Pacyfikacja internowanych w więzieniu w Kwidzynie w 1982 roku: bestialstwo i okrucieństwo

0
0
0
/

Następna faza operacji pacyfikacyjnej protestu nosiła wdzięczną nazwę „przeszukania”. Kilkuosobowe grupy bojowców klawiszy rozpoczęły metodyczne bicie i poniżanie internowanych. Komuna zawsze kładła duży nacisk na kulturę i oświatę niestety potwierdziło się to i tym razem. Więzienny „wychowawca”, KO-wiec Edmund Młotkowski z dużym poświęceniem starał się szerzyć czerwoną kulturę zdemoralizowanego systemu wskazując osoby przeznaczone do specjalnego bicia. Klawisze tego dnia odreagowywali wszystkie swoje nagromadzone w kontaktach z internowanymi stresy w pocie czoła nie oszczędzając sił w służbie socjalistycznej ojczyźnie. Pacyfikacja wewnątrz więzienia trwała od godz. 12.40 do 14.00 i niestrudzeni obrońcy zbrodniczego systemu ofiarnie wbijali nam nie tylko do głów, ale i gdzie popadło swoje idee porządku i równości (z podłogą) i przewodniej roli pały, powodując przy tym wiele siniaków i czasem z zapałem łamiąc nam kości. Rozwścieczeni, a może i po środkach odurzających oprawcy zorganizowali przemyślne “ścieżki zdrowia” na zalanym wodą korytarzu, otwierając kolejno cele i przeganiając internowanych na dokładną osobistą kontrolę do świetlicy (naprzeciwko naszej celi), aby w tym czasie dokonać dokładnego kipiszu w ich celi. Następnie wywoływano pojedynczo po nazwisku ludzi ze świetlicy gdzie ustawiony w dwuszeregu z pałami gotowymi do „masażu” stał oddział do uśmierzania więziennych buntów, zapraszający na przebycie tradycyjnej „ścieżki zdrowia”. Internowany miał przebiec pod gradem pałek i okazjonalnych kopnięć między umundurowanymi miłośnikami starego reżimu. Były różne szkoły jak się zachować, czy biegnąc chronić ramionami głowę i odsłaniać nerki i inne organy? Najważniejsza była zasada, aby nie upaść i nie dać się powalić, bo wtedy nic już ci nie pomoże. Wszelkie wahania internowanego wybrańca i wątpliwości miał rozwiewać ujadający z przodu niemiecki owczarek bez kagańca i równe sympatyczne zachęty czekających oprawców… Uciekając przed nacierającymi na barykadę zwyrodnialcami z ponaddźwiękową szybkością wpadliśmy do naszej „studenckiej” celi i wszyscy zamarliśmy w bezruchu przestając oddychać. Słychać było tylko nieznośnie i niebezpiecznie głośno latającą muchę. Z niepokojem nadsłuchiwaliśmy głosów i kroków. Słyszeliśmy łoskot kolejno otwieranych drzwi cel, kanonadę wrzasków i krzyków, szczekanie psa, po czym zawodzenia, odgłos zadawanych razów tupot i jęki, nawet szloch kolegów przebiegających „ścieżkę zdrowia”. Nawet łoskot upadających ciał, wszystko to przerywane wybuchami salw śmiechu ze strony dobrze bawiących się oprawców. Mieliśmy dużo szczęścia i ocaleliśmy dzięki temu, że wcześniej samowolnie zajęliśmy celę, która w planie więziennym przeznaczona była na jadalnię. Dlatego obeznani z rozkładem więziennych cel zostawili nas w spokoju myśląc, że tam nikogo nie było... Zenon Szachowicz (Zielona Góra) wspomina, że przed wyjściem z celi kazano mu ściągnąć ze ściany portret Lecha Wałęsy i napis „Solidarność”, kiedy już tego dokonał, polecono mu wyciągnąć ręce do przodu, po których bito go pałką mówiąc: „to za wyciąganie rąk na komunistyczną władzę”. Innego internowanego (Jerzy Pogłodziński, Zielona Góra) najpierw uderzono pałką w głowę, a następnie podstawiono mu ją pod nos, aby zapoznał się: „jak pachnie władza ludowa”, po czym przystąpiono do bombardowania go pałkami. Chyba najbardziej więzienni „kapo” pastwili się nad internowanymi z celi # 8, których pamiętali jeszcze z poprzedniego buntu z 12 maja 1982 r. Mieszkańców celi wywlekano z celi za włosy, brody bijąc ich i kopiąc. Siedzieli tam bracia Goławscy (Siedlce), uczeń Radek Sarnicki (Zamość) i Ryszard Piekart (Siedlce). Andrzeja Goławskiego bito i kopano najpierw w pozycji kucznej, kiedy jednak po ciosie w skroń upadł, kopano go po głowie i kręgosłupie. Podobnie potraktowano Ryszarda Piekarta, którego bito jeszcze po tym jak przestał się ruszać. Po kilkakrotnym biciu funkcjonariusz Zbigniew Puławski zdarł fotografię papieża Jana Pawła II i kopał zrzucony krzyż. Po kwadransie pałkarze powrócili do celi i zaczęli ponownie bić. Wtedy Andrzej Goławski dwukrotnie stracił przytomność, ale oni dalej kontynuowali bicie drewnianymi pałkami po nogach, korpusie i po genitaliach. Oczywiście, aby jeszcze bardziej w sposób uciążliwy pokazać internowanym, że właśnie oni są panami życia i śmierci oprawcy z wściekłością powyrzucali w ramach kipiszu wszystko z szafek, pudełek, słoików mieszając np. mąkę z cukrem i solą. Młodziutki Sarnicki pisał później o ataku: „w pewnej chwili zostałem zrzucony z łóżka na podłogę. Zaczęto mnie znowu bić i kopać. Pamiętam dokładnie, jak jeden z funkcjonariuszy przycisnął mi butem brodę i policzek do betonowej posadzki, a drugi stanął obiema nogami na mojej klatce piersiowej. Nie byłem w stanie wykonać ruchu i nie mogłem oddychać.” Radek ważył 53 kg, był szczupły, nosił okulary – 3,5 dioptrii, był wprost wymarzonym kandydatem do znęcania się przez uzbrojonych rosłych dryblasów... Wieczorem po biciu rozpoczęli metodycznie przeprowadzany „kipisz”, przeszukania, który przeprowadzały dwie grupy po 11 funkcjonariuszy. Tym razem ofiarą padło 14 małych radioodbiorników, grzałki, noże, kable elektryczne, „betoniarki” i nielegalna literatura. Podnosiliśmy się na duchu żartując: „nie jest źle, przynajmniej jeden z nich umie czytać”. "Pobici mieli głównie obrażenia głowy - wstrząsy mózgu. Pokazywali też całkowicie sine nogi, ręce i plecy, nie było widać nawet kawałka zdrowego ciała. Niektórym przez wiele godzin nie udzielano pomocy lekarskiej. Jeden z pobitych został dopiero następnego dnia odwieziony do szpitala w Gdańsku. Był w śpiączce. W Kwidzynie nie mogli sobie już z nim poradzić" - opowiadał Kałudziński. Kiedy następnego dnia cierpiący, bardziej pobici (kilku internowanych zabrano do szpitala wcześniej) domagali się wizyty u więziennego lekarza, w drzwiach pojawili się uzbrojeni dzielni szturmowcy i wymachując pałkami z uśmiechem pytali: „czy może ktoś się źle czuje i potrzebuje lekarza…?”, zabrakło nam słów jak na lekarstwo, odpowiadała im cisza. Kiedy nowy komendant z dumą i uśmiechem defiladował po spacyfikowanym więzieniu, wtedy z naszej strony spotkała go następna niespodzianka. Internowani ogłosili swoje postulaty ukarania winnych pobicia, powołania specjalnej komisji do zbadania zajść z 14 sierpnia, usunięcia komendanta Pobłockiego i dopuszczenia przedstawicieli Episkopatu Polski i MKCK (Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża). Jako środek nacisku został proklamowany strajk głodowy, ale żeby nie przedłużać, o tym i o bezczelnym procesie internowanych o pobicie funkcjonariuszy innym razem…

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną