Społeczeństwo otwarte jako dom publiczny

0
0
0
/

Ostatni weekend spędziłem na Targach Książki w Krakowie, więc nawet nie wiedziałem, że w tym samym czasie, w ponad 200 szkołach w Polsce odbywa się „Tęczowy Piątek”. Celem tej akcji, podobnie jak innych, jest propaganda homoseksualizmu oraz innych zboczeń płciowych, z lekka tylko kamuflowana hasłami równości, wolności i braterstwa. Ale – jak przestrzega poeta - „by mogła zapanować równość, trzeba wpierw wszystkich wdeptać w gówno. By człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem”. Wszystko zatem przed nami, zwłaszcza, że narzędzia terroru są już stworzone i tylko patrzeć, jak więzienia zapełnią się skazanymi przez niezawisłe sądy za „mowę nienawiści”, jak sowieckie łagry skazanymi za „kontrrewolucyjną agitację”. Wiadomo bowiem, że jak padnie taki rozkaz, to niezawisłe sądy w podskokach będą sypały piękne wyroki, a „Tęczowy Piątek” pokazuje, że jeśli taki rozkaz jeszcze nie padł, to tylko patrzeć, jak padnie. O ile mi wiadomo, o taką myślozbrodnię właśnie został oskarżony pan Tadeusz Pasztyka z Lublina, więc będziemy mogli sprawdzić poziom przygotowania niezawisłych sadów do czekających je zadań. Wiadomo bowiem, że nie ma nic gorszego, jak nienawiść, toteż powinna ona być ponad wszystko znienawidzona. No dobrze – ale nienawiść nie unosi się przecież w powietrzu na podobieństwo jakichś miazmatów („i że ciągle nas od wschodu miazmaty zatruwają...”), tylko rodzi się w mrocznych głowach nienawistników i jeśli trafia do powietrza, zatruwając je podobnie jak zbrodniczy smog, to właśnie za ich sprawą. Zatem jeśli mamy zwalczyć nienawiść, to musimy zacząć od eksterminowania nienawistników. Pewne doświadczenia w tym zakresie postępowa ludzkość już poczyniła, więc trzeba będzie tylko uruchomić chwilowo nieczynne obozy koncentracyjne, oczywiście po starannym sprawdzeniu, czy ich załoga odnosi się do nienawiści z nieubłaganą nienawiścią – żeby uniknąć ryzyka, że podczas gazowania nienawistników nikomu nie drgnie ręka - bo w rezultacie nienawiść nie zostałaby z naszego życia całkowicie wyeliminowana. Na pierwszy rzut oka może wydawać się to nielogiczne, bo jakże tu zwalczać nienawiść przy pomocy nienawiści – ale po dokładniejszym przyjrzeniu się sprawie i przypomnieniu sobie obowiązującej w medycynie zasady „similia similibus curantur”, co się wykłada, że podobne leczy się podobnym i która w postaci nieco zmodyfikowanej trafiła pod strzechy w postaci porzekadła „klin klinem”, wszelkie wątpliwości powinny nas opuścić tym bardziej, że wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to za pierwszej komuny nawoływali do nienawiści klasowej, teraz przykładnie nienawiść znienawidzili. To przypomnienie pierwszej komuny jest nie bez powodu, bo „Tęczowy Piątek” zorganizowała Kampania Przeciw Homofobii, finansowana przede wszystkim przez starego żydowskiego finansowego grandziarza Jerzego Sorosa, który ostatnio na propagandę „społeczeństwa otwartego” wyłożył aż 18 miliardów dolarów. Skoro tak, to nic dziwnego, że od zwolenników i entuzjastów „społeczeństwa otwartego” aż się zaroiło tym bardziej, że Kampanię Przeciw Homofobii finansują też inne państwa, albo bezpośrednio – jak np. Komisja Europejska czy USA poprzez Departament Stanu - albo za pośrednictwem ambasad: USA, Kanady, Królestwa Niderlandów, Królestwa Szwecji, Królestwa Danii, Przedstawicielstwa Rządu Flandrii, no i rozmaitych fundacji: Batorego, Społeczeństwa Otwartego którym forsę daje stary grandziarz oraz finansowanych przez rozmaitych nieznanych entuzjastów, jak np. Fundacja imienia rewolucyjnej jamnicy Róży Luksemburg i inne. Jak widać, forsy na propagowanie zboczeń płciowych w Polsce nie brakuje. Można oczywiście postawić pytanie, dlaczegóż to Nasz Najważniejszy Sojusznik finansuje w Polsce sodomicką propagandę w polskich szkołach, ale jestem pewien, że odpowiedzią byłoby głuche milczenie, bo niby dlaczego miałaby na takie pytania odpowiadać Jej Ekscelencja Żorżeta Mosbacher, skoro i ona wie i my wiemy, że Polacy, podobnie zresztą jak inne, mniej wartościowe narody, potrzebne są starszym i mądrzejszym jako mięso armatnie, toteż im bardziej będą koncentrować się na swoich genitaliach, tym lepiej dla sponsorów? Bo skąd możemy wiedzieć, czy te wszystkie fundacje nie dostają pieniędzy na takie rzeczy od rozmaitych wywiadów, które przecież mają co do nas swoje plany? Taka np. Fundacja Adenauera, która w swoim czasie wspierała Instytut Studiów Strategicznych pana Klicha, co to potem został nawet ministrem obrony naszego batustanu, aż 95 procent środków, jakimi dysponuje, czerpie z subwencji niemieckiego rządu, a trudno przyjąć, że rząd niemiecki trwoni pieniądze bezinteresownie. Nawiasem mówiąc, Instytut pana Klicha zajmował się takimi zagadnieniami strategicznymi, jak wpływ kultury żydowskiej na polską, co też można uznać za propagowanie zboczenia, tyle, że nie płciowego, a umysłowego. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że przez Europę i Amerykę przewala się komunistyczna rewolucja, która – dzięki udanemu „marszowi przez instytucje”, zapowiedzianemu jeszcze w 1968 roku – prowadzona jest odgórnie, z wykorzystaniem instytucji, a zatem i pieniędzy państwowych. Jednym z celów tej rewolucji jest niszczenie wszelkich organicznych więzi społecznych, przede wszystkim – rodziny i władzy rodzicielskiej. Narzędziem jest tu państwowy monopol edukacyjny, który skutecznie konkuruje, jeśli w ogóle nie pozbawia rodziców niby gwarantowanego przez konstytucję prawa do wychowania własnych dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, a nie urojeniami ideologów, zboczeńców oraz ich możnych protektorów. Ciekawe, że ci, co to przy każdej okazji wkładają sobie koszulki z napisem „konstytucja” a nawet – podobno – sypiają z konstytucjami, co może być zwiastunem narodzin nowego zboczenia płciowego, a może nawet – szlachetnej „orientacji” - jakoś nie ośmielają się zwrócić uwagi na tego słonia w menażerii. Widocznie od swoich sponsorów (czy przypadkiem nie od starego grandziarza?) mają to surowo zakazane. Wreszcie – co to jest, to całe „społeczeństwo otwarte”? Kiedyś, za dawnych, dobrych czasów, zdarzali się ludzie zamożni, którzy prowadzili tak zwane „otwarte domy”. Oznaczało to, że do ich domów w każdej, albo prawie w każdej porze, mieli wstęp ich przyjaciele i znajomi, bez konieczności specjalnego zaproszenia. Zatem dom wprawdzie był „otwarty” - ale przecież nie dla wszystkich. Dom otwarty dla wszystkich nazywał się bowiem inaczej; funkcjonował jako dom publiczny. Otóż „społeczeństwo otwarte” jest czymś w rodzaju domu publicznego tyle, że w skali społecznej. Domy publiczne przynosiły swoim właścicielom i entreprenerom całkiem wymierne dochody, dzięki temu, że wszyscy mogli w nich dać upust swoim upodobaniom seksualnym. Zadowoleni byli zatem i entreprenerzy domów publicznych i ich klientela – bo zatrudnionych tam dam nikt o opinię nie pytał. W tej sytuacji nietrudno dostrzec analogię, między społeczeństwem otwartym, a domem publicznym. Inicjatorom „Tęczowego Piątku” nie wypada jednak się do takiej intencji przyznać, przynajmniej na razie, więc ukrywają ją za parawanem walki o wolność, równość i braterstwo.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną