Ostatnio w każdej wolnej chwili czytam wspomnienia wielkich Polaków. Lektury te pozwalają mi nie tylko lepiej poznać polską kulturę, historię, samą polskość, ale umożliwiają mi również lepsze zrozumienie tego, co dzieje się w Polsce obecnie.
z takich moich lektur były „Listy z podróży do Ameryki” Sienkiewicza. Opisując Nowy Jork zauważa: „Handel, handel i handel, business i business, oto, co widzisz od rana do wieczora, o czym ustawicznie słyszysz i czytasz. Na rzut oka nie jest to miasto zamieszkałe przez taki, a taki naród, ale wielki zbiór kupców, przemysłowców, bankierów i urzędników, kosmopolityczny zarwaniec, który imponuje ci ogromem, ruchliwością, przemysłową cywilizacją, ale nuży cię jednostronnością społecznego życia nie wytwarzającego nic więcej prócz pieniędzy”. Amerykanie, według Sienkiewicza, nie interesują się w ogóle, literaturą, sztuką, filozofią czy sprawami religijnymi.
Obserwując funkcjonowanie władz miejskich pisze: „Municypalność tutejsza składa się z tak biegłych w zawodzie swym złodziejów, że wobec nadużyć ich bledną wszelkie europejskie grynderstwa. (...) Grosz publiczny i dobro publiczne są tu niczym więcej, jak tylko tłustością, którą smarują sobie buty ci, co chcą suchą noga przejść przez błoto”. Charakteryzując Amerykanów zauważa: „Na pierwszy rzut oka uderza przede wszystkim ich brak ogłady, gburowatość. (...) Jeżeli nawet trafi się cudzoziemcowi spotkać z pewną uprzejmością, jest ona tak szorstką, tak jakoś niesmaczną, tak pełną gburowatej poufałości.”
Tak zaś charakteryzuje amerykańską demokrację: „Każda partia przychodząc do władzy wypędza natychmiast wszystkich urzędników dawniejszych z zajmowanych posad, a obsadza je swymi stronnikami, którzy uważając to za nagrodę i wiedząc (...), że dłużej miejsca nie zagrzeją starają się wyciągnąć z niego wszelkie możliwe korzyści. (...) Jest to system do najwyższego stopnia wadliwy i wszystkie owe ogromne złodziejstwa, o których tyle piszą gazety tutejsze są tylko jego bezpośrednim wpływem.”
Tym, co jednak najbardziej przeraża Sienkiewicza jest amerykański „głupowaty objaw miłości własnej”, który powoduje, „że nawet na wady swoje patrzą przez szkła różowe jakoby na coś takiego, co szczególniejszy stanowi ich przymiot, którym górują nad innymi”.
Czyż to wszystko nie jest nam znane dziś z naszego podwórka? Czyż nie jest to efekt postępującej amerykanizacji Europy i Polski? Czy lekarstwem na to nie powinien być powrót do polskiej i europejskiej kultury, która rodzi lepsze owoce?