Jedną z najulubieńszych lektur mojego dzieciństwa były przedwojenne numery „Rycerzyka Niepokalanej”.
Znajdywałam w nich modlitwy pisane językiem, jakiego nie słyszałam przebywając w gronie rówieśników - choćby „Modlitwa dziecka”, którą po tylu, tylu latach cytuję z pamięci:
Dobry Boże! Dla Ciebie
prośbę moją zanoszę
Usłysz głos mój, tam w niebie
i spraw, o co cię proszę!
Niech mój tatuś dostanie
jakąś pracę, choć skromną,
niech rodzice kochani
o swych troskach zapomną,
Niech Aniołki Twe strzegą
mnie, rodziców i domu
i niech chleba czarnego
już nie braknie nikomu (...)”,
...a także fragmenty pamiętników dzieci o szczególnej wrażliwości oraz gorliwości religijnej opowieści o egzotycznych krajach, w których pracowali misjonarze, nieniegdysiejsze ciekawostki („Elektryczne nogi”, „Skąd się wzięła guma do ołówka” ), „Jak mieszka i żyje Papież Pius XI”, o cierpieniu Pana Jezusa w Ogrójcu, o przedwczesnej śmierci dwunastoletniej członkini Milicji Niepokalanej, o ofierze dla młodzieży sowieckiej (”Wrogowie Boga i Kościoła wszelkimi siłami starają się wyrwać zupełnie z serc młodzieży sowieckiej wiarę i miłość ku Bogu. Sowiety pragną wychować swoich młodych obywateli w zupełnej nieznajomości Boga, a nawet nienawiści ku Niemu. Boleśnie to odczuwa cały świat katolicki. Nie mogąc zaradzić temu w inny sposób, zaczęto się modlić o zmiłowanie Boże dla tych młodych dusz”). To tylko kilka przykładów z numerów z 1936 roku.
Były też w „Rycerzyku” przepiękne poematy poświęcone Matce Boskiej jak choćby „Ktoś ty, o Pani”, podpisany inicjałami P.W., zdjęcia czytelników i czytelniczek zrobione w dniu I Komunii Świętej, recenzje wartościowych książek, inteligentne dowcipy oraz rozrywki umysłowe (czyli krzyżówki, rebusy i szarady, od których nie można było się oderwać).
Nie sposób przytoczyć wszystkich ważniejszych tekstów i wierszy, które zostały w mej pamięci aż do dziś. Wiele z nich ma charakter ponadczasowy i powinno się je czytać dzieciom oraz wnukom.
W latach trzydziestych, z których pochodzą ocalone egzemplarze „Rycerzyka Niepokalanej” , a nawet jeszcze w moim dzieciństwie, czytanie prasy dla dzieci było nie tylko wielką celebracją, ale przygodą oraz radością odkrywania.
Teraz dzieciństwo mija zbyt szybko, przylepione do ekranów, ukryte w słuchawkach, obojętne na wołanie innego dziecka i dorosłego, który rozleniwił się bardzo i jego niegdysiejsza „wiedza gazetowo-czasopismowa” jest już internetowa, czyli czerpiąca bezkrytycznie z samozwańczej nieomylności innych.
Od kilku lat na całym świecie dotkliwie ucierpiało czytelnictwo prasy „papierowej”, natomiast utratę uwagi czytelników w druku rekompensuje ich rosnące zainteresowanie internetowymi wersjami gazet oraz czasopism. Królują czasopisma o tematyce popularnonaukowej oraz historycznej, których ostatnio w Polsce mnogo, a „gazwyb” niedługo będą czytać chyba tylko dzieci, szczególnie te z wysokim poziomem naiwności lub rozsmakowane w formach rozrywkowych (tragikomedia).
I pomyśleć, że kiedyś słowo pisane było dla jednym luksusem, dla innych - pięknem i dobrem. Teraz nawet dla wielu publicystów dobrze napisany tekst to „cruciatus Tantali”.