Są alternatywą dla aborcji i pozostają nieznane

0
0
0
/

Mowa o hospicjach perinatalnych, gwarantujących dzieciom z poważnymi wadami wrodzonymi oraz ich rodzicom opiekę przez ten często bardzo krótki okres życia niemowlęcia. Niestety wśród dyrektorów szpitali ginekologiczno-położniczych z niezrozumiałych względów panuje na ich temat zmowa milczenia.

 

- Wiosną tego roku wysłaliśmy pismo informacyjne do wszystkich szpitali ginekologiczno-położniczych w Warszawie i województwie mazowieckim i wszystkich poradni genetycznych. Odezwały się dwie koleżanki, pracownice zakładów genetyki, które nam przysyłają pacjentów, natomiast nikt z dyrektorów szpitali nie zainteresował się, nie zadzwonił, nie było żadnego odzewu - prof. dr hab. n. med. Joanna Szymkiewicz-Dangel z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, która wraz z mężem prowadzi Warszawskie Hospicjum dla Dzieci, nie kryła żalu z powodu braku zainteresowania wielu swoich kolegów po fachu. Ci ostatni bardzo często zamiast wesprzeć znajdujących się w trudnej sytuacji rodziców, aby możliwie pogodzili się z sytuacją i przygotowali na odejście swojego maleństwa, pchają swoich pacjentów wprost w ręce aborterów. Proceder ten stał się na tyle powszechny, że oskarża się lekarzy dokonujących badań prenatalnych o napędzanie przemysłu aborcyjnego. Tymczasem badania prenatalne nie są przeprowadzane po to, aby później dokonywać aborcji eugenicznych, ale po to, aby rozpoznać chorobę i próbować ratować dziecko.

 

Lekarze dokonujący tych badań zdają sobie sprawę z faktu, że prawo polskie dopuszcza możliwość dokonania aborcji w sytuacji stwierdzenia wad genetycznych i świadomość ta stanowi dla nich poważne obciążenie, jednak mówią, że mimo tego nie zrezygnują ze swojej pracy. - Jeżeli chociaż jednego malucha uda się uratować, to naprawdę warto - uważa prof. Joanna Szymkiewicz-Dangel. Podkreśla, że pacjent ma prawo do rzetelnej informacji co do dalszych kroków w sytuacji stwierdzenia u dziecka wad genetycznych, tymczasem jest jej często pozbawiony, a zamiast informacji otrzymuje pakiet proaborcyjnej propagandy.

 

- Przychodzą do mnie kobiety i mówią, "ale pan doktor zalecił aborcję". Odpowiadam wtedy "proszę pani, to jest pani dziecko, a nie pana doktora, w związku z tym pani ma takie prawo w naszym kraju, natomiast proszę się jeszcze zastanowić, czy rzeczywiście to będzie najlepsze dla pani i dla pani dziecka - mówiła prof. Dangel. -

 

Nasza rzetelność powinna zapewnić tym kobietom rzetelną decyzję - dodała, przypominając, iż żaden lekarz nie jest w stanie przewidzieć, jaka będzie decyzja rodziny, z którą rozmawia. - Rodzice podejmą właściwą decyzję co do swojego chorego, nienarodzonego jeszcze dziecka, kiedy będą wiedzieli, że mają pełne wsparcie medyczne i psychologiczne - skonstatowała.

 

- Proszę pamiętać, że te dzieci są chciane - zwróciła uwagę, podkreślając dramatyzm sytuacji, w jakiej znajdują się rodzice dowiadujący się o chorobie dziecka. - Wtedy jest moment, żeby tak pokierować myśli tych rodziców, aby były zgodne z naszą wiarą i zgodne z ich najlepszą przyszłością życia - zaznaczyła.

 

Nadużywanie tzw. screeningu prenatalnego tak bardzo rozpowszechniło się w świecie, iż padły zarzuty, że godzi on w prawa osób niepełnosprawnych, ponieważ eliminuje je ze społeczeństwa. W wielu krajach dochodziło do licznych protestów osób niepełnosprawnych, argumentujących, że przez screening prenatalny tacy, jak oni nie będą się rodzić, a przecież oni też mają prawo do życia. Prof. Dangel zwróciła przy tym uwagę na bardzo poważny problem braku akceptacji społecznej dla kobiet, które decydują się urodzić chore dziecko, i konieczność otoczenia właśnie tych matek szczególną opieką.

 

- Opieka perinatalna jest alternatywą dla terminacji ciąży, jak i uporczywej terapii, jeżeli mamy tak ciężką chorobę, że nie powinnyśmy podejmować leczenia - tłumaczyła. - Czy dziecko, u którego stwierdzono letalną wadę serca przed śmiercią musi być operowane? Może nauczmy się przyznawać do tego, że pewnych wad w XXI wieku wyleczyć nie umiemy? - pytała retorycznie. Zwróciła uwagę, że mało które ciężko chore dziecko trafia do hospicjum perinatalnego, mimo że zasięg takich hospicjów obejmuje ok. 95 proc. kraju. Najczęściej trafiają do szpitali, gdzie nie mają takiej opieki, jakiej potrzebują, a jaką zapewnić mogą hospicja.

 

- Moje badania codziennie doprowadzają do konfliktów medycznych w moim sumieniu, ale to już jest problem mojego wspaniałego doradcy w konfesjonale, który mnie wspiera w moich decyzjach - wyznała. Nie raz stawała w obliczu dylematów, czyje życie ratować: matki czy dziecka i zawsze decydujący głos miała matka. Nie raz też zadaje sobie pytanie, czy czyni wystarczająco dużo, aby z czystym sumieniem powiedzieć, iż uczyniła wszystko, co mogła, aby ratować życie.

 

Co ciekawe to właśnie tak wspaniali lekarze, lekarze katoliccy, zostali okrzyknięci przez ministra zdrowia i niektórych polityków zagrożeniem dla pacjentów. Być może dlatego resort zdrowia nie stara się promować hospicjów perinatalnych, za to bardzo chętnie finansuje z naszych podatków aborcję.

 

Anna Wiejak


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną