Grupa co najmniej dziesięciu zamaskowanych przestępców dostała się na teren ambasady przez mur i za pomocą udających broń zabawek sterroryzowała ośmiu pracowników. Zostali oni związani, byli bici, torturowani i przesłuchiwani.Skradziono komputery i telefony komórkowe. Jednej z urzędniczek placówki udało się uciec przez okno i zaalarmować mieszkańców sąsiednich rezydencji. Jednak akcja policyjna była wyjątkowo niemrawo prowadzona, tak że napastnicy mieli co najmniej cztery godziny na działania wewnątrz budynku ambasady. Ostatecznie policja wysłała patrol, który przybył do placówki dyplomatycznej w momencie, kiedy napastnicy byli jeszcze w środku. Wtedy jeden z nich  wyszedł i powiedział, że "wszystko jest w porządku". Po czym z terenu ambasady wyjechały szybko dwa wysokiej klasy auta, które zostały porzucone kilka ulic dalej.

- Hiszpański wywiad ustalił, że operacja została przeprowadzona przez "komórkę wojskową", a co najmniej dwóch napastników ma powiązania z amerykańską służbą wywiadowczą. CIA zaprzeczyła jakiemukolwiek zaangażowaniu, ale źródła rządowe twierdzą, że ich reakcja była nieprzekonująca. Udział wywiadu USA w ataku jest trudny do udowodnienia, ale całe zdarzenie może wpłynąć na relacje pomiędzy Madrytem a Waszyngtonem.

- napisał dziennik "El Pais".

Tymczasem "The Washington Post" twierdzi, że:

- "Za atakiem może stać koreańska grupa dysydentów - Cheollima Civil Defense. Amerykańskie agencje wywiadowcze byłyby szczególnie niechętne zaangażowaniu się, biorąc pod uwagę delikatny czas i bezczelny charakter misji".