Dr Marta Cywińska o wolontariacie "dziękczynnym"

0
0
0
/

Dać wreszcie coś z siebie w konfrontacji z niewyobrażalnym cierpieniem! Tak, dokładnie. Pójść do hospicjum i przez godzinę pobyć z samotnym, ciepiącym człowiekiem. Pomóc pielęgniarkom i wolontariuszom. Poczytać chorym, opowiedzieć coś, a nawet umyć w hospicjum podłogę. Ofiarować godzinę cierpliwości i współodczuwania. Potrzymać za rękę samotnego i cierpiącego. Podtrzymać kubeczek ze słomką, cierpliwie, aż chory napije się wody. Koić głosem, pomóc w przygotowaniu posiłków i roznoszeniu ich. To rodzaj wolontariatu dziękczynnego – może po zderzeniu wakacyjnej beztroski z sednem życia hospicyjnego okaże się, że taki jednorazowy ofiarodawca „na godzinę” stanie się wolontariuszem długoterminowym? (...)  jeśli spotkało nas jakieś dobro, przekazujemy je komuś innemu, nie darczyńcy na siłę w ramach desperackiego rewanżu, tylko autentycznie  potrzebującemu. Człowiek w każdej chwili swego życia przygotowuje się mniej lub bardziej świadomie na śmierć, przez cały czas swego ziemskiego istnienia, więc cóż ta jedna jedyna godzina? Może będzie ona – dla wielu - esencją ich człowieczeństwa? Może nauczy ich pokory? Może wypleni egoizm? Może uświadomi ich bezsilność? Oduczy trwonienia słów? Pokaże, jak godnie można wchodzić w wieczność. Taka godzina czynnej modlitwy połączona z czujnym pielgrzymowaniem przy łóżku chorego w stanie terminalnym. Oddać godzinę swego życia umierającemu. I nie chwalić się „na Facebooku” albo „na blogu”.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną