Krajobraz po bitwie. (Z kroniki batalii prezydenckiej)
No i pozamiatane. Popłoch i zgrzytanie zębów nie przemija. Zgodnie z przewidywaniami, które zawarłem w felietonie: „Komar a afera podsłuchowa. (Z kroniki batalii prezydenckiej)” wszystko kroczy w dość podejrzanym kierunku. Wszyscy kandydaci powoli wyciągają wnioski ze swych wyników, jednak wniosków społecznych nijak przeoczyć nie mogą. Zatem ad rem.
Wielce zadziwił mnie wynik pana Jarubasa, sztandaru PSL - u. Zastanawiam się gdzie pochowały się zielone hordy wyborców, które tak spektakularnie potrafiły odbić swoje zwycięskie piętno na wynikach poprzednich wyborów. Nic to, że pan Jarubas jest dobrze rokującym młodym działaczem greenwyspy. Nie był to, jak widać wystarczający argument dla strategicznych etatystów spod znaku sierpa i pługu.
Niczego, natomiast dziwnego nie widzę w wyniku pani Ogórek. Pozwolę sobie nawet na wywiedzenie wniosku, iż bardziej sobie zaszkodziła przyjętym patronatem niźli rzecz miała się w odwrotności. Elektorat SLD naturalnie wymiera pod światłym przewodnictwem najbardziej bezczelnego przywódcy. Zatem czas na decyzję; czy brnąć w zaparte w oczekiwaniu na alzheimera elektoratu, czy zwinąć żagle zatapiając się w modlitwie o brak ustawowych rozwiązań rozliczających czasy minione, czy oddać sztandar czerwonej młodzieży. Pani Ogórek, jako znawca problematyki Kościoła, przez nieuwagę spolaryzowała zadufane środowisko, czyniąc jasny obraz agonii godżilli.
Wynik pana Palikota zawsze mnie irytuje i zastanawia, bowiem ciężko zidentyfikować elektorat człowieka, którego bezrozumny przekaz infekuje mózgi ludzi niezadowolonych. Pełne frazesów, pustych obietnic i wizji rozdęte usta sepleniącego wodza świadczą o jego piramidalnej niekonsekwencji rozwojowej. Wysypisko historii ma wielu takich bohaterów, którzy swój nihilizm i bezideowość ubierali w filozoficzną piżamę. O ile prawdziwiej brzmiało by wyznanie; „Choćta ze mną, nawalimy się jak okręty, zajaramy skręta, osiuramy budynek Kościoła i tak ideowo wzmocnieni ruszymy w Europę”. Fuj.
Wynik pana Kukiza budzi moje zaniepokojenie. Lubię i cenię jegomościa, ale bardzo obawiam się cwanych hien zwabionych zapachem sukcesu. Obawiam się tym bardziej, dostrzegając emocjonalność i uczciwość pana Pawła. Nie wiem bowiem czy tak szlachetne cechy w efekcie nie prowadzą do naiwności, która może łatwo stać się pożywką wszelkiego typu kanalii. Pozwolę sobie na małą sugestię. Otóż chciałbym, aby pan Paweł nie stał się niewolnikiem własnej koncepcji. Pomysł jednomandatowych okręgów wyborczych, w obecnej sytuacji politycznej, może okazać się zbawienny dla panującego systemu, a dla pana Kukiza zabójczy. Apeluję więc o logikę i polityczną roztropność, aby nie zdeprecjonować tak fenomenalnego wyniku i nie stworzyć możliwości ugruntowania systemu partiokracji poprzez brak finansowych możliwości konkurowania z hydrą. Niech wolno mi będzie doradzić kontakt z panem Konradem Danielem i jego koncepcją.
Wynik pana Grzegorza Brauna jest, bez żadnych wątpliwości, jedną z wyborczych niespodzianek. Nie było dotychczas w historii tak pomijanego kandydata. Walka medialna przeciw panu Grzegorzowi zwarła dotychczas niezwieralne szyki. Co najdziwniejsze rzeczony kandydat posługiwał się tylko i wyłącznie udowadnialną prawdą, którą w sposób faktograficzny potrafił dowieść. Logika i jasność wywodu wprowadzała w zakłopotanie adwersarzy. Szybko, zgodnie z optyką, medialna husaria stworzyła wspólny front deprecjonujący pana Brauna. Jedni okrzyknęli go ortodoksyjnym, radykalnym katolem, podsumowując jego koncepcję powrotu do wartości, które legły u podstaw powstania i trwania łacińskiej cywilizacji. Drudzy żydożercą i antysemitą w odpowiedzi na negację żydowskich roszczeń i brak zgody na zakłamywanie historii stosunków polsko – żydowskich i holokaustu. Kolejni faszystą i skrajnym nacjonalistą, dyskredytując dążenie pana Grzegorza do suwerenności państwa oraz szerzenie idei patriotycznych Polaków. Następni ruskim, niemieckim bądź watykańskim agentem w zależności od historycznych uwarunkowań poszczególnych interesów narodowych i związkowych. Kolejni wstecznikiem podsumowując jego bezpardonową walkę o życie ludzkie w każdym z jego przejawów. O co chodzi, trudno zgadnąć. Cóż takiego toksycznego może być w prostym i czytelnym przekazie. Czyżby Polska tak dalece zagubiła się w europejskim zakłamaniu, że alergicznie reaguje na każdy przejaw zobiektywizowanej i uzasadnionej prawdy? Spieszę oczywiście zaznaczyć, że prawdą nazywam fakty ze wszech miar udokumentowane, dalekim będąc od niesprawdzalnych sugestii. Zatem medialne podsumowanie kampanii Grzegorza Brauna dowodzi, iż człowiek, który domaga się szacunku dla życia, rozsądnych i opłacalnych sojuszy, zakazu wyprzedaży Rzeczypospolitej, kar dla szubrawców i zdrajców, suwerenności Państwa i mężów stanu, najszerzej pojętej wolności winien wylądować w najlepszym razie w zakładzie zamkniętym, a z nim około dwustutysięczna armia polskich wyborców.
Wynik wyborczy pana Dudy był z góry przewidywalny. Człek szlachetny i zacny urzędnik musiał jedynie udowodnić światu, że nie jest bezkrytycznym pomazańcem prezesa. Jak widać w pełni tego dokonał, lekko przekraczając poziom żelaznego elektoratu PIS-u. I chwała mu za subtelność, rzeczowość i ogólnie pojętą elegancję. Co do programu, nie chciałbym się w jego szczegóły zagłębiać, albowiem to pragnienie zmian ponieść go może na piedestał, a nie szczegółowe postulaty, których większość Polaków i tak nie analizuje. Gwarancja istnieje wszak jedna. Nigdy nie zachowa się tak niegodziwie jak namaszczony przez prezesa któryś tam premier, który po zrzuceniu wężowej wylinki przepoczwarzył się w rozpustnego wiarołomcę i celebrytę. Porzuciwszy franciszkański habit odnalazł się w koronkowym szlafroku Larrego Flynta. Widać wielki świat może zbałamucić nawet porządnego pedagoga. Wyborczy wynik kolejnego z kandydatów wypadł relatywnie słabo.
Janusz Korwin Mikke, bo o nim mowa, zawsze mnie fascynował. Choć mam go za renesansowego geniusza intelektu nie potrafię zrozumieć nielogicznych, politycznych postępków. Ostatnimi czasy funkcjonował jako jeden z faworytów prezydenckich zmagań. Bez tchu wypełniał wielkie sale, eksponując ekonomiczne i polityczne wdzięki. Młodzież garnęła się do niego, próbując ogrzać się w opiekuńczym blasku mędrca. I nagle bum. Pan Janusz tworzy nową partię, przygarnia Justina Bibera i rozważa strzelanie do górników, sprowadzając przy okazji na ten świat nielegalnego, polskiego bobasa. Przypadek? Czy niemożność strawienia zwiastowanego sukcesu. Cóż z tego, że w pełni wdzięczności pozostałem z szacunkiem dla wiecznie młodego intelektu. Poddając jednak fakty głębszej analizie uzmysławiam sobie, że w taki to właśnie ekstrawagancki sposób szlachetny pan Janusz Korwin Mikke pozostawił wyznawców z opuszczonymi do kolan spodniami, oddając w epilogu co najmniej pięćdziesiąt procent swego elektoratu panu Pawłowi.
Wyborcza weryfikacja miłościwie panującego Bronka Komorowskiego stać się może przyczynkiem dla wielu badań socjologicznych. Oto pan, który uwierzył w przedwyborcze sondaże nagle dostał realistycznym kowadłem w potylicę. Nie mogąc się pozbierać zgadza się z każdym i wszędzie, czyniąc siebie orędownikiem wszelkiej zasłyszanej idei niosącej ku zwycięstwu. Instynktowny popłoch malujący się na jego obliczu przewrócił wszystkie przeszkody, dotychczas uniemożliwiające rozpisanie referendum w sprawie najistotniejszych problemów Polaków. Dziękować należy Bogu, iż pan Paweł nie wspominał o kalendarzu gregoriańskim w swojej kampanii. Dzisiaj bowiem mielibyśmy ogłoszone referendum z jednym zasadniczym pytaniem; „Czy według Pani/Pana rok kalendarzowy powinien składać się z trzystu sześćdziesięciu pięciu dni?” . Zakładam jednak, że w swojej diagnozie mogłem dać się zwieść czytelnym mechanizmom i socjotechnikom, bowiem nasz dobroduszny miś może zdawać sobie sprawę z faktu, że dzisiaj tylko jednomandatowe okręgi wyborcze dają szansę na uchronienie i zachowanie starego, nikczemnego układu. Wtedy naprawdę poczuję się jakby ktoś mi uszy na dupę naciągnął.
Pozwolę sobie na pominięcie analizy wyborczych osiągnięć kilku kandydatów. Nie ze względu na brak szacunku, ale z uwagi na dysonans proporcji osiągnięć w stosunku do kilobajtów potencjalnego czytelnika. Pokuszę się jednak o dwie konstatacje. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na przekroczenie przez PO masy krytycznej. Wydaje mi się, że niebawem usłyszymy, iż na bazie bezkarnej negacji objawią się nowi mężowie opatrznościowi z rewolucyjną, „uczciwą” formacją. Stawiam na panów Olechowskiego, Schetynę, Balcerowicza, Borusewicza i kilku innych. Wielce ciekawym czy nasz naród da się zwieść tym podstępnym aniołom. I drugi najsmutniejszy, powyborczy wniosek. Szlachetna Polonio jeśli myślicie, że Wasza polskość i patriotyzm potrzebny jest tylko w ramach sportowej, międzynarodowej rywalizacji to tkwicie w szalonym błędzie. Jesteście Polakami w delegacji bez względu na to czy trwać ona ma tydzień czy pięć pokoleń. Zatem pomimo utrudniających działań Państwa Polskiego winniście uczestniczyć w życiu politycznym Rzeczypospolitej, bowiem chcemy być z Was dumni, pragnąc Wam zapewnić poczucie dumy z Nas i naszego tysiącletniego, wspólnego dobra.
Leszek Posłuszny
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl