Zadziwia dlaczego katolicy, którzy mają tak wielki potencjał w Polsce, są tak nieskuteczni.
Katolicy mają w Polsce wiele stowarzyszeń, organizacji, wydawnictw, mediów, z których część należy wprost do Kościoła, część do ludzi świeckich. Mają też, przynajmniej werbalne, poparcie u partii rządzącej, która boi się wprost narażać Kościołowi i katolikom, spośród których ma wiele wyborców.
Mimo tego potencjału, nie widać, żeby katolicy potrafili egzekwować zmiany w społeczeństwie. Nie chodzi tylko o słynną walkę z aborcją, gdzie akurat środowiska prolife są zdeterminowane i być może w końcu odniosą sukces w Trybunale Konstytucyjnym.
Chodzi o inne kwestie, jak walka z pornografią, ideologią gender w szkołach, antykatolickimi treściami w podstawie programowej, antychrześcijańskimi dziełami "kultury" finansowanymi z pieniędzy publicznych (w tym przez samych katolików więc), przepisami uderzającymi w niezależność rodziny, brakiem odpowiedniego wsparcia dla nich itd. itp.
Wydaje się, że ten stan rzeczy wynika z kilku powodów, ale można wymienić dwa podstawowe.
Pierwszym z nich jest brak jedności w Kościele i wśród katolików. Poszczególne środowiska, grupy, wspólnoty i jednostki są tak podzieleni, że nie są w stanie podjąć żadnej skoordynowanej akcji. Nie są w stanie zrobić tego nawet biskupi, którzy próbowali np. stworzyć ogólnopolski dziennik katolicki finansowany przez wszystkie diecezje, ale pomysł ten upadł w skutek braku porozumienia. Wciąż osobiste ambicje stoją na przeszkodzie w realizacji wielkich i mniejszych planów i pomysłów.
Drugim powodem jest generalne wycofywanie się duszpasterzy i katolików z życia społecznego, które trwa w Polsce od lat 90. Jeszcze wówczas biskupi komentowali bieżące sprawy społeczne, księża mieli zakaz pojawiania się w Polsacie, który uchodził wtedy za najbardziej antykatolicką telewizję, a wierni organizowali się i zwalczali, przynajmniej lokalnie, antychrześcijańskie zjawiska. Dochodziło wtedy to takich akcji, kiedy to np. na terenie miasta udało się wyeliminować pornografię z ekspozycji sklepowych, żeby dzieci nie musiały się z nią stykać. Teraz nie słychać takich głosów i o takich działaniach.
To wycofywanie wydaje się niestety programowe i jest pewnym pokłosiem ostatniego soboru. Od czasów Soboru Watykańskiego II nie jest modne mówienie o "Kościele walczącym", krucjaty są potępiane, odchodzi się od takich pojęć, jak "rycerstwo" (słynne Rycerstwo Niepokalanej św. o. Kolbe), nie mówi się o budowaniu królestwa Chrystusa Króla. Dominuje "dialog", a więc uległość, zgoda na wszelką dewiację, tolerancja dla wszystkiego.
Jest też z pewnością wygodne. Po co się narażać? Po co komuś wchodzić w drogę? Własne interesy mogą na tym ucierpieć.
Trzeba wrócić do teologii duchowej walki i znaleźć w sobie motywację do działania, bo inaczej już za parę lat Polska stanie się drugą Irlandią.
Poradnia Zdrowego Rodzicielstwa zaprasza >>