Chyba każdy Polak słyszał o tak zwanym prawie inżyniera Mamonia z ,,Rejsu" - podoba nam się to, co już znamy. Przykładów zastosowania tego prawa jest mnóstwo - także w marketingu.
Reklamy odwołują się do tego, co jest nam znane i bliskie. Nowość staje się nam bardziej ,,przyjazna" gdy w jakiś sposób wiąże się z tym co już jest nam znane.
Przy premierze niedawno opisywanej przeze mnie gry ,,Total War: Rome II" ukazała się towarzysząca jej książka o tytule ,,Total War Rome. Zniszczyć Kartaginę". Reklamowana była jako ta oto, ktora w pełni zadowoli zarówno miłośników literatury historycznej jak i graczy. Książka zawierała też reklamę gry.
Konia z rzędem temu, kto potrafiłby wskazać powód dla którego ta książka musiałaby być częścią marki Total War. Ponieważ gra jest strategią i jako takiej fabuły nie posiada nie ma potrzeby pisania jakiegoś uzupełnienia, rozwinięcia czy kontynuacji opowieści. Treść książki równie dobrze sprawdziłaby się pod tytułem ,,Zniszczyć Kartaginę". Jednak należy przyznać, że z czysto marketingowego punktu widzenia jest to niegłupi zabieg, gdyż oprócz czytelnika przyciąga też uwagę gracza - nawet, jeśli literatura nie jest jego pasją życia - w tym przypadku ma odniesienie do czegoś, co zna.
Sama książka odnosi się do walk między Rzymem a Kartaginą, na jej kartach pojawiają się zarówno fikcyjne jak i historyczne. Autor objaśnia kto istniał a kto nie, nie brak też komentarza historycznego. Jest on z wykształcenia archeologiem, korzystał skrupulatnie ze źródeł -toteż jego zamysł pod względem merytorycznym nie budzi zastrzeżeń.
Wygląda jednak na to, że powiązanie książki z grą nie zaszkodziło jej, gdy ukazała się kolejna część Total War pod tytułem ,,Attila" wyszła również książka "Miecz Attyli". Tak jak swoja poprzedniczka mogłaby obejść się bez pokrewieństwa z grą, ale cóż, marketing zrobił swoje.
Należy przyznać, że zachęcanie do poznawania historii przez prezentowanie jej w znanym ,,opakowaniu" nie jest czymś złym ( przypominam sobie od razu koncepcję "emballage" Tadeusza Kantora). To trochę tak jak pokazywanie dziecku historii w atrakcyjnej formie. Z tą różnicą, że w przypadku tych książek w - nomen omen - grę, weszły bezpardonowo zasady marketingu.
Chciałoby się powiedzieć - używając mądrości internetowej -"Zachwyt chwycił piękno za rękę". My jednak trzymamy na wodzy emocje czekając na kontynuację prezentowanego tu zamysłu.
Ciekawe, czy następne odsłony pójdą za ciosem, czy też na dłuższą