PiS obiecał podwyższenie kwoty wolnej od podatku i ulgi w ZUS-ie dla małych przedsiębiorców. Obietnice spełnił, ale w taki sposób, że w praktyce zmiany te obejmą tylko najmniej zarabiających.
Można w tej sytuacji tłumaczyć, że budżet jest napięty, a pomóc trzeba w pierwszej kolejności najuboższym. Niestety pomoc najuboższym wcale nie oznacza w rzeczywistości pomocy najbardziej potrzebującym.
Przekonałem się o tym, zasiadając kilka lat z rzędu w uczelnianej komisji stypendialnej. Rozpatrywałem m.in. wnioski o stypendium socjalne dla studentów znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej. Liczba stypendiów była ograniczona i otrzymywali je ci, których rodziny uzyskiwały najmniejszy dochód.
W dużej liczbie wniosków dochód na jednego członka rodziny wynosił kilkadziesiąt złotych. Z reguły działo się tak we wnioskach osób spoza Warszawy. Jakby nie patrzeć, jest niemożliwością przeżyć za taką kwotę. Jeśli nawet ktoś miałby taki dochód, nie mógłby sobie pozwolić na wysłanie dziecka do stolicy na studia.
Rzecz w tym, że w Polsce, także na skutek nadmiernego opodatkowania i różnych danin typu ZUS, bardzo wiele osób ucieka w szarą strefę. Osoby te nie tylko unikają opodatkowania, ale są także premiowani przez państwo, bo stają się beneficjentami wszelkich programów socjalnych.