Przyjechał pan były premier, były przewodniczący, pan obecnie pełniący jakieś obowiązki. Przyjechał, siadł za stolikiem i zaczął sobie wszystko zapominać, jak na mistrza kitu przystało. Wciskał kity szpachlą i łopatą. Zapomniał intensywnie, ze zmarszczonym czołem i skupionym spojrzeniem. Zapominał po mistrzowsku, choć pocił się po amatorsku.
Zwłaszcza po pytaniu M. Wassermann: „Kto w okresie jego rządów sprawował bezpośredni nadzór nad ABW, KNF i UOKiK?”. Nieprzyzwyczajony do pytania o coś innego poza kolorami gaci na meczu, odpowiedział: „Wynika to jednoznacznie z przepisów ustawowych. Nie uczestniczę, jak sądzę, w quizie”. I dodał: „Wydaje się, że to pytanie jest nie tylko nieuzasadnione, ale też niestosowne”. Bo kto by pytał rezerwowego piłkarza o zarządzanie PZPN? Takie pytanie do Berlina, a nie do Tuska. To były chwile potu, nie wzlotu.
W trakcie przesłuchania ukazał się nam w całej okazałości. Jak przystało na doskonale niepoinformowanego premiera Tusk w czasie rozkwitu piramidy oszustów Amber Gold, nic nie wiedział, nic nie słyszał, nic nie mógł poradzić. Nawet o tym, że jego syn udawał Józka Bąka i pracował dla linii lotniczych OTL, dowiedział się z gazety. On jest niewinny idealnie. W czasie jego rządów 9-krotnie karany oszust założył linie lotnicze, a służby specjalne były bezradne. Syn był słupem, a on… premierem. Kit kład się gęsto i często. Przy każdym konkretnym pytaniu Tusk uciekał do linii bocznej i kopał na oślep, bo „rolą premiera nie jest sugerowanie służbom i prokuraturze, jak postępować”. Rolą premiera jest grać, żeby nie powiedzieć - haratać.
Że też człowiek zapomina, że premier nie jest od rządzenia tylko od kiwania. Kiwania się, kiwania innych, kiwania w ogóle. No i od wciskania kitu. Przypomnę, że kit w ustach byłego premiera, to bardzo gęsta masa semantyczna, twardniejąca po pewnym czasie od użycia, stosowana w różnych ilościach i celach. Na pewno nie politycznych. Bo Tusk cały jest niepolityczny, od stóp do głowy. A może do połowy? Nie wiem. Wiemy jednak wszyscy, że kit jest szczególnie lubiany przez tych, którzy przesiadują w celach oraz tych, którzy nie zamierzają do nich trafić. A premier, były dzięki Bogu, nie chce nigdzie trafić, chyba że do bramki przeciwnika.
Dlatego jestem pełen podziwu. Pełen. Aż po brzegi mojej wyobraźni pełen podziwu. Tusk kitem wypełnia przestrzenie szerokie i głębokie, takie jak szpary, sprawozdania, szczeliny, ogłoszenia i marzenia, a także plakaty, diagnozy społeczno-gospodarcze i wszelkie otwory. Wypełnia przestrzenie rzeczywistości taką masą słów sklejonych pozornym sensem, że słuchacze zapominają, o czym jest właściwie mowa. Czego najnowszym przykładem jest pani Jadwiga Staniszkis. Od poniedziałku jest pod nieustannym wrażeniem i w stanie wysokiego przejęcie. Tak wysokiego, że chce już na niego głosować. Nie ważne, że nie ma wyborów – ona chce i już. A kobiecie się nie odmawia. Dlatego proszę odpowiednie władze o zorganizowanie wyborów jak najszybciej. Dla niej życie zaczęło się w poniedziałek 5 listopada 2018 r., a że jest szybka kobieta i pamięć za nią nie nadąża, to tym bardziej.
Dodam, że jej entuzjazm dobrze wróży Polsce i rządowi, ponieważ czego się ostatnimi czasy pani Jadwiga nie dotknie, to potem to Coś znika z powierzchni politycznej. Niewielu już pamięta ile bytów i ciał niebieskich wysłała w kosmos. Ona też nie pamięta. Ale my pamiętamy i cieszymy się bardzo z jej pocałunku wdzięczności, który zostawiła na czole pana Tuska. I rozmarzył się Tusk, rozmarzył. I rozlał się kit po Polsce, rozlał. Ale kit, jak to kit, wyschnie, pęknie i elektorat się przelęknie. Ale pan Tusk ma kitu pod dostatkiem, proszę się nie martwić.
Dr Paweł Janowski
Redaktor naczelny miesięcznika „Czas Solidarności”
Felieton ukazał się w „Tygodniku Solidarność”