Surogatki – kobiety upodlone

0
0
0
/

- Imperatyw technologiczny sprowadza się do zasady: jeżeli potrafimy coś zrobić, zróbmy to, natomiast moralny: to, że potrafimy coś zrobić, wcale nie oznacza, że powinniśmy, chyba że jest to właściwe pod względem moralnym - wyjaśnia Nicolas Nikas. Z prezesem Bioethics Defense Fund, rozmawia Anna Wiejak.


Podczas podróży po Polsce starał się Pan uwrażliwiać swoich słuchaczy na problem surogacji. Zapewne wielu z nich zastanawiało się, czy w przyszłości nie będziemy mieli do czynienia z sytuacją, w której bogaci ludzie będą wynajmowali kobiety z ubogich domów w celach prokreacyjnych.


Niestety, taki scenariusz jest bardziej niż prawdopodobny. Już w tej chwili mamy tendencję, w której zamożni i potężni najmują ubogich i pozbawionych wpływów, aby wychowywali ich dzieci, a nawet je dla nich rodzili. Tego typu praktyki są dość powszechne w takich krajach, jak chociażby Indie, gdzie ubogie kobiety użyczają swojego łona lub komórek jajowych zamożnym, aby ci mieli dzieci. To powoduje „odczłowieczenie” kobiety, która wynajmuje swoje ciało w zamian za pieniądze.

 

Wygląda zatem na to, że mamy do czynienia z dwoma rodzajami człowieka: nadludźmi (rasą panów?) i niewolnikami…


Przyznam, że nie słyszałem nigdy o żadnej zamożnej i wykształconej kobiecie, która zdecydowałaby się na bycie surogatką. Zagrożeniem dla społeczeństwa jest to, że bogaci i wpływowi, wynajmując niejako łono kobiety, traktują ją samą w sposób przedmiotowy, i ten proces uprzedmiotawiania człowieka to czyste diabelstwo, czyste zło.


Wiele mówił Pan o tych kwestiach w kontekście prawa, nauki i medycyny. Jak w tej chwili wygląda sytuacja na tych płaszczyznach?


Nauka i medycyna nie są w gruncie rzeczy złe, ponieważ ich osiągnięcia przyczyniają się do ratowania tysięcy ludzkich istnień. Jedynie biotechnologia nie może być wolna od krytycyzmu, a już tym bardziej od analiz pod kątem jej moralności. To, czym my się zajmujemy, to połączenie prawa, nauki i moralności. Dla przykładu: fizycy, czyli przedstawiciele nauki, swego czasu doszli, jak skonstruować bombę atomową, jednakże jedynie moralność i etyka są w stanie podpowiedzieć, czy powinno się ją zrzucać. Nasze stanowisko jest zatem takie, że to nie nauka jest zła, ale nauka tworzona bez analiz moralnych, mających swoje odbicie w prawie. Prawdziwe prawo to prawo, które prowadzi bezpośrednio do powszechnego dobra.


Zatem naukowcy powinni się kierować imperatywami moralności, nie zaś postępu technologii?


Właśnie tak. Imperatyw technologiczny nie może dominować nad moralnym. Imperatyw technologiczny sprowadza się do zasady: jeżeli potrafimy coś zrobić, zróbmy to, natomiast moralny: to, że potrafimy coś zrobić, wcale nie oznacza, że powinniśmy, chyba że jest to właściwe pod względem moralnym.


Czy nie odnosi Pan wrażenia, że cofamy się do okresu życia pierwszych ludzi na ziemi, Adama i Ewy, i czasów grzechu pierworodnego? Czy to nie jest tak, że rozwój technologii odciętej od moralności stanowi konsekwencję ludzkiego pragnienia uczynienia bogów z samych siebie, bycia jak Bóg, bycia kreatorami?


Ja bym to ujął nieco inaczej. Technologia oznacza, że jedni ludzie pragną kontroli nad innymi ludźmi. Kluczowe jest zatem upewnienie się, że kiedy ludzie używają technologii, czynią to w sposób, który afirmuje godność osoby ludzkiej i nie prowadzi do dehumanizacji.


Pan Bóg dał człowiekowi rozum. I kiedy człowiek, korzystając z tego rozumu, odkrywa technologię, nie jest to niczym złym. Złą rzeczą jest wykorzystywanie tego daru Bożego w celach przeciwnych dobru powszechnemu, destrukcyjnych, jak nieposzanowanie, wypaczanie i odbieranie ludzkiej godności. To nie technologia sama w sobie jest problemem, ale technologia w oderwaniu od moralności.


Mówił Pan wielokrotnie na temat surogacji, metody pozaustrojowego zapłodnienia in vitro oraz aborcji, że nie są to, jak usiłuje się nam wmówić, sprawy prywatne poszczególnych osób, które decydują się na te zdobycze cywilizacji śmierci, ponieważ wymagają zaangażowania licznych osób. Czy jednak tylko dlatego? Czy może są jeszcze jakieś inne powody?


Oczywiście wszystkie te wymienione przez panią rzeczy odnoszą się bezpośrednio do jedynej w swoim rodzaju, unikalnej godności pojedynczego, konkretnego człowieka. Bardzo młodego, ale przecież człowieka. I temu właśnie człowiekowi należy się pełna ochrona prawna i pełny szacunek. O konsekwencjach in vitro czy aborcji wiemy wiele, jednakże warto zwrócić uwagę na zagadnienie surogacji, która czyni z dziecka przedmiot porównywalny do samochodu czy butów.


Kościół bardzo mądrze mówi o akcie poczęcia jako efekcie złączenia ciała i duszy dwojga małżonków, tymczasem zarówno in vitro, jak i surogacja ową koniunkcję rozbijają.


Wspominał Pan o konieczności przestrzegania prawa. Czy surogacja jest z punktu widzenia tego ostatniego legalna? Mam co do tego poważne wątpliwości, biorąc pod uwagę zapisy, jakie znajdują się w kontraktach.


Nie wiem, jak jest w Polsce, jednak w Stanach Zjednoczonych prawo w ogóle nie reguluje ani kwestii surogacji, ani zapłodnienia in vitro, pozostawiając to w gestii ludzkich sumień. To obywatele decydują, czy chcą się tego podjąć czy nie. Tylko niektóre stany wprowadziły częściową regulację. Tymczasem z roku na rok będzie to coraz większy problem, ponieważ już w tej chwili wielu Amerykanów korzysta z in vitro, coraz więcej też decyduje się na surogację. Przyjdzie moment, kiedy nie będzie można już tych zjawisk ignorować.


A jak wygląda podejście organów wymiaru sprawiedliwości do matek-surogatek, które nie chcą dokonać aborcji swojego nienarodzonego dziecka, mimo że wymaga tego od nich kontrakt, w sytuacji, gdy tak zdecydują zleceniodawcy? Jaka jest praktyka orzecznictwa w tym zakresie?


Praktyka sądownicza jest w zasadzie w powijakach. Tego typu spraw było dotychczas zaledwie kilka i ten obszar dopiero zaczyna się rozwijać. W mojej ocenie, żaden z sędziów nie powinien nigdy zmuszać związanej kontraktem kobiety do wywiązania się z punktu o przymusie aborcji. To byłoby potworne zło. Dotychczas nic takiego się nie stało, ale nie sposób przewidzieć, co przyniesie przyszłość.


Od wielu lat obserwuje Pan zmiany zachodzące w amerykańskim społeczeństwie. Czy jest Pan w stanie ocenić, jak na społeczeństwo wpłynęło wprowadzenie aborcji, surogacji i zapłodnienia pozaustrojowego? Jakie są tego społeczne konsekwencje?


Sądzę, że aborcja, in vitro i surogacja są niejako pokłosiem walki w sercu i duszy o to, czy człowiek posiada godność niejako z przyrodzenia, czy też zyskuje ją dopiero w sytuacji, kiedy jest w stanie coś dla kogoś uczynić. Walkę tę widać na płaszczyźnie prawa, na płaszczyźnie kultury, gdzie jedynie patrząc z punktu widzenia etyki, jesteśmy w stanie dostrzec, że zarówno aborcja, surogacja, jak i in vitro prowadzą do dehumanizacji osoby ludzkiej. Problem w tym, że coraz częściej mamy do czynienia z tzw. etyką utylitaryzmu, czyli poglądem, że człowiek ma jakąkolwiek wartość jedynie wtedy, kiedy można go do czegoś wykorzystać. Stąd coraz częściej mamy przykłady odbierania człowiekowi przynależnej mu pozycji i praw.


Dobrą wiadomością jest to, że ruch pro-life w Stanach Zjednoczonych rozrasta się, jednak nadal wśród wielu Amerykanów pokutuje mentalność: powinienem mieć wszystko, czego tylko zapragnę, a moja moralność to nie twój interes.


Dziękuję za rozmowę.

 

Wywiad ukazał się w październikowym numerze miesięcznika "Moja Rodzina".

 

Fot. Ordo Iuris

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną