
Przed laty prowadziłam „przez moment” zajęcia na jednej z szacownych uczelni francuskich. Trafiła mi się wówczas grupa mocno wielonarodowościowa – w tym z pokaźną reprezentacją studentów z Libanu. Po jednym z wykładów dialogowanych (współprowadzonych z panią z Madagaskaru zauroczoną kulturą polską) podjęliśmy w rozmowie motyw symbolu w kulturze europejskiej oraz okazało się, że studenci libańscy wiedzieli, co wydarzyło się w Katyniu, zaś studenci rdzennie francuscy nigdy o Katyniu nie słyszeli!
A tak na marginesie – to także różne doświadczenia wielokulturowe na przestrzeni całego życia jeszcze bardziej umocniły mnie w poglądach, którym jestem wierna niezależnie od wszelkich burz dziejowych. Co ciekawe, nawet libańscy studenci kierunków ścisłych płynnie wypowiadali się w rozmowie na temat kultury Fenicji, Asyrii, Babilonii, Macedonii, Persji czy Ptolemeuszy... podczas gdy rdzenni Francuzi - ci od "Liberté, Égalité, Fraternité, ou la Mort" milczeli - również z braku wiedzy nie tylko o Europie, ale i o świecie. Słabo wykształceni potrafią jednak błyskotliwie konsumować.
Bomba atomowa cywilizacji śmierci już wybuchła i Francja zachowuje się jakby ją trawiły objawy choroby popromiennej. Pierwsze płonące samochody widziałam już przed trzydziestu laty. Ewakuację wskutek prawdopodobieństwa podłożonego ładunku również. Już wówczas niektórzy Paryżanie okrutnie szydzili z mojego przywiązania do polskości i katolicyzmu.
Ukojeniem była wówczas Bretania, gdzie pogłębiało się moje przywiązanie do fundamentalnych wartości i estetyki Wielkiego Średniowiecza, tu powstawały moje pierwsze wiersze w języku francuskim, tu odkrywałam inkunabuły i spokoju szukałam we wnętrzu gotyckiej katedry św. Piotra i Pawła w Nantes, wybudowanej w latach 1434-1891.
W jej wnętrzu przystawałam choć na chwilę przed renesansowym grobowcem Franciszka II i jego żony Małgorzaty de Foix, wszak otaczające go figury symbolizują cztery cnoty kardynalne: sprawiedliwość, męstwo, roztropność i umiarkowanie. To w Nantes przyszedł na świat Jules Verne. Zaczytywałam się w pierwszych, autentycznych egzemplarzach jego dzieł siedząc na filigranowej ławeczce u stóp nantejskiego Zamku Książąt Bretanii.
A potem nadszedł czas pożogi. złodziej wykradł mi fragmenty moich publikacji o Bretanii i na zasadzie „kopiuj-wklej” zamieścił jako swoje. Nigdy do kradzieży się ów nie przyznał i nic nie wskazuje by miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia, ale piętno złodzieja na czole płonie.
Nantes też płonie. Ze wstydu. Swego czasu w dwudziestu siedmiu liceach Nantes uczniowie i męska część grona pedagogicznego włożyła spódniczki.Media francuskie krzyczały, że „Dzień spódnicy” to przecież wielki dzień licealnego protestu wobec seksizmu.
Rodzice ponoć o spódniczkowej akcji byli wcześniej poinformowani. Tak oto kawałek szmatki wokół bioder staje się sztandarem wielkiego święta szkół i upadku honoru narodowego.
Niespełna dwa tygodnie temu Paryż, Nicea, Lyon oraz Tulon "stanęły w ogniu". "Spontaniczne" pożary były skutkiem „radosnego świętowania” tryumfu reprezentacji „trójkolorowych” w Mistrzostwach. Francja płonie, a zarazem gaśnie.