W okolicach 1. listopada jesteśmy świadkami typowego „świątecznego wzmożenia”. Nie ważne, że święto Wszystkich Świętych związane jest głównie ze śmiercią. Jest to dobra okazja, by rozruszać stare kości, oczywiście te jeszcze żywe, przejść się na cmentarz czy spotkać z rodziną.
Spotkania nad grobem są typowym w naszej kulturze zjawiskiem i zaraz obok spotkań przy wigilijnym i wielkanocnym stole, jedną z niewielu okazji do odświeżenia relacji rodzinnych na nieco głębszym poziomie. Uroczystości w typie urodzin cioci czy wspólnego sylwestra są z pewnością ciekawe, jednak nie skłaniają do refleksji. Rodzina to coś więcej niż osoby do towarzystwa i warto, przynajmniej parę razy w roku, sobie o tym przypomnieć.
Maszerujemy więc wszyscy na cmentarz, kupując przy tym masę niezbędnych akcesoriów w postaci zniczy, kwiatów i Bóg raczy wiedzieć czego jeszcze. Przeciskamy się w tłumie obcych ludzi, pośród doczesnych szczątków wielu pokoleń i oparów parafiny. Zastanawiamy się nad tym jaką trasę obrać, by jak najszybciej wykonać nasz coroczny obowiązek.
Trasa marszu przez nekropolię oraz pora przybycia na nią to kwestie istotne z kilku względów. Przede wszystkim, przed wyruszeniem, musimy zastanowić się kogo chcemy, a kogo nie chcemy spotkać. Zdarza się, niektórym może to się wydać niewiarygodne, że w niektórych rodzinach nie wszyscy darzą się sympatią. Dochodzi tu jeszcze kwestia innych ludzi znajdujących się na cmentarzu. Mogą być wśród nich nasi znajomi. Bliżsi lub dalsi, bardziej lub mniej lubiani. Oczywiście nieuniknione jest spotkanie kogoś, kogo spotkać się nie chce, więc trzeba być na to przygotowanym. W większości przypadków nie jest to jednak tak straszne jak się wydaje.
Osobiście preferuję wyprawy na cmentarz porą wieczorową. Po pierwsze w mroku łatwiej się ukryć, lub udać, że się kogoś nie zauważyło. Po drugie, ciemność i blask zniczy sprzyjają kontemplacji. Zdarza mi się zadumać nad kruchością życia i przemijaniem. Tak, naprawdę miewam takie skłonności. Trochę w tym jednak przeszkadza liczne grono osób, które jakiś czas temu postanowiły przejść na tradycję anglosaską i biegać w przebraniach, świetnie się przy tym bawiąc. Nawet w domu nie dadzą spokoju. Słodkie dzieciaczki pukają i dopraszają się cukierków. I weź im nie daj albo nie otwórz. Miałem już kiedyś jajko rozbite na wycieraczce. Nie bardzo pamiętam dlaczego ale coś mi świta, że zabrakło mi wtedy słodyczy na haracz. Innym razem rozsypali mąkę na klatce, a nie było mnie nawet wtedy w domu.
Nie mam żalu do dzieciaków. Niech się bawią. Co nam pozostanie, gdy dzieci przestaną wybierać zabawę. Chyba koniec świata. W konfrontacji z zadumą nad sensem istnienia jest ona nad wyraz atrakcyjna. Nie ma się co dziwić, że młodzież woli Halloween. Starsi ludzie często narzekają, że święto na tym traci. Wydaje im się, że zmarli zasługują na powagę nie śmiechy i radość. Komu bliżej do grobu, ten bardziej poważny. Są powody. Kto młody, bawi się i nie myśli o przyszłości. Ten fakt też skłania do refleksji.
Nie chcę rozwodzić się nad tym, czy Halloween jest dobre czy złe, czy lepsze jest święto zadumy, czy zabawy. Nie mam również pojęcia, czy umarłym tak naprawdę potrzebne są te znicze i kwiaty, czy wolą może cukierki i przebrania. Jedno wiem na pewno, należy im się pamięć. I to nie ta pusta, bezrefleksyjna, odgrywająca rokrocznie nad mogiłami zwyczajowy spektakl. Prawdziwa pamięć o zmarłych wymaga szacunku dla ich życia. Oni byli tu przed nami, pozostawili nam w spadku tą ziemię. Pozostawili nam dziedzictwo wiedzy i wartości. Tu, gdzie teraz my żyjemy, wylewali pot i przelewali krew. Ich duch jest w nas i wokół nas. Kroczymy w ich ślady, tak samo jak nasze dzieci będą kroczyć w nasze. Nie wolno nam pozwolić, by kłótnia o zewnętrzną formę święta przesłoniła jego sedno, szacunek i pamięć, które jesteśmy winni naszym przodkom oraz świadomość tego, że nie będziemy tu na zawsze. To, co pozostawimy po sobie będzie darem lub przekleństwem dla przyszłych pokoleń.
Przypominająca rola wszelakich świąt jest bardzo istotna. Ubranie jakiegoś dnia w roku w rytuał służy utrwaleniu go w świadomości ogółu. Bardzo często rytuał staje się bezmyślnym powtarzaniem tego, co dyktuje tradycja. Jednak święta skonstruowane są w określony sposób z określonych przyczyn. Zawsze istnieje możliwość zatrzymania się w biegu, by pośród wszechobecnej komercji i gwaru zadać sobie pytanie, „dlaczego”? Nawet jeśli odpowiedź nie jest oczywista samo pytanie ma sens. Poszukiwanie daje szansę na odnalezienie. Ważne żeby szukać i pytać, nie poprzestawać na tym co powierzchowne.