Subkultury w PRL

0
0
0
/

Subkultury młodzieżowe były jedną z cech charakterystycznych ostatniej dekady PRL i początków III RP. Pomimo, że dziś niezbyt widoczne, pozostają niezwykle ciekawym fenomenem. Ich historie na przełomie czterech dekad przybliżyła czytelnikom praca Mirosława Pęczka „Subkultury w PRL” wydana nakładem Nakładem Narodowego Centrum Kultury.

 

Pierwszą polską subkulturą młodzieżową w PRL byli bikiniarze, którzy pojawili się pod koniec lat czterdziestych. Swoją wrogość do socjalistycznej rzeczywistości manifestowali swoim uwielbieniem dla amerykańskiej pop kultury. Na charakterystyczny ubiór bikiniarza składały się buty na grubej podeszwie, fryzura, wąskie spodnie i kolorowe krawaty. Ubiór był wyrazem nonkonformizmu, gdy stalinowskie władze wszelki indywidualizm potępiały – reakcja rządzących komunistów była na bikiniarzy histeryczna. Jednak kampania szkalowania bikiniarzy skończyła dla komunistów klęską. W latach 1952-1953 z bikiniarzami skonfliktowani byli chuligani.

 

Subkultura chuliganów pojawiła się w miastach PRL w latach pięćdziesiątych. Miała para kryminalny lub kryminalny charakter. Chuligani dokonywali irracjonalnych, nie celowych, aktów przemocy. Podobne subkultury istniały też w USA i ZSRR. W Związku Sowieckim bezprizorni byli uznawani przez władze za element wrogi ideologicznie. Władze komunistyczne PRL zbyt zajęte eksterminacją antykomunistów i kolektywizacją nie angażowały sił i środków w walkę z chuliganami.

 

Demoralizacja młodzieży w PRL wynikała z procesów modernizacji komunistycznej. Władze niszczyły wszelkie tradycyjne instytucje kontroli społecznej, od rodziny przez kościół aż do elit i wyrywały młodych mieszkańców wsi spod kontroli ich rodzin do miast. Frustracje wynikającą z rozpadu norm społecznych, ciężkiej pracy, potęgowała nudna i ponura rzeczywistość realnego socjalizmu, w której nie było rozrywek, jak w krajach kapitalistycznych.

 

Robotnicy przybyli ze wsi nie wiedzieli co robić w wolnym czasie, oferta komunistyczna nie była interesująca, a inne oferty - zwalczane (te które mógł oferować zwalczany przez komunistów rynek, Kościół, czy organizacje pozarządowe). Pozbawieni w miastach kontroli ze strony rodzin i lokalnej wspólnoty czerpali wzorce zachowań od miejskiego przestępczego lumpenproletariatu. A były to wzorce brutalne – przestępczość w PRL była o wiele większa i bardziej brutalna niż w czasach II RP.

 

Chuligani cenili sobie nie tylko siłę fizyczną, odwagę, ale też poczucie humoru, umiejętność „bajerowania lasek”, biegłość w tańcu i śpiewie.

 

Kolejną subkulturą byli gitowcy zwani git-ludźmi lub garownikami. Uważali, że właściwą hierarchię społeczną wyznacza siła i odwaga. Cechowała ich silna lojalność środowiskowa i nieufność wobec wszystkich spoza ich środowiska. Gitowcy kulturę zakładów karnych przenieśli do szkół. Narzucili silny lokalny patriotyzm, który prowadził do walk między osiedlami.

 

Dla gitowców bardzo ważne było bycie honorowym. Honorowość manifestowali samookaleczeniami, solówkami i ryzykownymi włamaniami. Można było ich poznać po krótkich włosach, wiatrówkach szwedkach i szerokich spodniach. Dla gitów liczyła się siła i czystość. Za brudnych uznawano hipisów, pederastów i prostytutki. Karą za donosicielstwo w środowisku było przecwelowanie czyli homoseksualny gwałt. Wszystko, co zetknęło się z cwelem, zostało przecwelowane i nie mogło mieć do czynienia z garownikami. W środowisku tematem tabu był seks, o seksie nie rozmawiano – ale akceptowano tych, którzy dominowali w relacjach homoseksualnych, pozwalano pederastom oralnie zaspokajać gitów, gardzono submisywnym homoseksualizmem.

 

Gitowcy pogardą traktowali gitmane czyli kobiece grupy gitowców. Ich agresja, konsumpcja alkoholu, wulgarne słownictwo, swoboda seksualna, tatuaże, odstręczały gitowców, którzy flirtowali z hipiskami i frajerkami.

 

Pierwsi hipisi w PRL pojawili się w 1967 roku, w USA pojawili się na przełomie 1964/1965. Od razu zaczęła się nimi interesować prasa. Dwa lata później wzbudzili zainteresowanie milicji. Odmiennie od amerykańskich hipisów, w życiu hipisów z PRL muzyka nie odgrywała takiej roli. Podobnie narkotyki dla polskich hipisów nie były tak ważne, jak dla amerykańskich – wynikało to przede wszystkim z braku dostępu polskich hipisów do substancji psychoaktywnych.

 

Jedyną popularną substancją stał się wybielacz Tri. Wdychanie tri powodowało uszkodzenia wątroby, mózgu oraz degeneracje psychiczną. „Wybielacz Tri zawierał trójchlorek etylu, silnie działający lek przeciwbólowy. Efekt odurzenia osiągano przez inhalacje”. Konsumpcja Tri wypromowana została przez media. Hipisi odurzali się też pochodnymi amfetaminy. Ani pochodne amfetaminy ani Tri nie miały własności halucynogennych. W 1976 roku pojawił się kompot czyli brudna heroina, w latach siedemdziesiątych też wykorzystywane w odurzaniu kleje, i inne substancje zawarte w dostępnych lekach.

 

Dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych pojawiła się marihuana. Hipisi w PRL nie bali się narkotyków. Uważali, że narkotyki rozszerzają ich świadomość. Przez całe lata siedemdziesiąte narkomania w PRL się rozwijała. Od końca lat siedemdziesiątych i w latach osiemdziesiątych hipisi postrzegani byli jako zdegenerowani narkomani, ich subkultura nie była więc atrakcyjna dla młodych. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych nastąpił renesans zainteresowania tą subkulturą, wiązało się to z popularnością new age.

 

W PRL pomimo fascynacji religiami wschodu hipisi nie byli wrodzy Kościołowi. Józef Pyza „Prorok”, jedna z najważniejszych postaci ruchu, był studentem ATK, twórcą sztuki sakralnej, liderem grupy zainteresowanej eklektycznym mistycyzmem. Hipisów ewangelizował ks Andrzej Szpak. Nie da się ukryć, że postać Jana Pawła II zdominowała polską religijność i uniemożliwiła zdecydowaną kontestację katolicyzmu przez hipisów. Religijne zainteresowania grupy malarza Andrzeja Urbanowicza ogniskowały się wokół buddyzmu, okultyzmu i neopogaństwa.

 

Na początku lat siedemdziesiątych pojawili się szalikowcy. Ich subkulturę rozkręcili gitowcu, od których szalikowcy przejęli nienawiść do milicji, solidarność grupową, kult odwagi i siły. Pierwsze poważne zamieszki między zwaśnionymi grupami kibiców miały miejsce w 1980 roku, od tego czasu media nagłaśniały problem, wbrew sobie popularyzując tą subkulturę.

 

W Polsce skinheadzi pojawili się w latach 1982-1983. Skini często byli wcześniej punkami – powodem zmiany subkultury było to, że punki byli „zbyt umiarkowani wobec świata zewnętrznego i zbyt pretensjonalni w swoich deklaracjach ideowych”. Szybko między oboma subkulturami narodziła się wzajemna nienawiść. Skina można było poznać po kurtce flyers, glanach i wąskich jeansach. Cechą bójek w których brali udział skinheadzi była organizacja i zwartość grupy, sprawne nią dowodzenie. Skini cenili siłę fizyczną, odwagę, gotowość do walki, lojalność w obrębie grupy, lokalny patriotyzm, niechęć do obcych. Cechą charakterystyczną była też ich skłonność do nacjonalistycznej aktywności politycznej.

 

Prekursorem subkultury punk była w PRL młodzież z bogatych domów. Pierwsze załogi punków pojawiły się w 1978 roku. W wielu raportach SB pojawiają się informacje, negowane przez punków, o posługiwaniu się przez nich nazistowską symboliką. Dla punków bardzo ważnym elementem kreowania tożsamości była muzyka.

 

Muzyka ważniejsza była od ideologii, do dziś anty ideologiczne nastawienie widać np. u Kukiza. Wzory zachowań od razu były kopiowane w PRL z zachodu. Rozwój subkultury realnie wspierały oficjalne kluby studenckie, osiedlowe i zakładowe, organizowane oficjalnie liczne koncerty i festiwale.

 

Nielegalne ziny czy kasety punków nie były zwalczane przez milicję czy bezpiekę. Nawet państwowe rozgłośnie radiowe i telewizyjne nadawały taką muzykę, punk promowany był w oficjalnych czasopismach młodzieżowych.

 

Dla władzy subkultura punk była wentylem bezpieczeństwa, młodzieży pozwalano kontestować, by nie angażowała się w opozycje – do dziś ten model kopiowany jest w tworzeniu ruchu anty systemowego, by spacyfikować realną opozycję. Część kapel dała się kupić władzy, część nie. Dla władzy korzystne było też to, że kontestacja punków uderzała nie tylko we władze, ale i była wymierzona w społeczeństwo i tradycyjną kulturę, która obca była władzy, w tym w Kościół katolicki i normy obyczajowe.

 

Barwną formą kontestacji była Pomarańczowa Alternatywa. W swej nazwie i symbolice odwoływała się do radykalnej lewicy z Holandii. W swych happeningach w zabawny sposób kontestowała władze, Kościół i opozycję. Specyfiką protestów Pomarańczowej Alternatywy było używanie przez nią języka swoich przeciwników. Dziś jeden z byłych działaczy Pomarańczowej Alternatywy w swojej kontestacji systemu używa języka ekstremy katolickiej, lecz czy robi to w duchu katolickim, czy kontynuuje aktywność z czasów młodości, czy może jedno i drugie w jego przypadku zlało się w jedno?

 

Jan Bodakowski


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną