Gender w garderobie
Wielu ludzi, zaangażowanych w walkę z genderyzacją codzienności i odświętności ma już po prostu serdecznie dosyć pojęcia „gender”. Nastąpił wysyp samozwańczych specjalistów od tej pseudonaukoideologii. Walka rozpoczęła się zbyt późno i media, literatura, oświata oraz edukacja coraz bardziej nasiąkają tym lepkim brudem. Zarazem rozwijają się studia takie czy inne - z pieniędzy takich czy innych - gloryfikujące gender, które – jako całkowita negacja normalności, a niekiedy nawet naukowości trzyma się dobrze w starych murach. Linearne analizowanie pre-gender i pra-gender już nawet nie jest szokujące, co nudne.
Zastanawiam się jednak, czy gender – promujące też zwichrowaną osobowość i rozmytą tożsamość może jeszcze kogokolwiek szokować w wymiarze historycznym. Na ile współczesnym dziadobabom można przeciwstawić znane powszechnie postacie, choć zmieniające fatałaszki do codziennej lub odświętnej tragifarsy.
Pod pozorami pompatyczności i powagi kryją się czasem szokujące osobowości. Taki Göring miał obsesję na punkcie kolekcjonowania mundurów – przede wszystkim wedle własnego projektu, aż do imponującej kolekcji! Kolejną zaś na punkcie orderów, odznaczeń. Gdy nie musiał się akurat publicznie pokazywać ( a potem to już nawet publicznie) pokazywał twarz pod grubą warstwą nieumiejętnie nałożonego pudru. Miał też bogatą kolekcję pomadek do ust i używał co ostrzejszych kolorów. W ciągu dnia przebierał się wielokrotnie i żadnego lustra nie omijał, pozostając pod silnym wrażeniem własnej urody. Gustował też w drogich perfumach, którymi nie dało się przyćmić norm dotyczących aryjskiej fizjonomii.
Czytałam też o kobietonach, które biły do krwi i tratowały bez opamiętania, zyskując przydomek "kobyła z Majdanka", "suka z Buchenwaldu" czy „kobieta z psami”, nadany im przez więźniów. Zaczynając „pracę” już wówczas wiedziały, że staną się katami – czy raczej „katkami”? Często urodziwe, a nawet filigranowe najpierw dały się skusić niebotycznym zarobkom. Jedna z nich miała nawet wysadzany perłami pejcz i napuszczała na przerażonych więźniów tresowane, głodne psy. Jedna z najokrutniejszych strażniczek wyłuskiwała do tortur przede wszystkim kobiety i tylko one zarazem ją chorobliwie fascynowały. Inna zaś sama zgłosiła się do pracy w Auschwitz. W krótkim czasie awansowała z telefonistki na zastępczynię głównej nadzorczyni obozu kobiecego. Była obecna podczas selekcji przeprowadzanych przez dr Mengele.
Nie zamierzam akurat w tym miejscu przytaczać szczegółowych biografii – bowiem byłyby to (prawie) kalki biografii tego samego potwora.
Duchowa spadkobierczyni Simone de Beauvoir i orędowniczka liberalnego feminizmu ( choć po co ten przymiotnik?) – Elisabeth Badinter (właść. Élisabeth Bleustein-Blanchet) stwierdziła, że „przyszedł czas na androgynizm”, powołując się na proces „detrybalizacji” od „tribalisme” (fr.) – „organizacja plemienna” i „tribade” (fr.) – lesbijka.
To dopiero potworny początek.
Marta Cywińska
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl