Często w różnego rodzaju dyskusjach powraca zarzut, że Polacy są nietolerancyjni. Ta nietolerancja ma dotyczyć wszystkiego co inne: obcokrajowców, zwłaszcza Żydów, homoseksualizmu, wyznawców innych religii itd. Aby obalić ten mit wystarczy spojrzeć na polską historię, która dowodzi, że Polska była zawsze krajem, gdzie multikulturowość była czymś naturalnym.
Pisałem już o rzekomym zarzucie polskiego antysemityzmu. Wystarczy przypomnieć, że Żydzi z całej Europy zjeżdżali do Polski tutaj odnajdując swój dom. Podobnie było zresztą z protestantami, którzy także uciekali przed prześladowaniami właśnie do naszego kraju. Aby to zrozumieć trzeba pamiętać, że na nasze ziemie kierowali się często ludzie, którzy byli napiętnowani przez swoich współwyznawców i swoich rodaków. Tak było z chasydami, którzy byli nieortodoksyjnymi Żydami i byli nieakceptowani przez tradycyjny judaizm.
Do dzisiaj zresztą tak jest o czym świadczy fakt, że w Muzeum Historii Żydów Polskich są oni pomijani chociaż są ważną częścią historii polskich Żydów. Podobnie było z tzw. grupą Braci polskich, którzy będąc arianami wydrębnili się spośród kalwinistów. Uciekając z południa i zachodu Europy przybyli właśnie do Polski.
Protestantyzm w Polsce pojawił się już zresztą w 1518 r., a więc rok po słynnym wystąpieniu Marcina Lutra. Dotarł do nas najpierw w postaci luteranizmu, a później kalwinizmu. Do Polski zjechało wielu przedstawicieli najbardziej radykalnych odłamów Reformacji. Część polskiej szlachty przyjęła protestantyzm. Działo się to pomimo tego, że król Zygmunt I wydał w 1520 r. edykt zakazujący głoszenia nauk Lutra. Dwadzieścia lat później Zygmunt August wezwał szlachtę do odstąpienia od herezji. Edykty te nie były jednak respektowane.
W 1573 r. Wydano Akt Konfederacji Warszawskiej podczas obrad sejmu konwokacyjnego. Zapewniał on swobodę i tolerancję religijną. Dokument ten uważany jest za początek prawnie gwarantowanej tolerancji religijnej w całej ówczesnej Europie. Szlachta wpisała do tego dokumentu postanowienie mówiące o "wiecznym pokoju pomiędzy różniącymi się w wierze". Król Zygmunt II August z kolei wypowiedział słowa, które przeszły do historii: "Nie jestem królem waszych sumień".
Rzeczpospolita Obojga Narodów słynęła zresztą z tego, że zamieszkiwali ją ludzie różnych narodowości i wyznań. Byli to nie tylko katolicy i protestanci, ale także Żydzi oraz muzułmanie. Ich pokojowe współżycie świadczy o tym, że Polacy byli zawsze ludźmi otwartymi, którzy podlegali wpływom różnych kultur.
Mówiąc o tolerancji warto jednak uświadomić sobie czym ona jest. Jest to bowiem dzisiaj słowo-klucz, które stało się fundamentem języka politycznej poprawności. Jeśli zajrzymy do jakiegokolwiek słownika języka polskiego to zobaczymy, że słowo to nie oznacza afirmacji i zgody. Toleruje się to, co uznaje się za złe, ale z różnych przyczyn nie walczy się z tym. Tolerujemy pewne zachowania naszych dorosłych dzieci, bo szanujemy ich wolność, ale nie oznacza to, że popieramy wszystkie ich działania. W chrześcijańskiej kulturze nie mówiono o tolerancji, ale o miłości. Miłość bowiem akceptuje osobę, ale nie zgadza się na to, co jej szkodzi i co ją rujnuje.
Jest wyrozumiała, ale troska nie pozwala jej pozostać obojętną. Ten kto kocha zabiega o to wszystko, co służy tym, których kocha. Tolerancja sprowadza się do biernego przyjęcia faktu, że ktoś ma określone poglądy lub zachowuje się w dany sposób. Tolerancja pojawiła się w Europie wraz z Reformacją i wojnami religijnymi. Tam gdzie spory sięgały tak głęboko, że nie mogło być mowy o miłości, zaczęto mówić o tolerancji. Przyjęcie jej wynikało z konieczności współżycia w jednym kraju ludzi, którzy byli gotowi do wojny domowej.
Miłość jako taka jest czymś znacznie bardziej podstawowym i ważniejszym od tolerancji. W świecie tak zróżnicowanym i skonfliktowanym, jak nasz ma ona jednak pewną wartość. Z pewnością Polacy mogą uchodzić za nauczycieli tolerancji. Innym zagadnieniem jest przy tym problem tego, czy ta tolerancja była zawsze w polskim interesie.
Nieraz próbuje się zarzucać Polakom nietolerancję powołując się na fakt, że w 1658 r. polski sejm wydał uchwałę obligującą Braci polskich do przejścia na katolicyzm albo do opuszczenia kraju. Polacy zdecydowali się jednak na ten krok po stwierdzeniu, że Bracia polscy wspierali protestanckich Szwedów podczas potopu szwedzkiego.
Wiadomo, że Rosja i Prusy wspierały innowierców chcąc osłabić katolicyzm, który był zawsze ostoją polskości. Podobnie czynili komuniści. Zaborcy zdawali sobie sprawę, że wzrost znaczenia protestantyzmu w Polsce przyczyni się do jej osłabienia.
Polski patriotyzm budował się bowiem na przekonaniu, że Polacy są rycerzami Matki Bożej. Protestantyzm negował znaczenie Maryi odrzucając przy tym większość katolickich dogmatów. Protestanci nie uznając chociażby kultu świętych byli przeciwnikami czczenia polskich męczenników i nauczycieli wiary.
Tolerancja religijna niosła za sobą ryzyko relatywizmu i bagatelizowania spraw wiary. Polska tolerancja miała więc z pewnością także swoje wady. Mówiąc o tolerancji trzeba jeszcze wspomnieć o tym, że ma ona swoje granice. Niezgoda na uznanie aktów homoseksualnych za normalność nie jest wynikiem jakiejś negatywnej nietolerancji. Wynika ona ze zrozumienia, że czyny homoseksualne są sprzeczne z ludzką naturą i muszą być czymś destrukcyjnym dla tych, którzy je podejmują. Są także niszczące dla społeczeństwa, bo godzą w rodzinę oraz w więzi społeczne i międzyludzkie.
Nie można na jednej płaszczyźnie stawiać zgody na to, by ktoś wyznawał inną religię ze zgodą na to, by zrównać małżeństwa i pary homoseksualne. Tym, którzy walczą o "prawa" homoseksualistów nie chodzi o to, by społeczeństwo pozwoliło im funkcjonować tak, jak chcą. Chodzi im o to, by wszyscy uznali, że ich działania są normalne i dobre. Nie chodzi więc nawet o tolerancję, ale o społeczną akceptację.
Nie można twierdzić, że polskość jest związana z nietolerancją. Nasza historia przeczy bowiem temu. Warto jednak pamiętać, że tolerancja nie jest najwyższą wartością. Prawda, dobro, sprawiedliwość i miłość znaczą z pewnością więcej niż ona.