[caption id="attachment_49561" align="alignleft" width="300"]
A. Michnik i T. Mazowiecki/ fot. M. Kubik, wikimediacommons[/caption]
Rodzina byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego zażądała przeprosin od radnej Prawa i Sprawiedliwości za nazwanie go stalinowcem, komunistą i agentem NKWD.
Tylko że tak naprawdę ewentualne przeprosiny należą się wyłącznie za ostatnie stwierdzenie. Cóż nasz rzekomo „pierwszy niekomunistyczny premier Polski po II Wojnie Światowej” nie dosyć, że był mocno zaangażowany w komunizm, to jeszcze nawet na swoim stanowisku bronił i wspierał czerwonych po „demokratycznych przemianach” 1989 roku. To on na początku lat 90-tych wydał rozkaz pacyfikowania patriotycznej młodzieży, która nie potrafiła zrozumieć dealu z komuną. Cóż całe życie Tadeusza Mazowieckiego to takie sprzeczności.
Postępowy katolik o mocno semickich korzeniach, rzekomy chrześcijanin plujący na biskupa Kaczmarka, czy „pierwszy niekomunistyczny premier Polski po II Wojnie Światowej” dbający o interesy będących w jego rzekomo niekomunistycznym rządzie skrajnych komuchów z UB-eckimi rodowodami. Taka jest niestety znana prawda o Mazowieckim. Czego jeszcze nie wiemy? Tego, czy był, czy nie był agenturą NKWD.
A cała awantura wybuchła, kiedy lubelscy radni Platformy Obywatelskiej przygotowali projekt uchwały, który zakładał nazwanie nowej ulicy imieniem Tadeusza Mazowieckiego. Dyskusja w tej sprawie odbyła się podczas majowej sesji Rady Miasta Lublina. Chcieli oni rzekomo upamiętnić „pierwszego niekomunistycznego premiera rządu po II Wojnie Światowej”.
Wystawili oni Mazowieckiemu laurkę, niczym pierwszemu sekretarzowi Mongolskiej Republiki Ludowej. Jaki to był wielki człowiek, ile dobrego uczynił i jak ciężko byłoby naszej socjalistycznej ojczyźnie, gdyby ten wybitny ojciec narodu nie dostał z poręczenia Czesława Kiszczaka etatu „pierwszego niekomunistycznego premiera”. Cóż w Polsce od zawsze mamy do czynienia z brązowieniem postaci, które często zasługiwały na całkowitą wzgardę, lub przynajmniej dokładne zbadanie życiorysu. Taki kraj.
Z przedstawionym w uchwale uzasadnieniem nie zgodzili się samorządowcy Prawa i Sprawiedliwości. I tak radny Dariusz Jezior stwierdził, że mieszkańcy będą „pluć na tę ulicę” (co akurat jest średnio prawdą bo Polacy tak naprawdę mają znikomą wiedzę historyczną, a w naszym narodzie trafiają się różnej maści indywidua, które każdą zbrodnię banderowską, niemiecką, sowiecką, czy żydowską na Polakach uzasadnią, że „my przecież też mordowaliśmy”). Natomiast radna Prawa i Sprawiedliwości i emerytowana profesor Politechniki Lubelskiej Anna Jaśkowska powiedziała kilka słów prawdy o tym człowieku.
„Stalinowiec, komunista, agent NKWD. Kolaborował z bolszewicką władzą w czasach stalinowskich”. I rozpętało się piekło na życzenie rodziny świętego Tadzia, która poczuła się dotknięta opinią o swoim rodzicielu. Niezawodny, szkopski Onet rzekomo dotarł do informacji, że „radna musi przeprosić za swoje słowa o Tadeuszu Mazowieckim, inaczej rodzina będzie broniła jego dobrego imienia w sądzie. Radna PiS tłumaczy, że wiedzę o byłym premierze czerpała z sieci i trzeba ją zweryfikować w IPN (…) Opinia dotknęła jednego z synów nieżyjącego już polityka. Według naszych nieoficjalnych informacji rodzina domaga się przeprosin od Anny Jaśkowskiej. Sprawa może jeszcze zostać rozwiązana polubownie. W przypadku, gdyby autorka wspomnianych wcześniej słów nie chciała przeprosić, rodzina zmarłego polityka nie wyklucza skierowania pozwu cywilnego do sądu”.
I szczerze mówiąc dobrze, żeby się pani radna sądu nie wystraszyła. Ponieważ z wyżej wymienionych zarzutów „stalinowiec, komunista, agent NKWD. Kolaborował z bolszewicką władzą w czasach stalinowskich” tak naprawdę nie do udowodnienia jest tylko zarzut bycia agentem NKWD. Cała reszta jak najbardziej wynika z zakłamanego życiorysu Tadeusza Mazowieckiego, o czym w następnym tekście.
Zresztą tak samo zakłamanego, jak miało to miejsce w przypadku innych gwiazd kresu PRL-u i rozkwitu III RP: Adama Michnika, Jacka Kuronia, Bronisława Geremka, Władysława Frasyniuka, Henryka Wujca, Jana Lipińskiego, Bogdana Borusewicza, Michała Boniego i wielu, wielu innych. Stworzono z nich monumentalnych herosów na miarę największym bohaterów polskiej historii, a w większości byli to ludzie niesłychanie mali i podli.
Wielu z nich patologicznie nienawidziło Polski i Polaków, a mimo aż się paliło, żeby rządzić tym antysemickim, czarnym motłochem. W końcu byli tacy mądrzy, światli i wspaniali. Dziś wiele tych mitów zdechło, ale inne jeszcze się tlą, a tak sobie bliskie i zgoła dziś połączone środowiska ubecji i udecji próbują jeszcze lansować niektórych z wyżej wymienionych. Szczególnie tych zmarłych pchają na cokoły, choć naród ma dość przepoczwarzonej żydokomuny w postaci fałszywych „bohaterów” z Unii Demokratycznej, a potem Unii Wolności.