Pisałem już wcześniej, czym są polskie, wyższe uczelnie.
prawy.pl/76276-magistra-inzyniera-do-rozwozenia-obornika-szukam-czyli-ministerstwo-szkodnictwa-wyzszego/
Dziś poruszę kolejne zagadanienie związane ze szkolnictwem wyższym. To, że są to prywatne folwarki za publiczne pieniądze.
Kadry towarzyszu. Kadry i kasa - nie rankingi... .
Większość państwowych szkół wyższych za publiczne pieniądze zamieniło się w prywatne folwarki, gdzie kadra naukowa załatwia swoje rozliczne, nie zawsze czyste interesiki, zatrudnia swoja rodzinę i udaje, że czegokolwiek uczy. O poziomie uniwersytetów i politechnik najlepiej świadczą międzynarodowe rankingi A tam ze trzy polskie uczelnie znalazły się około pięćsetnej pozycji na świecie. A będzie jeszcze gorzej.
Na przeciętnej polskiej uczelni wyższej stara kadra pozatrudniała swoje dzieci, współmałżonków, kuzynów, dzieci kuzynów itd. Co ciekawe owe dzieci nie muszą mieć nawet ukończonych studiów kierunkowych. Przykładem może być córka profesorki polonistyki, która po ukończonych studiach na prawie i historii prowadziła zajęcia z polonistyki, na macierzystej uczelni matki! Następni do zatrudnienia są znajomi. A później odbywa się skrajna selekcja negatywna. Profesor miernota bierze głupszego od siebie doktora, a ten promuje jeszcze bardziej tępego magistra na studia doktoranckie. Coś jak w rządzie, gdzie nawet średni intelektualista może błyszczeć na tle kompletnego inteligenta inaczej. Moje oceny wcale nie są przejaskrawione: kiedyś mój kolega na studiów doktoranckich usłyszeliśmy od szefa katedry historii ziem polskich XIX wieku i jednocześnie byłego rektora Uniwersytetu Łódzkiego na temat jednego z jego doktorantów (obecnie człowieka robiącego już habilitację): „Panowie musiałem zatrudnić R… ponieważ on nic nie umie, na niczym się nie zna i nigdzie poza uczelnią nie znalazłby żadnej pracy, a wy sobie jakoś sami poradzicie”. W dodatku okazało się że to odległa rodzina pana rektora.
Finanse z kieszeni podatnika
Skoro już wiemy, jaka jest polityka kadrowa to przejdźmy teraz do programowej i finansowej. Otóż moim zdaniem wszelkie uczelnie, zarówno państwowe, jak i prywatne, czy kościelne powinny zostać pozbawione jakichkolwiek dotacji. Pieniądze podatnika nie powinny być wydawane na coś, co jest prywatnym folwarkiem rektorów i dziekanów. Zresztą, gdy nawet uczelnie osiągają bardzo poważne dochody to i tak są one kradzione i marnotrawione. Najlepszym przykładem mogą być problemy finansowe Szkoły Głównej Handlowej, gdzie ogromne kwoty były wyprowadzane przez umowy zlecenia i zewnętrznych ekspertów.
Skończył się boom będzie bum
Powszechne Szkodnictwo Wyższe (przepraszam szkolnictwo) doszło już do ściany. Gdy okazało się, że śmieciowe dyplomy Wyższych Szkół Humanistyczno-Ekonomiczno-Logistyczno-Lingwistycznych nie mają żadnej wartości na rynku pracy boom edukacyjny zaczął się kończyć. Drugim czynnikiem hamującym i ograniczającym rynek szkół wyższych okazała się propagandowa decyzja Donalda Tuska o likwidacji poborowej służby wojskowej. Wtedy wszyscy ci, którzy na uczelnie szli, żeby uniknąć wojska stwierdzili jak najbardziej słusznie, że wyżej wymieniona uczelnia wielkie g... im daje i dali sobie spokój. Wychodząc z drugiego słusznego założenia, że w Londynie, czy Dublinie też jest życie.
I nie będą musieli się użerać z idiotyzmami polskich uczelni wyższych, ani z naszym rynkiem pracy kraju III Świata. A trzecim banalnym powodem jest niż demograficzny. W efekcie walka miedzy uczelniami stała się ostrzejsza, a Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego często okazuje się stroną w sporach uczelni. Przykładowo za Platformy ministerstwo w osobie minister „załatwiło” Wyższą Szkołę Humanistyczno-Ekonomiczną w Łodzi, ponieważ była zbyt dynamiczna i jej zamiejscowe filie podpadły szkołom promowanym przez ministerstwo, a konkretnie te w których uczył mąż pani minister. Czy trzeba coś jeszcze dodawać?
Oprócz bycia folwarkami dla rodziny i znajomych, często bez właściwego przygotowania merytorycznego (jakby jakiekolwiek zdolności w Polsce decydowały o karierze naukowej – przypomnę jeszcze raz wspomniany wyżej przykład - córki profesorki polonistyki, która po ukończonych studiach na prawie i historii prowadziła zajęcia z polonistyki, na macierzystej uczelni matki, choć o nauczaniu języka polskiego miała mniejsze pojęcie, niż lądujący z pontonu w Hiszpanii Murzyn o astrofizyce) uczelnie wyższe przechowują także wszelkiej maści idiotów i ludzi chorych: pederastów, skrajnych lewaków, Żydów, Murzynów, czy innych mniejszości narodowych, etnicznych, seksualnych i jakie tylko można sobie wymyślić. A o tym w następnym artykule.
Fot.Pixabay