Tischner wąski, gueer niewąski

0
0
0
/

Kilkanaście dni temu ministerstwo nazywane dla niepoznaki Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło z satysfakcją wyniki planu trzyletniego. Niektórzy określają to mianem konkursu, inni wyścigu po granty, a jeszcze inni ... Jak zwał. tak zwał. Przydział pieniędzy został ogłoszony. Przypomnę, że "Narodowy Program Rozwoju Humanistyki ma pomóc w upowszechnianiu i badaniu polskiego dziedzictwa kulturowego".


Czterdzieści kilka milionów na badania. Nie powiem, żeby wszystkie granty były nietrafione. Nie jest tak. Ale jeden szczególnie przykuł moją uwagę. Nie tylko moją, na szczęście.


"Literatura LGBT to dziedzictwo kulturowe" – uznał resort nauki i dał pieniądze na antologię tekstów tzw. queer. Dziedzictwo to jedno, a kultura to drugie. Jak uzasadniono ten wybór? W czasach, gdy nauki humanistyczne przeżywają kryzys, gdy niedofinansowanie uniwersytetów i naukowców woła o pomstę do nieba, gdy trzeba wzmacniać fundamenty myśli i kultury - ponad 200 tysięcy przeznaczono na antologię tekstów przedstawicieli środowisk homo i inaczej seksualnych . Gdzie jest sens takich badań?


Bona na Zachodzie już ponad 50 lat badają, a u nas nie. No tak - na Zachodzie. A my musimy dogonić Zachód. Szkoda, że akurat w takich pseudobadaniach. Ale poprawność polityczny przede wszystkim, a postmodernizm wszystko łyknie. Zaakceptuje każdą brednię, ale pod jednym warunkiem. Ta brednia musi służyć rozbiciu porządku realistycznej filozofii i teologii, musi odrzucać klasyczne rozumienie badań.

 

A jeżeli chcesz uderzyć w realizm poznawczy, to jesteś sprzymierzeńcem postmodernizmu. Jeżeli chcesz zniszczyć obiektywne poznanie - jesteś swój. Jeżeli masz zamiar rozchwiać porządek moralny - to jesteś już prawie jak rodzina. O nie, nie, przepraszam. Wszystko tylko nie rodzina. Postmoderniści i ich bracia genderyści nienawidzą rodziny. Działaj na rzecz destrukcji  rodziny, małżeństwa, płci - jesteś sojusznikiem. Tak lepiej. Dlatego też zadam pytanie: Jak to ugryźć? Literatura homoseksualistów, lesbijek, transwestytów, biseksualistów. itd. A co z heteroseksualistami w literaturze? Co jest kluczem? Co porządkuje ten bałagan? Poczekam na dzieło pana doktora. Pewnie mnie oświeci.

 

Niewtajemniczonym spróbuję wyjaśnić kilka kwestii. Po kolei: "literatura LGBT" - to znaczy twórczość przedstawicieli lesbijek, homoseksualistów - nazywanych gejami, biseksualistów, czyli niezdecydowanych czy być z kobietą, z mężczyzną, czy z wszystkimi razem, oraz transwestytów, czyli - tu nie mam pewności - tych, co przebierają się za kobiety, albo na odwrót. Jakoś tak. Zapomniano dodać, że ostatnimi czasy do tych szacownych środowisk doszusowali - dendrofile, zoofile, nekrofile itd. Podobno jest już ich ponad 40, a ile będzie jutro tego nie wie nikt. No więc - twórczość tych przedstawicieli.

 

Na pytanie o metodę wciąż nie ma odpowiedzi. A może tematyka dotycząca życia wyżej wymienionych środowisk? Czy jak heteroseksualista pisze o homoseksualistach, to jest to "literatura LGBTABCDEZG itd."? A jak homoseksualista pisze tylko o heteroseksualistach, to już jest, czy nie jest to wspomnienia literatura? Czy, czy, czy...?

 

Tak też  kolega doktor Błażej Warkocki, publicysta Krytyki Politycznej redagujący na jednym z portali LGBT rubrykę pt. "zBOOKi: felietony o książkach", mając wizję przyszłości zaproponował, aby kochany naród polski - katolicki i heteroseksualny w większości, przytulił pomysł. I Ministerstwo przytuliło przekazując 265 tysięcy 920 złotych . Katolicy są cierpliwi i tolerancyjni. Przeżyliśmy komunizm, przeżyjemy platformizm i genderyzm.

 

Uniwersytet Adam Mickiewicza może być dumny. Poznań też. Do Berlina blisko, więc będzie nowa fala studentów. Proponuję otworzyć lotne biuro rekrutacyjne z placówką delegowaną na Marsz Równości. Przyszli studenci będą się zapisywać całymi tabunami. Matura nie ważna. Ważne skłonności. Albo jak kto woli - orientacje. Według mnie raczej dezorientacje, ale ja jestem heteroseksualista, więc będę milczał.
Na szczęście na tym samym Uniwersytecie prof. dr hab. Zbigniew Przychodniak otrzymał grant na nowe wydanie krytyczne "Króla-Ducha" Juliusza Słowackiego. Więc nie jest tragicznie. No, ale stało się. Ludzie Platformy w strachu przed nieuchronną porażką w jesiennych wyborach starają się przypodobać najróżniejszym środowiskom. Taka partia, jacy wyborcy. Kiedyś wypromowali Janusza Palikota i jego towarzystwo, teraz promują gueerowców i genderystów. A w niedzielę pójdą do kościoła i będą żarliwie modlić się o poparcie. Taka partia.

 

Dokończmy jednak kwestię antologii. Co dalej - spyta filolog? Co pan doktor ma na myśli? Co poeta ma na myśli? Co homoseksualista, transwestyta, lesbijka, nekrofil ma na myśli? Pan doktor dostał kaskę - to niech teraz się zastanawia. Cała Polska czekana na owoce. I na antologię. Jak antologia powstanie prof. Lena Kolarska-Bobińska nie będzie już ministrem nauki, ale pewnie chętnie sięgnie po to dzieło i będzie czytać wnuczkom na dobranoc. Genderowe bajki.

 

Anonimowo naukowcy przyznają, jak podaje portal "wPolityce", że "nie zajmujemy się prawdziwym dziedzictwem, wiele wartościowych dzieł leży w rękopisach, wiele czeka na nowe, poprawione edycje krytyczne. Tymczasem wydajemy pieniądze na badania pozbawione sensu". Niestety naukowcy przyznają anonimowo. Takie bohaterskie czasy nastały...

 

Jednym  z niewielu, który ma odwagę pod nazwiskiem krytykować decyzje Ministerstwa jest prof. Zbigniew Stawrowski, szef krakowskiego Instytutu Myśli Józefa Tischnera. Jak podaje "Rzeczpospolita" :" W dwóch anonimowych recenzjach napisano, że badania nad Tischnerem mają znaczenie jedynie dla wąskiego grona specjalistów, a jego filozofia nie ma fundamentalnego znaczenia dla naszego dziedzictwa kulturowego". No to recenzenci "pojechali niewąsko" - jak mawiają młodzianki. Tischner wąski, gueer niewąski.

 

Nie, żebym za samym patronem przepadał. To takie krakowsko-lubelskie wspomnienia sporów filozoficzno-etycznych, ale odwaga osobista się liczy. To dziś towar deficytowy. Jej brak jest jednym ze sutków tragicznej polityki rządu. Strach przed rzeczową krytyką i merytoryczną dyskusją pani premier Ewy Kopacz, a kiedyś Donalda Tuska,  spowodował zakneblowanie wielu środowisk. Nie tylko naukowych. Ludzie w walce o przetrwanie boją się wyrażać szczerze swoje myśli. Strach przed utratą pracy paraliżuje, tak jak za czasów komunizmu, w najgorszych jego latach. Dziś też "taktyczne" milczenie opanowało wiele środowisk - większość wyjechała na "wewnętrzną emigrację". Może jesienią się otworzą, może.

 

Bo dziś liczy się kasa. Tylko kasa, czyli mamona jak mawiali starożytni. Na realizm poznawczy nie ma kasy, więc jest w odwrocie i to bardzo głębokim. Teraz carem w Polsce jest postmodernizm realizowany w mutacji platformerskiej. Bo trochę tu mniej myślenia, ale za to bardzo dużo nagarniania kaski. Taki nowoczesny, kawiorowy konformizm. Każdy pretekst jest dobry, byle kasa się zgadzała. To platformizm w czystej postaci. To taka nowa twarz komunizmu. Z dużą dawką botoksu i po gruntownym liftingu. Ośmiorniczki, dobre fury, raz w tygodniu klepanie po plecach i jest ok. By żyło się lepiej. Ale tylko naszym.

 

Dlatego pani premier znowu próbuje straszyć. Tylko to potrafi. Tylko to im zostało. Nadzieja w młodym pokoleniu i wytrwałości tych wszystkich Polaków, którzy nie poddali się ideologii platformizmu-konformizmu. Mają odwagę i mają wolę zmienić Polskę. Mają pragnienie oddać Polskę patriotom. Po prostu oddać rządy uczciwym ludziom. Tylko tyle i aż tyle.

 

dr Paweł Janowski

Przegląd Oświatowy

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną