Banderowcy weszli jednak do parlamentu w Kijowie
Wbrew dominującym w polskich mediach opiniom (głównie ze strony polityków PO i PiS) ukraińskie partie, które w swych programach odwołują się do ideologii nacjonalistycznej Dmytro Doncowa oraz do kultu Stepana Bandery i Ukraińskiej Powstańczej Partii, nie uzyskały aż tak bardzo słabego wyniku.
Sumując bowiem głosy oddane na listy „Prawego Sektora” Dmytro Jarosza, „Swobody” Ołeha Tiahnyboka i Partii Radykalnej widać wyraźnie, że dość spora grupa wyborców ten nurt nadal mocno popiera. I to nie tylko na Ukrainie zachodniej. Wprawdzie pierwsza z tych partii nie weszła (na szczęście!) do parlamentu , a druga znalazła się tuż pod progiem wyborczym, to jednak trzecia z nich, której szefuje nieobliczany Ołeh Laszko, uzyskała całkiem niezłe piąte miejsce. Co więcej, wielu jawnych lub ukrytych banderowców zdobyło mandaty z list „Samopomocy” mera Lwowa Adrija Sadowego (trzecie miejsce) i „Batkiwszczyzny” Juli Tymoszenko (szóste miejsce).
Oprócz nich sympatycy UPA weszli do parlamentu także z list Frontu Narodowego Arsenija Jaceniuka (pierwsze miejsce) i Bloku Petro Poroszenki (drugie miejsce). Niezależnego od tego, czy dojdzie do współpracy wszystkich tych partii i do utworzenia koalicji rządowej, czy też nie, to skrzydło banderowskie, choć rozproszone, będzie stanowiło ważny element gry politycznej.
Trzeba w tym miejscu dodać, że wspomniany Sadowy jest aktywnym krzewicielem kultu UPA. W 2007 r. doprowadził do odsłonięcia i poświęcenia przez biskupów greckokatolickich pomnika Stepana Bandery przy dawnym kościele św. Elżbiety we Lwowie. Za rządów Sadowego lwowscy Polacy, z których zdecydowana większość jest wiernymi obrządku rzymskokatolickiego, nadal nie odzyskała praw do swoich kościołów, a trwający od lat spór o kościół św. Marii Magdaleny, przekształcony w salę koncertową, urąga wszelki normom.
Z kolei prezydent Poroszenko to też sympatyk banderowców, czego dał dowód tak swoimi wypowiedziami, jak i decyzją o ustanowieniu dnia 14 października, rocznicy powstania UPA, świętem narodowym. W tej kwestii podąża tą samą drogą, co niechlubnej pamięci prezydent Wiktor Juszczenko, który, choć został doktorem honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i był ustawicznie wspierany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego (także przez ówczesnego prominentnego działacz PiS, Pawła Kowala), ogłosił bohaterami narodowymi Ukrainy zbrodniarzy, w tym kata Wołynia, Romana Szuchewycza.
Można się więc spodziewać, że w najbliższym czasie dojdzie na Ukrainie do spektakularnych posunięć np. w sprawie przyznania praw kombatanckich członkom UPA. Śmiem twierdzić, że to wszystko na słowach i deklaracjach się nie skończy.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski{jcomments off}
Źródło: prawy.pl