Bez wątpienia Polska jest bardzo ciekawym krajem.
Będąc białym, heteroseksualnym mężczyzną nie tylko obywatelstwa, ale także narodowości polskiej chciałbym mieć poczucie, że to jest moje państwo. Które w zamian za wywiązywanie się obywatela ze swoich obowiązków szanuje jego naturalne prawa. Tymczasem dla wielu Polaków własne państwo jest najgorszym wrogiem, które na każdym kroku stara się go bezceremonialnie orżnąć, oszukać i wytłumaczyć, że robi to zgodnie z obowiązującym prawem.
Na straży którego stoi skrajnie zdemoralizowana kasta prawnicza. Zgodnie z orwellowską zasadą, że są równi i równiejsi. Państwo polskie przez lata miało najwyższy wskaźnik bezrobocia w i tak cofającej się w rozwoju w stosunku do reszty świata Europie. Poziom biedy jest jedynym realnym wzrostem w naszej ekonomii, po wejściu do Unii wyjechało z kraju od półtora do trzech milionów Polaków.
Głównie młodych, energicznych i wykształconych. Podejmując się na Zachodzie najgorszych robót fizycznych. Jak niestety słusznie zauważył pewien dyplomata brytyjskiej ambasady w Warszawie rząd Jej Królewskiej Mości stworzył o wiele więcej miejsc pracy dla Polaków, niż rząd Marka Belki. Co miesiąc wyjeżdża kolejne 20 tysięcy młodzieży. Pozbawionej w ojczyźnie szans na godne życie, pracę, mieszkanie, założenie rodziny. Pozbawianych dostępu do edukacji (której bezpłatność jest iluzoryczna), czy dostępu do opieki zdrowotnej.
W kraju, gdzie minister zdrowia (z ówczesnego SLD Marek Balicki) miał czas na spacery z homosiami w czasie krakowskiej parady, a czasu na rozwiązanie problemów służby zdrowia już nie miał. Zresztą następni ministrowie byli nielepsi. Arłukowicz dostał ten stołek za przejście z SLD do Platformy Obywatelskiej, a Ewa Kopacz może i jest lekarką, ale jako minister zdrowia znała się na problemach resortu jak świnia na zaawansowanej astronomii. Zresztą obecny minister też robi wszystko na korzyść lobby farmaceutycznego i szczepionkowego. Tymczasem ciągle wyjeżdżają ludzie, którym ojczyste państwo zabrało już nawet nadzieję.
Chciałbym żyć w kraju, gdzie jeżdżące po pijanemu i w takim stanie wjeżdżające w pojazdy innych użytkowników drogi łódzkie posłanki jedynie słusznej dla mediów Pełnej Odpowiedzialności idą do więzienia, a nie dalej brylują z trybuny sejmowej. I była liderką listy PO w łódzkim, bo tak uważa Donald Tusk, obwołujący się „człowiekiem z zasadami”. Ciekawe jak pani poseł głosowała w poprzedniej kadencji w trakcie prac nad ustawą o wychowaniu w trzeźwości?
W kraju gdzie, lekarz pogotowia, który celowo uśmiercił pacjenta idzie do więzienia, skazany na dożywocie, a lekarz, który zrobił to przypadkiem w stanie upojenia alkoholowego ma zasądzony wyrok bezwzględnego pozbawienia wolności i dożywotni zakaz wykonywania zawodu. Gdzie korporacje dbają o poziom etyczny swoich członków, a nie chronią swoje czarne owce, dbając tylko o zysk W kraju, gdzie prawo chroni biednych i słabych, a nie wystawia ich na żer silnych i bogatych. Chciałbym, żeby przedsiębiorca szanował pracownika, a Kodeks Pracy nie był tylko martwym przez nikogo nie przestrzeganym życzeniowym zapisem. Gdzie nasz przedsiębiorca ma równe szanse jak wielki, zachodni kapitał, a nie jest oszukiwany przez prawodawców, ścigany przez Urzędy Skarbowe w ramach głupich, kryminogennych przepisów.
I gdzie ma możliwość uzyskania taniego, wieloletniego kredytu w polskim banku. Pragnę, żeby Polska nie była współokupantem Iraku, Afganistanu, czy siewcą rozwoju wrogiej, zakochanej w swoich mordercach sprzed 75-lat nam sąsiedniej UPA-iny na koszt naszego podatnika. Płacąc polską krwią i wydając tak potrzebne na inne wydatki złotówki. Życzyłbym sobie państwa oszczędnego, o sensownym prawie, niskim bezrobociu i dobrych wskaźnikach gospodarczych.
Jednak dobre wyniki makroekonomiczne nie mogłyby być podstawą do ściągania milionów Ukraińców i dziesiątek tysięcy mieszkańców Indii, Pakistanu, Bangladeszu i Nepalu. Tylko, żeby obniżyć koszty pracy. I dać więcej zarobić zachodniemu kapitałowi który wpakował nam swoje montownie, sieci handlowe, call-centery, wysypiska i spalarnie śmieci oraz oddziały dojących na masową skalę Polaków banków. Przy tym płacąc zaledwie iluzoryczne podatki.
Państwa prowadzącego politykę wspierania rodziny, polskich przedsiębiorstw i polskiego chłopa. Państwa zapewniającego młodym ludziom szansę zdobycia wykształcenia, dobrej pracy, kupienia na (jak najkrótszy i najniżej oprocentowany) kredyt wymarzonego mieszkania i założenia rodziny. Z poczuciem bezpieczeństwa, że nie zdechną z głodu, a dzieci nie zostaną im zabrane, nawet jak oboje stracą pracę mając dwójkę, czy trójkę dzieci.
Państwa poczuwającego się do swoich obowiązków wobec własnych obywateli, a nie całego świata, w rodzaju „walki o demokrację” w Iraku, Afganistanie na Ukrainie, Białorusi, czy nawet na Kubie. A niedługo zapewne także w uznanym za część „Osi Zła” Iranie. Tylko co, jeśli takiego państwa się nie doczekam, a wszystko na to wskazuje - bo zaczynam się rozczarowywać do „dobrej zmiany”, która zaczęła się potykać o własne nogi. Czy też powinienem wyjechać do mycia garów w Dublinie, bo w Londynie po Brexicie już mnie nie chcą?