Pomalutku zapominałam o rozdartych szatach reżysera Saramonowicza, leżącego Rejtanem na wszystkich drogach wiodących ku Podkarpaciu, gdy sprawa znowuż stanęła przede mną w pełnej swej krasie. Wszystko przez rodzinkę, która zjechała do stolicy na patriotyczny Marsz. Rodzinka, tak jak i ja, jest z Podkarpacia. Od słowa do słowa, i weszliśmy na temat.
Ów reżyser, który szczęśliwie wyleciał mi z głowy i - niestety- wrócił, poza robieniem filmów z gatunku podkasanej muzy, daje też głos w kwestiach politycznych. Ostatnio uczepił się jak rzep mego Podkarpacia. Powód był strasznie straszliwy. Otóż z Rzeszowa nadbiegła wieść, że tamtejsi samorządowcy, nie bacząc na obowiązujący w Europie trend kroczenia w stadzie politpoprawnych baranów, ośmielili się ogłosić swój region krainą dla życia. Miejscem, gdzie szanowane są wartości chrześcijańskie, bez mieszania dzieciom w głowach imprezami typu„tęczowy piątek”. Gdzie nie ma wstępu gender emisariusze ruchu LGBT nie mają tu w ogóle czego szukać. To w skrócie. Rzeczywiście okropieństwo. Wzburzyło to reżysera - i popłynął niczym rwący podkarpackimi dolinami San. Wylał wodę swych myśli w Wielkim Apelu do…Właśnie, do kogo? Do wszystkich Polaków w kraju i za granicą? A może tylko do kręgu oświeconych celebrytów. Jakby nie było, ważkie to myśli. Posmakujmy ich choćby w postaci cytatu, w którym zawarto sedno apelu.
„…Powinniśmy tam przestać jeździć na wakacje letnie i zimowe… Przestać kupować produkty pochodzące z Podkarpacia. Zrobimy sobie listę firm stamtąd i zaczniemy je – jedna po drugiej – konsekwentnie bojkotować…”
Ajaj, aż strach się bać. Jeśli bowiem np. ten, którego duszą szarpnął ów Apel, właśnie leci samolotem wyposażonym w części montowane w Mielcu, będzie musiał jeszcze przed lądowaniem maszynę opuścić. Tak na wszelki wypadek, bo ani chybi jego walizy podróżne trafią na lotnisku do bagażowego melexa, także produkowanego w tym podkarpackim mieście. A samochodowe GPS? Ileż tu trzeba zachodu, ażeby usunąć ślady istnienia kierunku „południowy wschód”. Tej strony Polski ma nie być - i już!
Apel reżysera stwierdził to wyraźnie! Zresztą nieważne… Przecież i tak osoby posłuszne Wielkiemu Apelowi na krok się nie ruszą w lecie czy w zimie aby odwiedzić paskudne, bo podkarpackie Bieszczady - i inne tu miejsca. Jeśli jednak zły los zmusi ich do jazdy przez Podkarpacie, winni prowadzić auto z zamkniętymi oczami, żeby nie narażać się na widoki regionu pogrążonego w dusznej ciemnocie wartości. Każdy, kto wezwanie reżysera poprze, otrzyma też listę wszystkich podkarpackich miejscowości, aby jakimś przypadkiem nie wziął do ust serka, masła,chleba, wyprodukowanego w podkarpackiej mleczarni czy piekarni. Gorzej z ziemniakami. Na nich napisów brak. Żaden kłopot. Wystarczy zwrócić się do Unii z postulatem wprowadzenia pieczątek na każdej bulwie, podobnie jak to jest z jajkami. Na tym nie koniec. Nieodzowne będzie wystąpienie do wszystkich telewizji z żądaniem usunięcia tej części kraju z map pogody, i wydania zakazu wymieniania przez pogodynki nazw: Rzeszów, Przemyśl, Łańcut, Przeworsk, Leżajsk, Jarosław, Mielec, Kolbuszowa, Krosno, Brzozów, Jasło, Gorlice, San, Wisłok.
Trzeba ponadto uruchomić szybką ścieżkę prawną dla rozwodów. Jest wszak niedopuszczalne aby oświecony Europejczyk/Europejka był w związku z kimś z Podkarpacia. Kiedy rozważałam sposoby usunięcia tej krainy w niebyt, wredny chochlik podsunął mi wywiad, jakiego reżyser udzielił w sierpniu br. roku pismu „Viva!”.
„Kiedyś doradzałem, dziś już tego nie robię. Dlaczego? Bo jest w tym coś buńczucznego. Że wiem lepiej, jak ktoś powinien żyć. Wszelako im dłużej żyję, tym mniej mam tej pewności. Powiedziałbym wręcz, że straciłem pewność co do pewności…”
Oj, wielki z pana kłamczuszek. Wszak nadal wie pan lepiej, jak ktoś powinien żyć. Tym razem ze wskazaniem na ciemny lud Podkarpacia. W imieniu tego ludu i swoim wyrażam niniejszym radość, że będziemy mieć przyjemność nareszcie nie widywać pana w naszym pięknym regionie.
fot. Daniel.zolopa/CC BY-SA 3.0 pl/Wikimedia Commons