Bolkowy kotlet

0
0
0
/

Długo to trwało, ale grafolodzy w końcu potwierdzili, że podpisy w teczce „Bolka”, którą generałowa Kiszczakowi przyniosła do IPN, należą do Lecha Wałęsy. Jednak to i tak nie przekonuje wielu osób, które osobistą karierę i wielkie pieniądze zawdzięczają nobliście z Solidarności . Zatem jak bumerang wraca kolejny propagandowy chwyt: mówisz Wałęsa, winny Jarosław Kaczyński. Jak to winny? Ano dlatego, że wiedząc, iż Wałęsa był agentem, namawiał do głosowania na niego w wyborach prezydenckich. Syn wielkiego Lecha, już drugą kadencję europoseł z ramienia PO Jarosław Wałęsa, jest przekonany, że IPN jest na usługach, bo „mówi to, co mu każą mocodawcy”. A w ogóle to – zdaniem syna- teraz w IPN pracują ludzie, którzy są do jego ojca źle nastawieni i nie przestrzegają żadnych kanonów pracy naukowej. Zaś fakt, że Kaczyński przyznał, że już w latach 80. wiedział o współpracy Wałęsy z SB, i mimo to zachęcał Polaków by na niego głosowali, świadczy „o prawdziwych intencjach tego człowieka. Bo Kaczyński to koniunkturalista i kiedy mu pasuje, zmienia zdanie.” - Wiarygodność prezesa PiS jest zerowa- podkreśla Wałęsa junior. Powiedzmy sobie szczerze, nikt przy zdrowych zmysłach nie chce niszczyć Wałęsy tylko dlatego, że nie podobają mu się słynne wąsy. Chcą nam wmówić, że zależy na tym tylko Jarosławowi Kaczyńskiemu, ale ten jest chory na głowę, bo ludzie z PO wmawiają, że to psychol. Cóż, numery rodem z komunizmu, gdzie oponentów zamykano w psychuszkach. Obrońcom Wałęsy nie chodzi o to, byśmy mogli zrozumieć lepiej swoją najnowszą historię. By można było wreszcie odkłamać to, co ukryły brudne interesy polityków i lany na Wałęsę lukier propagandy. Im chodzi o własne kariery i tyłki, bo Wałęsa firmował patologię polskiej transformacji, podczas której pozbawiono Polaków narodowego majątku. Nie tyle już chodzi teraz o samego Wałęsę, bo zaprzeczać współpracy z SB będzie do końca życia. Chodzi o prawdę i podszewkę tego, co ekonomista Poznański opisał w książce „Wielki przekręt”. Twórcom „przekrętu” był potrzebny robotnik, bo w 1968 roku, choć Michnik i inni wyciągnęli studentów na ulicę, robotnicy w tę ustawkę nie weszli. Dlatego powstanie KOR zaraz po zajściach w Radomiu i Ursusie miało dwuznaczny charakter. Z jednej strony- był to zapewne autentyczny odruch pomocy pobitym i wyrzuconym z pracy robotników i ich rodzinom, z drugiej- znakomita okazja, by być bliżej określonych grup i się z nimi zbratać w celu realizacji własnych planów. No i zbratali się, zaprzęgli potem w polityczne gierki i dołożyli starań do sierpniowego strajku i jego następstw, by potem jako eksperci przejąć stery nad rządem dusz robiących pokojową rewolucję „roboli” i zdradzić rewolucję Solidarności. Mamy prawo do zrozumienia historii naszego kraju. Uwikłanie agenturalne Wałęsy wiele tłumaczy, co się w Polsce działo od 1980 roku. Obalenie w „nocy teczek” przez Wałęsę i jego zaplecze rządu Jana Olszewskiego, te wszystkie biorące dział w przygotowaniu obalenia Pawlaki, Tuski, Moczulskie i dziennikarskie dyspozycyjne lisy – to się układa w konkretny obrazek interesów. Dziś wciąż mamy z Wałęsą kłopot. Wybudowano w Gdańsku Europejskie Centrum Solidarności, dawno obsadzono etaty, a wciąż się o prawdę o tej Solidarności spieramy. Z tą prawdą jest tak, jak z określeniem, że w 1989 roku mieliśmy pierwsze prawie wolne wybory. A przecież nie ma prawie- wolności, ani pół wolności . To postsolidarnościowe elity, te które znalazły się przy władzy, narzuciły taki styl narracji. Co to za półwolność po 1989 roku, jaką zaleca się nam fetować jako narodowe święto. W tym felietonie zwracam się do Mariana Krzaklewskiego, który przed laty przewodząc Solidarności, zrealizował uchwałę Komisji Krajowej „S” i wystąpił do instytutu Gaucka o przekazanie związkowi informacji z zasobów STASI, które dotyczą ludzi Solidarności uwikłanych we współpracę z SB. Ta informacja przyszła do Gdańska, ale wykaz nazwisk i agenturalnych powiązań został zamknięty u Krzaklewskiego w sejfie. O tym, że zamknął te dokumenty w sejfie, poinformował na kolejnym posiedzeniu Komisji Krajowej. Co się z tymi zasobami stało, panie przewodniczący? Tam musiała być informacja o Wałęsie. Czy przekazał pan te papiery do IPN? To jest ważne, bo tymi informacjami ciągle ktoś gra. Ostatnio wyciekły informacje o agenturalnych powiązaniach obecnego, piątą kadencję sprawującego funkcję przewodniczącego warmińsko- mazurskiej Solidarności –Józefa Dzikiego. Dziki jest oburzony tymi pomówieniami. Ma poczucie krzywdy. Więc jak z tym jest? Dziennikarsko obsługiwałam przed laty posiedzenie „krajówki”, w którym jako gość uczestniczył ówczesny szef IPN Janusz Kurtyka. Zdawał sprawę z powiązań agenturalnych ludzi związanych z NSZZ Solidarność. Nie rzucał nazwiskami. Stwierdził jednak (słyszałam to na własne uszy), że związek był naszpikowany agenturą i on te informacje za jakiś czas przekaże związkowi. Nie zdążył. Jak pisać historię Solidarności bez wiedzy o uwikłaniach i zależnościach, ich zbadaniu przez historyków. Padają zarzuty, że o Solidarności nie uczy się młodzieży w szkole? Jak uczyć, skoro nie wiemy do końca jaka jest prawda? Jak zbadać, w jakim stopniu agenturalny był „parasol”, który nad reformami okresu transformacji rozpostarł NSZZ Solidarność? Dla prawdy historycznej, zrozumienia przebiegu przemian, ta wiedza jest potrzebna. Wycieki takie jak agenturalność wiceprzewodniczącego „S” Janusza Tomaszewskiego, wicepremiera w rządzie Jerzego Buzka i szefa MSW, który się przez ten wyciek podał do dymisji, to rozgrywki na użytek interesów elit i one nie rozwiązują problemu, jaki dotąd mamy. Co ciekawe, z pozoru zatopiony Tomaszewski –wypłynął - zaczął się pokazywać w TVN jako ekspert od spraw medialnych prezydenta Poroszeni… To nie tylko sprawa Wałęsy, choć to on stał na świeczniku, był na pewno szantażowany i jako szef Solidarności i potem głowa państwa „prowadzony” przez tych, którzy narzucili nam złodziejską transformację. Powinniśmy być świadkami trzęsienia ziemi. Tymczasem odtajniony zaledwie w części (publikacja dalszych dokumentów przed nami) zbiór zastrzeżony IPN rozczarowuje skromnością informacji. Po co było odtajniać tylko fragment? Czy resztę zasobów PiS zostawiła na deser i zamierza nimi grać, by szachować? I pomyśleć, że sprawa Wałęsy mogła być wyjaśniona przez grafologów dzięki żonie generała, który zachował teczkę „Bolka” jako polisę ubezpieczeniową. Kiszczakowa w wyjaśnieniu tej sprawy zrobiła więcej, niż naukowe książki Cenckiewicza, Gontarczyka i Zyzaka, których „salon” opluł i wyśmiał jako oszołomów. Dziś nadal agenturalność Wałęsy usiłuje się wyśmiewać. Jarosław Wałęsa chce nam wmówić: - Ten bolkowy kotlet jest odgrzewany po raz kolejny, paradoksalnie wtedy, gdy wszyscy widzą, że Antoni Macierewicz i Bartłomiej Misiewicz panoszą się w MON jak w swoim Bizancjum. Więc ewidentnie jest to po raz kolejny zagrywka polityczna. To już zakrawa na kpinę- dowodzi syn Wałęsy. Chodzi o Wałęsę, a oczywiście, winni: Kaczyński, Macierewicz i Misiewicz. Na litość, przestańcie kpić z nas Polaków. Alicja Dołowska

Źródło: prawy.pl

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną