Do kuriozalnego zdarzenia doszło w Niedzielę Wielkanocną w Irlandii. Polityk, a konkretnie senator, która przewodniczyła komisji parlamentarnej ustanowionej z nędzną fasadą demokratyczną w celu sterowania rządową agendą aborcyjną wyraziła swoje oburzenie, napotkawszy podczas Mszy chrześcijańską naukę w historycznym Knock Shrine w hrabstwie Mayo.
„Wielkanocna Msza w bazylice Knock tego popołudnia z moimi rodzicami” napisała senator Catherine Noone na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych. „Ksiądz po osiemdziesiątce skorzystał co najmniej z trzech okazji, aby mówić kazanie na temat aborcji – nic dziwnego, że ludzie czują się rozczarowani Kościołem katolickim” dodała.
Irlandzki pisarz i komentator życia społecznego John Waters przy okazji tego zaskakującego wpisu zwrócił uwagę na pewny niebezpieczny trend coraz bardziej powszechny wśród irlandzkich katolików, a przejawiający się w tym, że z jednej strony czują się zobowiązani uczestniczyć w Mszach świętych, z drugiej jednak sprzeciwiają się jednocześnie nauce Kościoła katolickiego, co w jego ocenie może sugerować, że Kościół stał się dla niektórych osób rodzajem pustej służby publicznej, odciętym od obowiązku służenia Prawdzie.
„Jest tu wirus pracy, który jeszcze nie został nazwany. Jego symptomy możemy obserwować w eskalującym prądzie w kierunku schizmy, ale natura jego rdzenia nie została jeszcze precyzyjnie zdiagnozowana. Możemy nazwać ją <<moralostratą>>, ponieważ stanowi próbę oddzielenia <<spraw moralnych>> od istoty chrześcijaństwa” napisał Waters, dodając, iż nie chodzi tu wcale o tylko o równowagę między pastoralizmem a doktryną, ale o uprawnienie Kościoła do mówienia o moralności.
Weźmy dla przykładu kwestię aborcji i rzekomych do niej praw, jakie uzurpują sobie niektóre kobiety. Jak zauważa Waters, wyobraźmy sobie, że Jezus rodzi się na nowo w XXI stuleciu... Czy czas ten różniłby się od czasów króla Heroda, który w dokonał rzezi niewiniątek, aby odebrać życie Synowi Bożemu? Jak zatem można próbować pogodzić przelewanie krwi niewinnych dzieci i wiarę katolicką? Tymczasem, co widać wyraźnie na Zachodzie, znajdują się tacy, którzy próbują to czynić, powodując, że zsekularyzowana do granic, zdezabsolutyzowana antykultura sięga kościołów i innych przestrzeni poświęconych Panu Bogu, wypaczając katolicką naukę, nadając słowom nowe znaczenia i coraz dalej przesuwając granicę tolerancji na zło.
Waters podkreśla, iż wczesne symptomy tego procesu dały się dostrzec już w 2013 roku, kiedy tuż po swoim wyborze na papieża Franciszek rozmawiał z br. Antonio Spadaro, wydawcą La Civiltá Cattolica, odnośnie do tych kwestii moralnych, które stanowią oś sporu w konflikcie z liberałami.
Papież miał wówczas powiedzieć, że „Nie możemy nalegać tylko na kwestie związane z aborcją, małżeństwami homoseksualnymi i stosowaniem antykoncepcji. To jest niemożliwe. Nie rozmawiałem zbyt wiele na temat tych rzeczy i za to otrzymałem upomnienie. Ale kiedy mówimy o tych kwestiach, musimy rozmawiać o nich w konkretnym kontekście. Nauczanie Kościoła w tej kwestii jest jasne a ja jestem synem Kościoła, ale to nie oznacza, że uważam za konieczne mówienie o tych rzeczach przez cały czas”.
To co uderza w powyższym fragmencie wypowiedzi papieża, to wycofywanie się, delikatne, ale jednak, z głoszenia nauki Kościoła w kwestii moralności. Dla Watersa był to prognostyk działań podejmowanych w przyszłości, wprowadzających zamęt, a być może nawet – co widzimy np. u niektórych niemieckich kardynałów optujących za błogosławieniem związków homoseksualnych – zgorszenie. Grzech należy nazywać grzechem i kontekst – jakikolwiek by nie był – nie ma większego znaczenia.
I być może właśnie tu należy dopatrywać się odejścia wiernych od Kościoła katolickiego na Zachodzie. Problemem bowiem nie jest stanowcze trwanie przy wykładni Magisterium, ale odejście od niej w imię kompromisów z współczesnymi trendami, mocno zakotwiczonymi w cywilizacji śmierci. Duchowni w pewnym momencie gdzieś się zagubili, a na konsekwencje nie trzeba było czekać zbyt długo.
Papież powiedział coś zupełnie nieoczekiwanego, a mianowicie, że chrześcijaństwo to nie program etyczny. Ale to twierdzenie – na co zwraca uwagę Waters – jest nie do przyjęcia i stoi w sprzeczności z chrześcijaństwie, będąc mu zupełnie obce. Nie sposób bowiem oddzielić nauki Chrystusa od moralności.
„Kościół czeka poważny kryzys, który drastycznie ograniczy liczbę wiernych i jego wpływy. Odrodzony będzie niewielką, ale bardziej uduchowioną wspólnotą” – brzmi proroctwo Josepha Ratzingera, późniejszego papieża Benedykta XVI, które zostało wygłoszone w 1969 roku, a które nie tak znowu dawno przypomniał Vatican Insider, prestiżowy portal związany z turyńskim dziennikiem “La Stampa”. Wizja przyszłości Kościoła stanowiła niejako ukoronowanie cyklu wypowiedzi, jakie ksiądz Ratzinger wygłosił w rozgłośni Hesji. Wskutek tego kryzysu Kościół ma odzyskać – zdaniem Ratzingera - bardziej duchowy wymiar, nie będzie flirtować – jak stwierdził ów wybitny teolog – z żadną opcją polityczną; będzie ubogi i stanie się Kościołem najbiedniejszych.
W tym momencie, przestrzegał przyszły papież, ludzie uświadomią sobie, że ich egzystencja oznacza “nieopisaną samotność”, a zdając sobie sprawę z utraty z pola widzenia Boga, odczują grozę własnej nędzy”. Wtedy – i dopiero wtedy – “w małej owczarni wierzących odkryją coś zupełnie nowego: nadzieję dla siebie, odpowiedź, której zawsze szukali”, prorokował ponad czterdzieści lat temu Joseph Ratzinger. Współcześnie widać, jak owo proroctwo powoli się wypełnia, stając się znakiem naszych czasów. I to do nas będzie należała decyzja, czy będziemy przynależeli do Kościoła, czy do świata, ponieważ między nauką Chrystusa a współczesnymi trendami nowej lewicy i szeroko rozumianej cywilizacji śmierci kompromis jest zwyczajnie niemożliwy. Trzeba dokonać wyboru, będąc jednocześnie gotowymi ponieść wszelkie tego konsekwencje, również te, o których mówił prawie pół wieku temu Joseph Ratzinger.
Przed państwem irlandzkim teraz ważny test: referendum ws. liberalizacji prawa aborcyjnego. Środowiska katolickie, za polskim przykładem, organizują publiczne modlitwy różańcowe, stanowiące istny szturm do Nieba. 25 maja przekonamy się, jaki kierunek obierze ten kraj oraz czy duchowieństwo da się ponieść coraz powszechniejszej na szeroko rozumianym Zachodzie herezji kompromisów.