Polscy myśliciele katoliccy okresu międzywojennego odnosili się z rezerwą do doktryny konserwatyzmu również z powodu potępienia przez Kościół (dokonanego przez kard. Andrieu, arcybiskupa w Bordeaux i samego papieża) istotnych elementów doktryny kulturalno-politycznej francuskiego ruchu konserwatywnego „L`Action Francaise”. Po tym potępieniu konserwatyści, i to nie tylko francuscy, poddali Kościół i jego doktrynę społeczną ostrej krytyce.
Fakt ten opisał i skomentował w 1926 r. na łamach „Prądu” Jan Piwowarczyk, charakteryzując przy okazji doktrynę konserwatyzmu i wskazując różnice, jakie zachodzą pomiędzy nią a „katolicyzmem społecznym”. Zarzuty Kościoła wobec francuskiego ruchu konserwatywnego były, jak podaje J. Piwowarczyk, następujące: neguje istnienie Boga; podważa dogmaty katolickie, w tym dogmaty o bóstwie Chrystusa i boskim pochodzeniu Kościoła, uznaje, że zasady moralne nie obowiązują w życiu społecznym; zmierza do pogańskiej organizacji społeczeństwa i wprowadzenia nowego typu niewolnictwa.
Konserwatyzm jako doktryna polityczna, taki, jakim przedstawia go „L`Action Francaise”, sprowadza się, w ujęciu J. Piwowarczyka, do trzech kwestii: należy wprowadzić monarchię (całkowita negacja demokracji); państwo nie powinno posiadać żadnych „społecznych obowiązków” (należy utrwalać stan podziału społeczeństwa na dwie klasy: „elitę” i całkowicie jej poddanych „ludzi prostych”); należy realizować wskazania „nacjonalizmu idealnego”, inaczej nazywanego „nacjonalizmem integralnym”, stanowiącego „skończony system moralny, społeczny i polityczny”, w którym we wszystkich tych porządkach najwyższą wartością jest naród.
Przyjęcie takiego stanowiska prowadzi, jak dowodzi J. Piwowarczyk, do potraktowania wiary i moralności katolickiej oraz samego Kościoła instrumentalnie i akceptacji prawd i zasad katolickich tylko wtedy, gdy pozostają one w zgodzie z podyktowaną tym stanowiskiem polityką konserwatystów.
Tak rozumiany konserwatyzm, stwierdza J. Piwowarczyk, pozostaje w sprzeczności z podstawowymi zasadami „katolicyzmu społecznego”, neguje demokrację, społeczną rolę państwa (interwencjonizm państwowy), reformy społeczne, postuluje powstanie „świeckiego państwa”, stanowi apoteozę siły oraz zmierza poprzez uznanie, że życiem społecznym rządzą „ślepe siły fizyczne”, a nie prawa moralne do wprowadzenia w życie gospodarcze zasad liberalizmu. Dlatego jego przedstawiciele odrzucają encykliki społeczne i uznają, że „kokietują” one „rewolucję” – wszelkie skrajne siły lewicowe nie rozumiejąc, że katolicyzm był zawsze i jest „syntezą radykalizmu i konserwatyzmu”.
Celem konserwatyzmu jest zatem, w świetle tego, co sugeruje J. Piwowarczyk, doprowadzenie do sytuacji, w której zostaną zachowane bądź odrodzone funkcjonujące przed XIX wiekiem w Europie formy społeczne, gospodarcze i polityczne, co w warunkach XX wieku jest „niebezpieczne” dla „ładu społecznego” i „dla samego katolicyzmu”.
Odnosząc się do polskiego konserwatyzmu J. Piwowarczyk stwierdza jedynie: „Nie można oczywiście i naszym konserwatystom odmówić prawa do rozwijania i szerzenia własnych poglądów społeczno-politycznych. Oczywiście! Wypadki jednak, które wyżej przytoczyliśmy winny ich pouczyć, że w szukaniu teologicznych uzasadnień dla swojego systemu winni być bardzo ostrożni. Kościół i w tej dziedzinie, jak innej, musi strzec depozytu wiary i moralności. (...) Pius X zakreślił granice na lewo, za którą jest już socjalizm; Pius XI zaś granice na prawo, za którą się zaczyna pogański ustrój społeczny. Ani jednej ani drugiej, katolikowi przekroczyć nie wolno”.
Zasadność powyższych opinii J. Piwowarczyka potwierdza Jacek Bartyzel w pracy pt. „Konserwatyzm be kompromisu: studium z dziejów zachowawczej myśli politycznej w Polsce w XX wieku”: „Konserwatyści bowiem przyzwyczaili nas do takiego ujmowania relacji: konserwatyzm-katolicyzm, w którym ten ostatni traktowany jest jako składnik zachowawczego światopoglądu, wprawdzie stawiany zazwyczaj na pierwszym miejscu, niemniej obok tradycji, rodziny, własności etc.
Ujęcie to wcale nie musi oznaczać redukowania religii do wymiaru ideologii, bo konserwatyści będąc na ogół ludźmi szczerze wierzącymi, i posiadając autentyczny sensus catholicus, zdawali sobie sprawę z niestosowności takiej redukcji. Musieli jednak również rozumieć, że nadają taki właśnie wektor tej relacji, mówią cały czas wyłącznie o społecznym wymiarze religii. Chroniło to wprawdzie przed wtargnięciem polityki w duchowy rdzeń wiary, ale też utrudniać mogło zrozumienie tego, czym religia powinna być dla samego konserwatyzmu”.