Rzadko chwalę rząd, wszystko jedno – czy sprawowany przez płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, czy przez obóz zdrady i zaprzaństwa – ale tym razem muszę pochwalić za pomysł likwidacji użytkowania wieczystego. Użytkowanie wieczyste przyznawane jest użytkownikowi przez właściciela nieruchomości na 99 lat i stanowi namiastkę własności.
Z tego powodu stało się bardzo popularne za pierwszej komuny, która – jak wiadomo – realizując bolszewicką strategię rewolucji - „dążyła” do eliminacji własności prywatnej, jako źródła wszelkiego zła. Ale tylko „dążyła” - podobnie jak Jarosław Kaczyński „dąży” do „prawdy” w sprawie katastrofy smoleńskiej, albo pan poseł Mularczyk – do uzyskania od Niemiec reparacji wojennych. Nawiasem mówiąc, okazało się, że ta sprawa w zasadzie została już załatwiona.
Oto pan Jan Zbigniew Potocki, używający tytułu hrabiowskiego i uważający się za „legalnego prezydenta II Rzeczypospolitej”, wygrał dla Polski ponad 800 miliardów dolarów tytułem reparacji wojennych od Niemiec. Taki „prawomocny, niezaskarżalny i niezmienialny” wyrok wydał Europejski Sąd Polubowny Sąd Arbitrażowy w Ciechanowie, działający przy Regionalnym Klubie Biznesu w Opinogórze – o czym Jana Zbigniewa Hrabiego Potockiego poinformował prezes tego Sądu, prof. dr Jan Polakowski pismem wysłanym z „Londyn Luton” (tam właśnie mieści się lotnisko dla tanich linii lotniczych) dnia 12 kwietnia br. Pewien problem może nastręczać okoliczność, że prof. dr Jan Polakowski, filolog, rzeczywiście żył - ale w latach 1923-1997 – ale w tym przypadku nie o niego chodzi, tylko o profesora doktora marka Polakowskiego, który – jak sam pisze - „praktykę naukową odbył pod kierunkiem POLSKICH PROFESORÓW (pisownia oryginalna – SM) w Uniwersytecie w Munster Polizei Fuhrungsakademie w Munster, Hiltrup Bundeskriminalsakademie w Wiesbaden”. To Wiesbaden musi być ośrodkiem naukowym znacznie większym, niż myślimy, bo jest tam jeszcze Fachhochschule Wiesbaden i Vervaltungfachhofschule Wiesbaden.
Ciekawe, czy i tam są jacyś „polscy profesorowie”, ale pewnie są, bo gdzież ich nie ma! Pan prof. dr Marek Polakowski ma też w swoim dorobku publikacje naukowe, jak np. „System organizacyjny ochrony przeciwpożarowej” i temu podobne. Nic zatem dziwnego, że piastuje stanowisko prezesa wspomnianego Sądu. Teraz trzeba tylko (wygrał pan sprawę, trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć – informował adwokat swego klienta) jakoś ten „prawomocny, niezaskarżalny i niezmienialny” wyrok wyegzekwować, ale miejmy nadzieję, że Wielce Czcigodny Arkadiusz Mularczyk już bez trudu sobie z tym poradzi, bo przecież najważniejsze za nami!
Skoro tak, to nic dziwnego, że rząd „dobrej zmiany”, w przeddzień 30 rocznicy sławnej transformacji ustrojowej, wziął w swoje ręce sprawę użytkowania wieczystego. To trochę nie wypada, żeby taki relikt pierwszej komuny nadal pozostawał nietknięty, chociaż z drugiej strony warto przypomnieć, że u podstaw systemu prawnego III RP , jak gdyby nigdy nic, figurują nacjonalizacyjne dekrety PKWN. To tak, jakby podstawą systemu prawnego Republiki Federalnej Niemiec, były słynne „ustawy norymberskie” z 1935 roku.
Nawiasem mówiąc, te niemieckie ustawy były wzorowane na amerykańskich, o czym dzisiaj lepiej głośno nie mówić. Toteż w Niemczech Amerykanie przeprowadzili tylko „denazyfikację”, ale żadnej „transformacji ustrojowej”, jak u nas, nie było, toteż u nas takich reliktów komuny zachowało się znacznie więcej, np. tak zwane „spółdzielcze prawo do lokalu” w spółdzielniach budowlano-mieszkaniowych.
Właścicielem nieruchomości jest spółdzielnia, zaś jej członkowie, którzy za zajmowane mieszkania zapłacili, nabywają tylko wspomniane „spółdzielcze prawo”. Jest ono wprawdzie zbywalne i w tym sensie podobne do własności – ale tylko „podobne” - więc gdyby tak pewnego dnia stare kiejkuty na rozkaz Naszego Największego Sojusznika, wysunęły na pozycję lidera sceny politycznej tubylczego bantustanu, dajmy na to, partię „Razem” pana Adriana Zandberga, to nie ulega wątpliwości, że wszystko byłoby dopiero przed nami.
Nawiasem mówiąc, rządowy program „Mieszkanie plus” też nie przewiduje dojścia do własności, nawet za pośrednictwem kredytu z odwróconą hipoteką, a tylko - „dopłaty do czynszu”. Przyczynę takiej powściągliwości wyjaśnił mi pewien urzędnik z Gdyni. Na uwagę, że miasto mogłoby mieszkania sprzedawać, odparł – no tak, ale czym byśmy wtedy zarządzali? Toteż i rząd „dobrej zmiany” w zasadzie wybiera rozwiązania, które sprzyjają rozwojowi biurokracji – podobnie zresztą, jak było za sanacji, która dla Naczelnika Państwa jest ideałem do naśladowania.
W przypadku użytkowania wieczystego ma być inaczej. Ma ono w ogóle zostać zlikwidowane, a dotychczasowi użytkownicy wieczyści mają zostać właścicielami. Najciekawsze jest, że to już było; we wrześniu 1997 roku Sejm, z inicjatywy nieżyjącego już posła Eysymonta, uchwalił taką właśnie ustawę. Popierała ja Unia Polityki Realnej i pamiętam, jak zachęcaliśmy mieszkańców Pomorza Środkowego i Zachodniego, a także Dolnego Śląska i innych Ziem Odzyskanych do zakładania stowarzyszeń użytkowników wieczystych, które za pośrednictwem wojewodów naciskałyby rząd zlikwidowanie tego komunistycznego reliktu.
Rzecz bowiem w tym, że Niemcy zachowali księgi wieczyste, w których figurują jako właściciele, podczas gdy polscy posiadacze tych nieruchomości – tylko jako użytkownicy wieczyści. Zwiedzając skansen w Swołowie koło Słupska zauważyłem przy każdej zagrodzie tablicę z logo Unii Europejskiej. Zawierała ona historię tej posesji; kto ja zbudował, kto odbudowa po pożarze i tak dalej. Niemieccy właściciele byli wymienieni chronologicznie – a na końcu znajdowała się informacja – „a obecnie ta zagroda jest W POSIADANIU rodziny Ptaszyńskich”.
Ustawa została wprawdzie uchwalona, ale Niemcy nie zasypiali gruszek w popiele i gmina, bodajże w Namysłowie zaskarżyła ja do Trybunału Konstytucyjnego jako niezgodna z konstytucją. Skarżąca gmina podniosła, że Sejm może sobie w ten sposób rozporządzać własnością państwową, a nie – komunalną. Jak bowiem wiadomo, w roku 1990 znaczna część własności państwowej została „skomunalizowana” to znaczy - przekazana utworzonym właśnie gminom, jako organom samorządu terytorialnego. I Trybunał Konstytucyjny ustawę te uchylił, wskutek czego stosunki własnościowe na Ziemiach Zachodnich i Północnych, które w Niemczech – również w Munster i Wiesbaden – nazywane są „Utraconymi” - w zasadzie się nie zmieniły.
Cóż więc się zmieniło, że rząd wraca do tej sprawy? Ano – zmieniła się sytuacja w Unii Europejskiej, której polityczne kierownictwo już nie ukrywa, o co naprawdę chodzi. Najwyraźniej PiS, które w roku 2003 i 2009 było za Anschlussem, teraz liczy się z rozpadem UE, więc na wszelki wypadek na Ziemiach Odzyskanych próbuje stworzyć fakty dokonane. Tym razem Trybunał Konstytucyjny może nie będzie sypał mu piasku w szprychy, chociaż warto przypomnieć porzekadło popularne w I Rzeczypospolitej: „trybunał z dekretem, a Radziwiłł z muszkietem”.
Tym razem na trybunalskie dekrety żaden „Radziwiłł” by się nie porywał. Mamy w kraju prawie 2 mln Ukraińców, wśród których pół, a może nawet 1 procent może być zadaniowany wywiadowczo albo i dywersyjnie, więc gdyby nagle wybuchła w Polsce „wołynka”, to powstałyby warunki przewidziane w ustawie nr 1066 – o uczestnictwie formacji zbrojnych obcych państw w tłumieniu rozruchów na obszarze Rzeczypospolitej.
Ta ustawa, chociaż promulgowana przez obóz zdrady i zaprzaństwa, została utrzymana w mocy również przez obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm.