„Tajemnica Długiego i Krótkiego Życia”? Nie tym razem!
Na półce pełnej kunsztownej literatury polskiej, acz niesłusznie zapomnianej leży sobie skromniutko, kurzem przypudrowana „Tajemnica Długiego i Krótkiego Życia” nakładem Gebethnera i Wolffa wydana w roku 1911. Nawet dla skruszonych literaturoznawców i tak autor tego dzieła zostanie egzaltowanym aż do palpitacji biedaczyną, wciśniętym w ramki uwikłanego parnasisty czy symbolisty, szarpanego wyimaginowanym élan vital – prawie przybyszewszczyzna!
Nic bardziej mylnego – i mam tu na myśli nie tylko autora, ale także jego dzieło. Może warto spojrzeń głębiej, a nie okiem znudzonego hejtera 2015, którego już nawet Facebook oraz Twitter nuży niemiłosiernie. Nawet nie chce mu się trzymać wytycznych ścieżek rowerowych, siedzieć od rana do wieczora w galerii handlowej, robić po tysiąckroć selfie, nie chce mu się modlić, a nawet zatęsknić za życiem wiecznym. Bo po co?
Bogusław Adamowicz – bo to on przecież jest autorem „Tajemnicy Długiego i Krótkiego Życia” wyłuszczył na kartach tytułowej noweli przystępne kompendium filozofii genezyjskiej. Tak, od samego Juliusza Słowackiego, tam gdzie „Król-Duch”!
„Tajemnica” to opowieść nader aktualna. Rzecz o niepokornym obywatelu, który przed władzą nigdy, ale to przenigdy na uniżoność się nie zdobył. Nie zmieniał też oglądów politycznych co pół roku ( jak czynią to „przylepieńcy” – gdzie akurat w tej chwili „bardziej antysystemowo” oraz gdzie więcej razy będzie można się liczniejszemu gronu pokazać publicznie - szczególnie w oszczędnościowo krótkiej spódniczce lub w krótkich spodenkach niedojrzałości).
Gdyby bohater książki Adamowicza funkcjonował jako postać realna, zdolna do podróży w czasie zdumiony były pandemią uniżoności, apoteozą potakiwania i padania na kolana przed pokrętnymi duszeczkami rozpychającymi się cała gębą ( nie tylko łokciem) w polityce. Wszak nijak nie umiał sobie poradzić z liczeniem gwiazdek na spodniach dygnitarzy, a zatem wedle prawideł TAMTEJ rzeczywistości mógł być jedynie srogo ukarany. A w praktyce wyglądało to tak:
„Nieraz więc za to odbierał za to mniejsze lub większe porcyje bambusowych połechtań, zależnie od powagi osobistości, z którą miał szczęście się spotkać. A ponieważ i kije nie zdołały nauczyć go obowiązkowości, nic więc dziwnego, że coraz to więcej doznawał niezaprzeczonych dowodów prawidłowego funkcjonowania i znaczenia biegłości w matematyce miejscowych władz wykonawczych.” (s.136)
Ciekawe, co na to rzekłby pierwszy prawodawca ateński Drakon, który jak wiemy za wszystkie przestępstwa wyznaczył karę śmierci: dla złodziei oliwek oraz morderców. Leges Draconis otworzyły na oścież wrota zabójstwu w obronie własnej i zabójstwu mimowolnego.
Jakoś dziwnym trafem obecna literatura piękna omija największych zdrajców narodu, wylewając wąziutką strużkę oskarżeń na postacie –trzecio oraz czwartoplanowe. Zobojętniała na współczesność i literatura, i twórca a w konsekwencji także czytelnik. Coraz mniej książek-map prowadzących ku osiągnięciu wewnętrznej integralności, tęsknocie za nawróceniem i ofiarowaniem zadośćuczynienia.
Stu lat trzeba, by właściwie odczytać i zrozumieć tak, jak w przypadku „Tajemnicy Długiego i Krótkiego Życia”, czyli ciągle nie tym razem.
Marta Cywińska
Źródło: prawy.pl