Kolejne wybory powinny się odbyć pod lupą OBWE!
Z poseł Gabrielą Masłowską (PiS) rozmawia Anna Wiejak
Polscy politycy od dłuższego czasu są obserwatorami wyborów na Ukrainie w ramach misji OBWE, ale to chyba wybory w Polsce powinny być obserwowane przez tą organizację?
- Co do tego jestem zupełnie przekonana.
Od kilku lat, kiedy organizowano różne wybory, mieliśmy wiele zastrzeżeń i wątpliwości co do prawidłowości przebiegu. Taki niepokój zgłaszają wyborcy. Cały czas mobilizują do lepszego przeprowadzenia wyborów - poświęcają się obywatele bardzo, zgłaszają się sami na mężów zaufania itd. I ich wiedza i intuicja wskazywała na to, że jest bardzo źle pod tym względem w Polsce. Wątpliwości budziło ulokowanie serwerów w siedzibie spółki rosyjskiej, gdzie trzymano je kilka lat, co dotarło do opinii publicznej. My próbowaliśmy wielokrotnie tę sprawę wyjaśniać chociażby na posiedzeniach Komisji Finansów i poprzez składane interpelacje. Ostatecznie udało się, po wygaśnięciu tej umowy, zmienić siedzibę serwerowni, ale niestety nie dołożono starań, żeby działały one skutecznie i sprawnie.
Ostatnie wybory samorządowe pokazały dobitnie, że nikt ze zdaniem narodu liczył się nie będzie, nawet jeżeli chodzi o wybór przedstawicieli tegoż narodu. Jest to ewidentne złamanie Konstytucji, która mówi, że to naród jest suwerenem, a nie wąska grupa "cwaniaków". Czy to oznacza definitywny koniec z zachowywaniem pozorów demokracji i jawne przejście do oligarchii o charakterze mafijnym?
- Mam głęboką nadzieję, że do tego nie dojdzie, że nie dojdzie do aż takiego stanu destrukcji państwa polskiego i bezprawia. Mam nadzieję, że Polacy, którzy w sytuacjach trudnych zwykle potrafią się zmobilizować, kiedy jest poważne zagrożenie, wyciągną wnioski z tych wyborów. Pozostaje nam mieć taką nadzieję i robić wszystko, co jest możliwe, żeby wzrosła świadomość narodu. Jest to trudne ze względu na ogromne oddziaływanie mediów prorządowych, które kształtują w tej chwili świadomość narodową. Tu jest wielki problem, dlatego bezcenne są takie media, takie portale, które rozumieją, co to znaczy interes państwa i suwerenność narodu, i które poprzez swoją działalność potrafią wzniecać, albo podtrzymywać, poczucie odpowiedzialności i dumy naszej narodowej.
Mówi Pani o tym, że Polacy się zmobilizują, czyli - jak rozumiem - pójdą do kolejnych wyborów, tymczasem Polacy stracili poczucie tego, że przez kartę wrzuconą do wyborczej urny mają wpływ na rzeczywistość polskiej sceny politycznej. Co należałoby uczynić, aby odbudować zaufanie obywateli do systemu? Czy to w ogóle jest jeszcze możliwe?
- Myślę, że jest to możliwe i tak musi być, bo jaką mamy alternatywę? Tu musi pójść cały wysiłek i polityków i mediów, żeby odbudować zaufanie do demokracji, do tego systemu. Będzie to trudne, będzie to wymagać czasu i będzie zależało od tego, jakie będą w tej chwili posunięcia rządu, po tych wyborach: czy przejdzie się do porządku dziennego, jak to sygnalizuje prezydent Bronisław Komorowski, który stoi na stanowisku, że nic się właściwie nie stało i wtedy rzeczywiście będzie wielki problem, czy też potrafią i partie, z prezydentem na czele, wyciągnąć z tego wnioski i być może dojdzie do powtórzenia tych wyborów.
Uważam, że powtórne głosowanie ma tu sens, bo to byłoby częściowe odbudowanie wiarygodności władzy. Czy jednak to nastąpi? Znając pazerność na władzę koalicji PO-PSL, a mają oni większość w Sejmie, nie sądzę, aby mogli tak łatwo się na to zdobyć. Jest to kwestia podejścia do tych ważnych dla Polski spraw narodowych, bo przecież nic by się nie stało, gdyby wybory powtórzyć. Wtedy wszyscy mieliby satysfakcję, że ci wybrani rzeczywiście mają pełne prawo reprezentowania narodu, bo w tej chwili jest to pod wielkim znakiem zapytania.
Ja nie miałabym zaufania do tak wybranych władz np. w sejmikach. Przecież to jest rzeczą niemożliwą, żeby taki był wynik wyborów do sejmików. Ja pracuję z ludźmi, także na terenach wiejskich, i znam poglądy i odczucia mieszkańców wsi, w tym rolników. Wynik tych wyborów jest zupełnie inny aniżeli poglądy mieszkańców wsi. To dziwna rzecz. Być może przyczyną były skomplikowane karty wyborcze i niedokładna informacja - ludzie nie wiedzieli, jak należy postępować w trakcie głosowania. Na przykład, kiedy ktoś kandydował na stanowisko prezydenta i do sejmiku, to ludziom wydawało się, że należy oddać tylko jeden głos na liście, który automatycznie przejdzie na danego kandydata również na listę do sejmiku.
Myślę, że to, co się stało, to po prostu horror.
Czy głowa państwa nie powinna wraz z całym rządem podać się wreszcie do dymisji?
- To jest kwestia odpowiedzialności i honoru, a po tych ludziach nie spodziewałabym się tego. Politycy PO-PSL, w tym również pan prezydent, nie mają poczucia odpowiedzialności i honoru, co zresztą skutkuje tym, że doprowadzili do chaosu w państwie, niosącego za sobą konsekwencje na arenie międzynarodowej. To jest sytuacja bardzo korzystna dla naszych sąsiadów. Państwo jest w rozkładzie i te wybory to potwierdzają. My wielokrotnie mówiliśmy, że instytucje państwa nie działają, także te instytucje centralne, które odpowiadają np. za finanse, czy za kontrole. Te instytucje są upolitycznione do granic absurdu. Wskazywane konkretne nadużycia są nietykane, umarzane tylko dlatego, że za tym stoją ludzie związani z koalicją rządzącą.
Oni się nie podadzą do dymisji z jeszcze jednego powodu: zbyt bardzo podobają im się otrzymywane apanaże, żeby z nich zrezygnowali. Przecież zatrudniają sztaby ludzi w agencjach, po warunkiem, że ktoś się zapisze do partii. Przy głodzie pracy, jaki ma miejsce w tej chwili zmuszają ludzi w ten sposób do wstępowania w szeregi partii, żeby pokazać swoją siłę. Potem ci ludzie, może nawet zastraszani, głosują na nich. Według mnie to jest po prostu horror.
Takim niesamowicie wyrazistym symbolem tego horroru było użycie kosza na śmiecie jako urny wyborczej, opatrzenie go godłem Polski, to chyba największe z możliwych upodlenie tego symbolu. Czy nie należałoby wyciągnąć prawnych konsekwencji?
- Bezwzględnie należy wyciągnąć prawne konsekwencje, ale widzą państwo, że od pewnego czasu przyzwalało się na szarganie różnych symboli nie tylko narodowych, lecz także katolickich, religijnych. Tworzono przez wiele lat ku temu taki klimat - pod pretekstem upowszechniania jakichś "dzieł sztuki" dopuszczano się obrazoburczych działań, a ludzie, którzy to robili, pozostawali bezkarni. To wszystko działo się przy akceptacji Ministerstwa Kultury, przy akceptacji tego rządu. Dlatego dochodzi do takich rzeczy. Gdyby się coś takiego stało w Niemczech, to nazajutrz nie ma ministrów, podają się do dymisji, bo nie potrafili uszanować symboli narodowych. Tutaj natomiast mamy do czynienia nie tylko z obojętnością, ale wręcz z niszczeniem wszelkich autorytetów i wszelkich symboli, gdyż wtedy łatwo jest ludźmi manipulować.
Dziękuję za rozmowę.
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl