Niemieckim smogiem w Polskę

0
0
0
/

Przez osiem lat rządów filoniemieckiej kolacji niewiele w Polsce mówiło się o smogu. Powietrze było czyste, no może poza Krakowem. Ale za to polityka była bardzo czysta. Krystalicznie przejrzysta, aż biło po oczach, a po kieszeni jeszcze bardziej. Rączki były czyste, interesy niemieckie w Polsce były niezagrożone. Państwo, czyli „kamieni kupa”, rozkradano w tempie zaplanowanym w Berlinie i Brukseli. Plasterek po plasterku, fabrykę po fabryce. Aneks do tych planów od czasu do czasu dorzucała Moskwa. I było pięknie i bezsmogowo. Bo było na kolanach. Tymczasem modna ostatnimi czasy wojna hybrydowa ma swoją nowa odsłonę. Wielu o niej mówi, ale jak to bywa z hybrydami, nie do końca wiadomo, jaką postać przyjmie przy kolejnym rozdaniu. Czy to będzie cyberatak, czy może nagłe zakłócenia sygnału telewizyjnego, a może niepokój o kornika zjadającego drzewka nie tam gdzie trzeba? W styczniu 2017 r., po spektakularnym upadku zamachu stanu, raptem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, niemieckojęzyczne portale i gazetki zaniepokoiły się stanem powietrza nad Wisłą i Odrą, ale tylko na wschód od Odry, ponieważ jak wszyscy wiemy, powietrze na zachód od Odry jest przejrzyste, demokratyczne i wolne od wszelkich metali ciężkich oraz ciężkich wspomnień. Bo to jest niemieckie powietrze. Nie nazistowskie, tylko niemieckie – proszę pamiętać. Tlen tamtejszy jest z dodatkami pakowany w Lidlu, sprzedawany w Aldkiu, a zatwierdzany w Bundestagu. Tymczasem polskie Ministerstwo Środowiska odmówiło obniżenia progów alarmowania polskiego społeczeństwa o zagrożeniu smogiem. No i ekolodzy, po odpowiednich konsultacjach specjalistów znad Renu i Łaby, po odczytaniu horoskopów i zapytaniu wróżbity Macieja zaalarmowali świat. W 2015 r. Polski Alarm Smogowy, tzn. grupa aktywistów antysmogowych, rozpoczął zbieranie podpisów pod petycją do Ministerstwa Środowiska o obniżenie poziomów alarmowania oraz informowania o zanieczyszczeniu powietrza. Zbierali, zbierali i uzbierali. Czekali pewnie na wynik wyborczy i się doczekali. Petycja podpisana przez 10 000 obywateli została przekazana na ręce Ministra Pawła Sałka w dniu 4 listopada 2016 r. W Polsce progi alarmowe ustalone są na poziomie 300 mikrogramów pyłu PM10 na m3 powietrza. Smogowcy domagają się obniżenia progu alarmowego do 100 mikrogramów, by skuteczniej informować społeczeństwo o zagrożeniu smogiem i chronić je przed zagrożeniem. W odpowiedzi Ministerstwa Środowiska na petycję PAS czytamy, że obecne progi są wystarczające i ostrzegają o poziomie zanieczyszczeń, którego przekroczenie powoduje „negatywne skutki dla zdrowia ludzkiego”. Według Anny Dworakowskiej z PAS skutki dla zdrowia ludzkiego pojawiają się znacznie wcześniej niż przy poziomie stężeń uważanych w Polsce za alarmowe. Na przykład we Francji analogiczne poziomy, które informują mieszkańców, że powietrze jest niezdrowe lub bardzo niezdrowe są określone na poziomie 80 ug/m3. „Częstsze ogłaszanie alarmów smogowych mogłoby skutecznie uświadomić Polakom, jak duża jest skala problemu” – mówi Andrzej Guła, lider PAS. Bo straszyć trzeba często i regularnie. Niemieccy patrioci nad Odrą i jej wschodnimi rubieżami zaalarmowali panią Premier Beatę Szydło. Bo pana Tuska i pani Kopacz nie zdążyli, tak długo zbierali podpisy. Oczywiście wszystkiemu winny węgiel. Jakżeby inaczej. Skoro Niemcy nie wykupili jeszcze polskich kopalni, to nie jest dobrze. Niemiecki węgiel w Niemczech jest zdrowy, a polski w Polsce jest smogotwórczy. Wychodzi na to, że Odra niczym Himalaje zatrzymuje wszelkie ruchy powietrza w Europie, a zwłaszcza miedzy Polakami a Niemcami. Rozumiem, że poziom wiedzy geograficznej polityków, których edukacja zakończyła się na trzykrotnym powtarzaniu trzeciej klasy gimnazjum nie widzi nic, ale ja coś widzę. Nizina Niemiecka i Nizina Polska, to jednak krainy geograficzne o podobnym ukształtowaniu terenu i profilu klimatycznym. Wiatry wieją tam i z powrotem. Do naszego kraju dociera głównie wilgotne powietrze znad Oceanu Atlantyckiego, czyli po drodze wieje w Niemczech. Są to masy polarno-morskie, które przez cały rok przynoszą opady, powodując ochłodzenie latem i ocieplenie zimą. Znacznie rzadziej napływa do nas powietrze kontynentalne ze wschodu, zawsze jest ono suche - zimą mroźne, a latem gorące. A pewnie niektórzy żałują, że Wschód tak mało wieje. Niekiedy w zimie z północy spływają też do Polski masy bardzo mroźnego powietrza arktycznego. Czasami zaś w lecie z południa dociera do naszego kraju powietrze zwrotnikowe, które zawsze przynosi upalną pogodę. To tak w ramach elementarza ruchu mas powietrza nad Polską. Badając te ruchy Himalajów nad Odrą nie zauważono. Ani z jednej, ani z drugiej strony. Chyba, że mówimy o Himalajach Hipokryzji. A to, to tak. Najwyższy ich szczyt jest Berlinie w okolicach Bundestagu. Wszyscy członkowie upadłych partii już go zdobyli. To są specjaliści od wspinaczki wysokohipokrytycznej. Jednak „sezonowi ekolodzy” tak się rozpędzili z tym smogiem w Polsce, że nawet powietrze nad naszymi parkami narodowymi gorzej wyglądają niż w centrum Zagłębia Ruhry. To nagłe zaniepokojenie jest tak samo wiarygodne, jak troska Volkswagena o ekologiczne spalanie. Czyżby szykował się atak niemieckich producentów pieców na tereny polskie? Może kogoś denerwuje konsolidacja i odbudowa polskich fabryk? Może, może. Polscy pożyteczni ekolodzy tylko ułatwiają im zatruwanie smogową propagandą mieszkańców polskich miast i miasteczek. Strach jest najlepszym napędzaczem klientów. Pojawiły się kontrowersje wokół uchwały o jakości powietrza, zaproponowanej przez marszałków województwa małopolskiego. Informacyjna Agencja Radiowa dowiedziała się, że na jej kształt mogli mieć wpływ lobbyści. Wbrew zapowiedziom, w nowych przepisach nie znalazł się zakaz palenia węglem i drewnem. Jacy tam lobbyści, ja tam nie jest taki podejrzliwy. To zatroskani obywatele znad Odry, Łaby i Renu. A może znad innych rzek? Wiceszef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kominki Polskie, Jacek Ręka, zaprzecza, że jest lobbystą. W rozmowie z IAR przyznaje jednak, że uchwała zaproponowana przez marszałków jest zbieżna z jego sugestiami. Jacek Ręka podkreśla, że emisja spalin z dobrego pieca opalanego drewnem jest o wiele niższa, niż z pieca opalanego węglem. Tylko skąd te drewno wziąć? Pewnie w Polsce już nie wystarczy i trzeba będzie z zaprzyjaźnionych Niemiec sprowadzać? A może z bezkresnej Rosji? Uchwała zaproponowana przez marszałków dopuszcza normę 40 miligramów spalin na metr sześcienny. To oznacza, że będzie można palić jedynie drewnem, bo piece węglowe nie spełniają takich norm. Według władz Małopolski, emisja spalin dzięki przepisom znacznie się zmniejszy. Nie zgadza się z tym jednak przedstawiciel inicjatywy Krakowski Alarm Smogowy, Andrzej Guła. Mówi, że takie rozwiązanie nie poprawi jakości powietrza, a przede wszystkim jest niewykonalne. Jak nieoficjalnie wiadomo, Krakowski Alarm Smogowy kojarzony jest z branżą gazowniczą, a producenci kominków wykorzystują znajomości z radnymi województwa - komentuje dziennikarz ekonomiczny Agencji „Reuters” Wojciech Żurawski. „Jeśli ktoś się spodziewał, że będziemy mieli do czynienia z tak zwaną czystą grą, to jest w dużym błędzie” - powiedział dziennikarz. Mieszkańcy miasteczek nadodrzańskich, oraz leżących nad Nysą, potwierdzają zgodnie, wg najnowszego malowania opinii publicznej wykonanego przez Pracownię Obrazków i Rękodzieła socjologicznego „IRYS i Przyjaciele”, że najlepiej zasysać w Niemczech, a wysysać w Polsce. Ten smog oczywiście. To ekologicznie i ekonomicznie, proniemieckie i bardzo demokratyczne. I niesmogowe, trzeba koniecznie dodać. Bitwa smogowa dopiero się rozpoczyna. Czekamy na kolejne odsłony. Kto teraz dołoży do pieca? Dr Paweł Janowski Redaktor naczelny miesięcznika „Czas Solidarności” Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”

Źródło: prawy.pl

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną