Kiedy obserwuje się, jakie rząd podejmuje sposoby na uczczenie 100. rocznicy polskich niepodległości, powstaje pytanie: czemu to służy?
Nietrafiony rejs z Mateuszem Kusznierewiczem dookoła świata, z którego w końcu się wycofano (bardzo droga impreza, kompletnie niezrozumiała, tym bardziej, że przecież Dar Młodzieży robi to samo), różnej maści konkursy literackie, koncerty, pomysł Antoniego Macierewicza, żeby postawić 100 obelisków (czego w końcu po dymisji ministra też nie zrobiono) itp. itd.
Jasne, nie chodzi o to by zupełnie przekreślać te inicjatywy. Konkursy i koncerty mają swoją wartość, przypominają, angażują młodych, mogą dać do myślenia, ale to wszystko trochę mało.
Warto by w tak okrągłą rocznicę zrobić coś więcej, co byłoby trwalsze i wpłynęło na mentalność ogółu społeczeństwa.
Można by np. przyjąć narodowy program wychowania patriotycznego, tak bardzo zaniedbanego, i w tym roku wprowadzić go do szkół z myślą, że będzie na dziesięciolecia.
Można by uruchomić np. w mniejszych miastach wiele regionalnych galerii sztuki, w których wystawiano by reprodukcje największych polskich dzieł sztuki i prowadzono tam szkoły na lekcje muzealne.
Można by zachęcić uniwersytety do ogólnopolskiej debaty na temat polskości, odświeżyć studia nad polskim romantyzmem, przypomnieć najważniejsze postacie naszej historii itd.