Krymskie władze wymykają się Putinowi spod kontroli
Prezydent Władimir Putin, będący jednym z głównych inicjatorów aneksji Krymu w 2014 roku, zapewne nie podejrzewał, że korupcja tamtejszych władz aż tak szybko wymknie się spod kontroli – rosyjska federalna służba bezpieczeństwa FSB wszczęła śledztwo wobec trzech wysokich rangą urzędników rządowych na Krymie, oskarżając ich o łapownictwo i niedopełnianie obowiązków.
To nie pierwsza tego typu sprawa. W ciągu ostatnich kilku miesięcy z teką ministerialną regionu pożegnało się czterech ministrów – im również zarzucano korupcję. Jak wykazał w czerwcu przeprowadzony na zlecenie Kremla audyt, dwie trzecie pieniędzy, które Moskwa wysłała w zeszłym roku Krymowi na budowę dróg, dosłownie wyparowały.
Pełniący funkcję gubernatora Krymu Siergiej Aksjonow, wybrany na to stanowisko w kwietniu 2014 roku z błogosławieństwem Władimira Putina, zareagował niezwykle agresywnie na zarzuty stawiane swoim ministrom. Oskarżył on władze w Moskwie, iż te usiłują „zdestabilizować” Krym i stosują w tym celu „sfabrykowane” dowody przeciwko tym, wobec których prowadzą śledztwo. Wśród tych ostatnich znajdują się osoby odpowiedzialne za politykę przemysłową i nadzór skarbowy a także dyrektor portu w Jałcie. - Nikt z tych urzędników nie zrobi kozłów ofiarnych – grzmiał Aksjonow.
Tymczasem kiedy Władimir Putin powierzał wspomnianym wyżej ludziom nadzór nad Krymem, wcale nie interesował się czy są uczciwi i nie wnikał w to, czy przypadkiem nie mają korupcyjnych inklinacji. Prof. Robert Orttung z George Washington University’s Elliott School of International Affairs nie ma najmniejszych złudzeń: „Władze w Moskwie po prostu chciały zapewnić sobie poparcie nowych przywódców krymskich”. - Ale teraz ci ludzie wymykają się spod kontroli – mówi Orttung.
Rząd Aksjonowa rozpoczął kampanię przymusowej nacjonalizacji, uchwalając w zeszłym roku takie ustawy, aby dały prawo do przejmowania firm, nieruchomości oraz innej prywatnej własności. W niektórych przypadkach, zakapturzeni i uzbrojeni funkcjonariusze wyrzucali ludzi z ich własnej ziemi oraz odbierali należące do nich przedsiębiorstwa, nie patrząc zresztą na narodowość wywłaszczanych, co spowodowało płynące do władz na Kremlu liczne skargi ze strony pokrzywdzonych obywateli rosyjskich.
Tego było dla Moskwy za wiele. W końcu już łożyła na budżet Krymu, pokrywając 75 proc. jego wartości, a jednocześnie fundując wynagrodzenia oraz inne korzyści lokalnym rezydentom. Zarzuty łapownictwa podniosły kwestię pomocy w wysokości 18 mld dolarów obiecanej Krymowi, a mającej być wypłacaną przez następne pięć lat. Pieniądze te miały bowiem zostać spożytkowane na rozwój ekonomiczny i infrastrukturalny, w tym na budowę mostu między półwyspem a należącym do Rosji lądem. Teraz pomoc ta stanęła pod znakiem zapytania, bowiem władze na Kremlu nie mają żadnych gwarancji, iż pieniądze te nie zostaną – jak miało to miejsce wcześniej – zdefraudowane.
Eksperci oceniają, że ta sytuacja nie jest dla Kremla niczym nowym. - Takie rzeczy dzieją się w każdym z należących do Rosji regionów – mówi Andrew Foxall, dyrektor Centrum Badań nad Rosją przy Towarzystwie Henry'ego Jacksona w Londynie. - Moskwa toleruje pewien stopień korupcji pomiędzy regionalnymi politykami, jednakże oczekuje od nich, aby dzielili się tymi pieniędzmi z kremlowskimi. Ci, którzy się nie dzielą, mogą stać się obiektem dochodzenia i trafić do aresztu – dodaje.
Foxall przypomina słowa, jakie niedawno wygłosił Aksjonow na forum krymskiego parlamentu, w których to polityk deklarował, że nie zamierza połączyć Krymu z Rosją, aby nie przeżywać tego samego horroru, jaki trwał w okresie przynależności do Ukrainy. - Koniec końców jednak krymscy urzędnicy będą musieli pójść na ustępstwa względem Kremla, albo stracą posady – konstatuje ekspert, zauważając, iż na to zgodzono się głosując za aneksją, tyle że dopiero teraz zdano sobie sprawę z konsekwencji.
Karolina Maria Koter
Źródło: Bloomberg
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl