Plujemy wam w twarz – i co nam zrobicie?

0
0
0
/ CC0 Creative Commons/Pixabay

Nie mieści się w głowie, że nowo - stare władze Warszawy w sposób niemal nachalny złożyły niski pokłon słusznie minionej epoce socjalizmu, w skrócie zwanej komuną. Ulice, którym patronowali działacze komunistyczni mają na powrót nosić ich imiona! - taki zapadł werdykt i guzik wam do tego. My tu rządzim! Miasto jest ciągle nasze. W dziele wielbienia komuny poparł ratuszowców Naczelny Sąd Administracyjny, który jakby nie słyszał o ustawie dekomunizacyjnej, i podtrzymał decyzję wojewody o dalszym trwaniu tamtego wątpliwego patronatu. Lecz z sądami się nie dyskutuje; każda próba wątpienia w słuszność werdyktów kończy się dzikim wrzaskiem o ataku na niezawisłość sądów i gnaniem na skargę do jaśnie nam panującej Brukseli. A tam przecież tylu „samych swoich”, więc droga do orzekania każdej nawet głupoty ciągle szeroko otwarta.

Warszawscy ratuszowcy mogą już wołać z satysfakcją: Nasi wrócili!Znów zaszczycą ulice miasta swoimi zasłużonymi imionami! Nie warto pytać, o co tu chodzi, bo dla choćby przeciętnie kumatego jasne jest, że to swoista zemsta na obecnie rządzącej prawicowej koalicji, która ośmiela się przyodziać w konkret postulat dekomunizacji kraju. Czy w tej sytuacji trzeba więcej dowodów, że komuna nadal ma się nieźle i rozpiera wygodnie w wielu jeszcze dziedzinach naszego życia. Wszak w szeregach opozycji rojno od dawnych towarzyszy oraz ich oddanego sprawie potomstwa. To w ich gardłach bulgocą nieustannie, ukryte pod aktualną nowomową, dawne zatwardziałe idee. Jak w hymnie ZSRR. „Niezłomny jest związek republik swobodnych…”.

Miasto to żywy twór podlegając przemianom jak każda inna sfera ludzkiego bytu. Także i w nich koło historii jest w ciągłym ruchu. Strąca stare pomniki, stawia nowe. Zmieniają swoje przeznaczenie dawne gmachy kojarzone z przemocą. Tak gdzie rozsiadali się ongiś nasi czerwoni władcy, siedzi teraz giełda. Na jej korytarzach zamiast czerwonych krawatów widać czerwone szelki maklerów. W aresztach, w których ściany wbił się krzyk torturowanych i mordowanych patriotów, są teraz muzea ofiar. Można mieć nadzieję, że stołeczne władze nie porwą się na ich likwidację, bo to jednak za bardzo biłoby po oczach. Zapewne nie pokuszą się również o ponowne ustawienie na postumentach posagów Lenina czy Dzierżyńskiego, chociaż tu takiej pewności nie ma. Bo kto ich, tych towarzyszy, wie. Są jak ruska Wańka-wstańka. Wystarczy podać im palec – a złapią całą rękę. Ten palec właśnie im podano.

Co ich tak zabolało w tych nowych, zdekomunizowanych nazwach ulic? Kto ich tak okrutnie wzburzał, że podjęli trud walki o powrót swoich? Dwaj pieśniarze z opozycji antykomunistycznej: Jacek Kaczmarski i Przemysław Gintrowski, którzy swoimi utworami dodawali ducha? Zbigniew Romaszewski, człowiek legenda tejże opozycji? Nie, nie o nich rzecz cała się rozbija. Są sekowani przez ratuszowców niejako przy okazji. Tak naprawdę chodzi o postać znienawidzoną przez antypisowską tłuszczę. O byłego prezydenta kraju i Warszawy, prof. Lecha Kaczyńskiego. Nie mogą mu wybaczyć, że coś ważnego po sobie w tym mieście zostawił a oni nie mogą tego zanegować. Stworzył najważniejsze dla stolicy Muzeum Powstania Warszawskiego. Znakomite muzeum, o czym świadczą setki tysięcy je odwiedzających. I to samorzutnie, z własnej woli i potrzeby, bez robienia sztucznej frekwencji przez obowiązkowe wycieczki szkolne.Gdyby tylko mogli, zmietliby tę placówkę w jeden dzień. Na razie jednak trwa i ma się w tym trwaniu lepiej niż pomniki i tablice poświęcone Lechowi Kaczyńskiemu. Wszak już się ten i ów ( z L. Wałęsą na czele) odgraża, że gdy tylko chwyci władzę w kraju, zburzy je do fundamentów. Cóż, musi ich ta pamięć mocno uwierać.

Na razie przyglądajmy się uważnie, czy aby któregoś dnia nie wróci nad wejście do Pałacu Kultury i Nauki dawno wyskrobany napis: „imienia Józefa Stalina”. Bo być może śni się to niektórym po nocach. A nawet za dnia.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną