, którzy w ciągu dwóch lat zdecydują się na drugie dziecko i wyprawką szkolną w wysokości 300 zł dla każdego dziecka aż do momentu gdy zda maturę. Wyprawką- podkreślmy - niezależną od dochodu rodziców. A skoro 500 + jest niezalezne od dochodów rodziców ( i przyznaje się, że bierze je nawet Ryszard Petru) i 300 zł wyprawki też tacy jak Petru dostaną, bo im się będzie należalo dla dzieci jak psu miska, o swojej niedoli przypomnieli sobie rodzice dzieci niepełnosprawnych.
Rozpoczęli w Sejmie strajk koczowniczy i zaczęli stawiać warunki. Powtórzyli manewr, jaki zastosowali okupując Sejm parę lat temu za Tuska, udany, bo udało im się wówczas wywalczyć jako dla opiekunów dzieci niepełnosprawnych podniesienie świadczeń, które waloryzowane osiągnęły już dzisiaj poziom ponad 1400 zł. Teraz, gdy ich dzieci stają się już dorosłe, chcą także, by po osiągnięciu pełnoletniości, wciąż otrzymywały świadczenie "500 plus". Chcą też, by renta socjalna była stopniowo podnoszona do poziomu minimum socjalnego obliczonego dla gospodarstwa domowego z osobą niepełnosprawną. Dodatek 500 złotych miałby posłużyć na rehabilitację, niezależną od tej która i tak przysługuje w ramach świadczeń z Narodowego Funduszu Zdrowia.
Nie jest ważne, że premier Morawiecki obiecał podatek solidarnościowy w wysokości 0,5 proc. jako zbiórkę na niepełnosprawnych, który byłby ściągany od osób zarabiających ponad 20 tys złotych, a minister Elżbieta Rafalska poczyniła mnóstwo obietnic i podpisała porozumienie z grupą przedstawicieli osób niepełnosprawnych w Centrum Dialog, choć strajkujące w Sejmie matki tego nie honorują. Nie w tym rzecz. Rafalska i ludzie z jej „wrażliwego społecznie” resortu, mimo dwóch lat sprawowania władzy, zaniedbali środowisko opiekunów niepełnosprawnych, których los uczynił ludźmi wykluczonymi.
Następni w kolejce ustawią się – i słusznie! – opiekunowie dorosłych niepełnosprawnych, osób leżących, obłożnie chorych, z Alzheimerem, po udarach i wylewach (też zresztą wymagających rehabilitacji) i przypomną, że ani PO, ani rządzący dziś PiS nie zrealizowały orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 2014 roku, które nakazywało zrównanie świadczeń opiekunów dorosłych niepełnosprawnych (520 zł) z wysokością świadczeń opiekunów dzieci- dziś 1477 netto. Urząd minister Rafalskiej o tej drugiej grupie zapomniał, bo nie protestowała.
Czy do Sejmu muszą teraz wjechać opiekunowie z łóżkami na kołkach z ludźmi po udarach i wylewach, balkoniki z chorymi na Parkinsona i błądzący po korytarzach chorzy na Altzheimera, żeby posłom, senatorom, ministrom i prezesom otworzyły się oczy na problem? Bo resort pracy, polityki społecznej i rodziny to nie tylko negocjowanie płacy minimalnej, wolnych od handlu niedziel i 500 +. To także problemy ludzi niepełnosprawnych i ich opiekunów, świadczących ciężką pracę na rzecz tych chorych 24 h na dobę, i nie mogących podjąć żadnego innego zatrudnienia.