Zdegradować prezydenta! - cz. 2

0
0
0
/

Można też zauważyć, że rozgrywka wokół ustawy degradacyjnej była kolejną fazą „wygaszania” Antoniego Macierewicza, którego wpływy są coraz bezwzględniej rugowane nie tylko z agend rządowych, ale także z partii, co jest elementem szerszego planu przebudowy PiS, o czym już pisałem w tekście pt. "Rekonstrukcja czy destrukcja?". Kaczyńskiemu radykalne skrzydło zawadza w marszu ku centrum sceny politycznej, gdyż nadmiernie zaostrza przekaz płynący do opinii publicznej, co w oczywisty sposób może odstręczać wyborców umiarkowanych. Wielki Sternik jest jednak zbyt cwany, żeby nie dostrzegać zagrożenia, jakie wynika z realizacji jego planów. Dlatego proces marginalizacji prawego skrzydła rozłożył na etapy, aby uniknąć ewentualnego rozłamu. Najpierw więc dokonał rekonstrukcji rządu i czystek w aparacie, a teraz sukcesywnie ośmiesza byłego ministra obrony, którego projekty jeden po drugim trafiają do kosza. Jego działania są już nawet podważane przez partyjnych kolegów w zakresie wyjaśniania przyczyn tragedii smoleńskiej. Prezes PiS-u nie boi się o to, że Macierewicz mógłby założyć własną partię, bo na to jest już raczej za późno, uwzględniając szybki spadek jego wiarygodności, lecz nie chce utracić wpływów w elektoracie patriotycznym, bez którego poparcia nie utrzyma się przy władzy. A jest mało prawdopodobnym, aby swoim postępowaniem zyskał nadzwyczajne uznanie u wdów i sierot po utrwalaczach władzy „ludowej”, czym mógłby sobie zrekompensować straty na prawicy. Kaczyński zdmuchnął więc Macierewicza jak świecę, ale wcześniej pozbawił go politycznego tlenu, co stało się też przestrogą dla innych potencjalnych buntowników, którzy widząc, jak rozprawiono się z takim twardzielem, natychmiast stracili rezon. Nie zaniedbano również działań destrukcyjnych na zewnątrz. Uruchomiono bowiem czarną propagandę, sięgnięto po kwity i spuszczono ze smyczy sforę prokuratorską, aby w myśl wskazań Naczelnika „na prawo od PiS pozostała tylko ściana”. Kaczyński najwyraźniej nie dba też o wiarygodność rządu, który przecież w każdej chwili może poświęcić dla realizacji jemu tylko znanych celów. Jednak jest oczywistym, że elektorat prawicowy, zazwyczaj bardziej wyczulony w kwestii uczciwości, może przy tak brudnej grze stracić cierpliwość i nie da się już uspokoić zaklęciami w stylu: „Nie lękajcie się!” lub „Zaufajcie!”. Jak bowiem oceniać zachowanie Morawieckiego i Błaszczaka, którzy powagą swoich urzędów firmowali ustawę degradacyjną? Czyżby wbrew zdrowemu rozsądkowi forsowali bubel prawniczy, jak to sugeruje prezydent i obrońcy komuchów? Myślę, że nie są aż tak głupi, jakich udają w tej sprawie, a sedno tkwi nie w niekonstytucyjności zapisów, lecz w braku woli politycznej do wprowadzenia ich w życie. Kierownictwo PiS-u cynicznie wykorzystało proces legislacyjny związany z tą ustawą, aby podreperować swoje notowania po rekonstrukcji rządu, która była źle odebrana na prawicy i po nieudolnych zabiegach związanych z nowelizacją przepisów o IPN. Celowym zabiegiem było też ogłoszenie przyjęcia tego projektu rządowego w Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, czym podkreślono „antykomunistyczny” charakter gabinetu, a przy okazji Morawiecki i Błaszczak przypisali sobie wszelkie zasługi. Jednak, gdy już zgasły flesze, to bez większego żalu porzucili „swój” projekt, a wtedy na scenę wszedł prezydent, który hamletyzując wyrzucił ustawę do kosza. Jakby więc nie patrzeć, to mamy do czynienia z podłą manipulacją i graniem na uczuciach patriotycznych, co zaserwowali nam hipokryci z partii rządzącej. W dodatku wiele wskazuje na to, że jest to test naszej wytrzymałości, ponieważ oczekują nas kolejne wstrząsy związane z przygotowywaną już kapitulacją przed Żydami w sprawie ustawy o IPN i przed Brukselą w kwestii „reformy” sądownictwa. Paweł Lisicki doszukuje się w wecie prezydenta przesłanek pragmatycznych, z których najważniejszą ma być „wzrost poparcia dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej”, co jego zdaniem miałoby zapobiec utracie wpływów PiS-u w części elektoratu socjalnego, w dalszym ciągu odczuwającego sentyment do PRL-u. Wyborcy ci zostali wcześniej kupieni przez partię rządzącą obietnicami socjalnymi i porzucili swoich lewicowych patronów. Ale czy na takim koniunkturalnym elektoracie można budować plany polityczne? Wiele wskazuje na to, że są to płonne nadzieje, bowiem większość transferów socjalnych nie jest skierowana do „patriotów starej daty”, którzy kochają ojczyznę, ale raczej tę „ludową”, za którą niewątpliwie tęsknią. Jeśli zaś chodzi o „silną obecność państwa w gospodarce”, którą podobno wyborcy lewicowi mają sobie cenić, to jest raczej tęsknota za wielkimi molochami państwowymi, gdzie miałoby być, jak za dawnych czasów, czyli: „czy się stoi czy się leży, to wypłata się należy”. Wyborcy z „ukąszeniem lewicowym” charakteryzują się też pogardą okazywaną „prywaciarzom” i wrogo odnoszą się do obcego kapitału, którego ekspansję wspiera i promuje gabinet Morawieckiego. Dlatego wątpię, aby polityka gospodarcza rządu i „korpogadki” obecnego premiera mogły zachęcić ich do głosowania na Dudę. Nie przeceniałbym także ich rzekomego konserwatyzmu obyczajowego, ponieważ o ile nie przepadają oni za promowanymi przez lewicę dewiacjami, to „klerykalizm” PiS-u może ich skutecznie odstręczyć od głosowania na tę partię. Podobnie jest z tzw. retoryką godnościową na arenie międzynarodowej, bowiem ostatnio nie jest w tym względzie najlepiej, co widać gołym okiem. Ormowcy zaś, o których głosy zabiega prezydent, widzieliby go raczej na trybunie „honorowej” na Placu Czerwonym, gdzie wspólnie z Putinem oddawałby cześć czerwonoarmistom, a to przecież z oczywistych względów jest niemożliwe. Nie sądzę więc, aby ustawa degradacyjna mogła znacząco wpłynąć na notowania PiS-u w elektoracie socjalnym, ponieważ tak naprawdę miała ona jedynie wymiar symboliczny i dotyczyła stosunkowo niewielkiej liczby bandytów spod znaku sierpa i młota. A poza tym bardziej dolegliwa dla utrwalaczy władzy „ludowej” była tzw. ustawa dezubekizacyjna, która obniżyła im świadczenia emerytalne i w pewnym sensie wykreowała grupę pseudo męczenników. Dlatego weto Dudy nie poprawi mu notowań na lewicy, tak jak nie poprawiło wyników Jarosławowi Kaczyńskiemu w 2010 roku chwalenie podczas kampanii prezydenckiej Edwarda Gierka. W tych okolicznościach można rzec, że wbrew naiwnym kalkulacjom strategów z obozu rządzącego, PiS raczej straci niż zyska wpływy na lewicy, co widać po rosnących notowaniach SLD, bowiem weto prezydenckie uwiarygodniło politycznie i niejako ożywiło truchło komunistyczne. Wydawało się, że po zdekomunizowaniu Sejmu przez wyborców w 2015 roku, komuna się już nie podniesie, ale nikt się nie spodziewał, że Duda pójdzie śladem Wałęsy i zacznie wzmacniać „lewą nogę”. Dlatego rację ma Antoni Macierewicz mówiąc, że decyzja prezydenta wzmocniła środowiska postkomunistyczne, ponieważ: „To będzie traktowane, jako gest w ich stronę i jest gestem w ich stronę. Wzmocni ich wpływy i doprowadzi do bardzo istotnych dylematów dla ludzi obozu patriotycznego”. Komuniści „będą uważali prezydenta za swojego obrońcę, będą uważali, że taką obronę uzyskali, bo tego się domagali działacze KOD-u”. Dlatego zapewne na wieść o decyzji prezydenta w siedzibie SLD wystrzeliły korki od szampana i zapanował wielki entuzjazm, o czym świadczy wypowiedź Leszka Millera, który powiedział: „Byłem przekonany, że prezydent podpisze tą ustawę. Tymczasem sprawił miłą, wielkanocną niespodziankę wetując tą karygodną ustawę” [https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/komentarze-po-prezydenckim-wecie-ws-ustawy-degradacyjnej,826078.html]. Zadowolenia nie kryła również Monika Jaruzelska, która stwierdziła: „Jestem zadowolona, że pan prezydent, jako zwierzchnik sił zbrojnych pochylił się nad ustawą. Może ona mieć bardzo złe konsekwencje dla wojska, rozumianego jako całość, ciągłość – i tych wojskowych w okresie PRL-u, jak i dzisiejszych i przyszłych” [https://wiadomosci.wp.pl/monika-jaruzelska-reaguje-na-weto-dudy-nie-potrzebuje-budowac-kariery-na-plecach-wojskowych-6235808750557313a]. Miller rzucił też wyzwanie politykom z obozu władzy, mówiąc, że „jak PiS był taki odważny, to przecież mógł podjąć próbę wprowadzenia takiej ustawy w czasie, kiedy gen. Jaruzelski żył, kiedy mógł się bronić”. Muszę przyznać, że w tej kwestii jest coś na rzeczy, bo gdy piszący te słowa, tak jak wielu innych antykomunistów, pikietował w rocznice stanu wojennego przed warszawską willą na ul. Ikara 5, to na próżno było tam szukać polityków z PiS-u. Miller myli się jednak mówiąc, że partia rządząca wykazała się odwagą dopiero po śmierci renegata Jaruzelskiego, ponieważ utrącenie ustawy degradacyjnej jest raczej przejawem jej obrzydliwego tchórzostwa. Być może na postawę prezydenta i jego politycznego zaplecza miały wpływ napomnienia Towarzyszki Panienki, która 7 marca 2018 roku ujawniła, że: „Na kanapie w moim rodzinnym domu zasiadali nie tylko politycy lewicy, ale również prawicy. Przychodzili się ojca też o różne rzeczy poradzić, czasami poprosić o wpływ na coś. Dzisiaj czasami widzę tych ludzi w telewizji, którzy krzyczą bardzo przeciwko ojcu” [https://wiadomosci.wp.pl/tlit-monika-jaruzelska-gosciem-nowego-programu-wp-6227568680097409a].

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną