Młodzi patrioci spalili flagę UPA. ,,Tak zwyciężać mamy'! [WIDEO]

0
0
0
/

W godzinę „W”, w tłumie ludzi, którzy zebrali się, by upamiętnić powstańców warszawskich, spalono flagę Ukraińskiej Powstańczej Armii, która w czasie II wojny światowej wymordowała dziesiątki tysięcy polskich kobiet i dzieci. Najwyraźniej duch w narodzie nie ginie

 

Po godzinie 17.00, gdy w centrum stolicy zebrały się wielotysięczne tłumy, by oddać hołd powstańcom warszawskim doszło do wydarzenia, które z pewnością zapisze się pozytywnie w pamięci Kresowian i rodzin ofiar banderowskiego ludobójstwa. Niemała grupka młodzieży utworzyła koło, by spalić flagę, którą posługiwali się jego sprawcy. W spalenie symbolu, bez używania środków łatwopalnych musieli włożyć niemało energii. Młody człowiek, który dokonywał zniszczenia flagi próbował uczynić to zapalniczką. Gdy przynosiło to zbyt wolne rezultaty, z pomocą pospieszyli obserwatorzy zdarzenia z kolejnymi zapalniczkami. Akcję sfinalizował chłopak, który podszedł do flagi UPA z racą, co zakończyło się podziurawieniem syntetycznego materiału i jego natychmiastowym zniszczeniem.

 

 

 

 

Podczas wydarzenia odśpiewano Mazurek Dąbrowskiego oraz krzyczano: „Znajdzie się kij na banderowski ryj”. Na końcu, leżące resztki flagi - zbiorowo opluto. Przypomina to fakty deptania przez powstańców flag III Rzeszy, a ta banderowska ewidentnie do analogicznych, za którymi kryje się morze krwi należy. Środowiska neobanderowskie w sposób wykrętny usiłują udowodnić, że nacjonalistów ukraińskich, wśród oprawców, tępiących Powstanie Warszawskie w mieście akurat wtedy nie było. Jednak, zarówno powstańcze wspomnienia, jak i prawidła logiki zadają temu kłam. Neobanderowcy do tych wysiłków przywiązują największą wagę, by Kresowian walczących o prawdę, względem banderowskiego ludobójstwa, od reszty Polaków oddzielić. Jednak, kto zna dzieje powstania wie, że jego szeregach walczyli Kresowianie i są to daremne wysiłki.

 

Popularnie używanym argumentem, który ma zaprzeczyć prawdzie jest ten, iż w ówczesnej stolicy Polski, państwa z dużą mniejszością ukraińską, nikt z Warszawiaków nie potrafił rozróżnić języka ukraińskiego. Mimo, iż nie wszyscy mogli mieć odpowiednią wiedzę, zakładanie, że w ówczesnej stolicy (w której na Kresy i z Kresów do Warszawy przemieszczali się ludzie) nie potrafiono w żadnym momencie tej mowy rozróżnić wydaje się absurdalne. Z nazwisk młodych, słynnych Polaków masowo robi się dyletantów. Zapomina się o tym, że ludzie w niemieckich mundurach, którzy władali obcym słowiańskim językiem, a jednocześnie swobodnie przechodzili na Polski nie mogli być żadnym ludem pomieszkującym dużo dalej na wschód. Przywódcy III Rzeszy doskonale też znali stosunek nacjonalistów ukraińskich do Polaków. Zarówno tych nadal masowo im służących, jak i tych, którzy z ich bezpośredniej władzy się urwali. Wiedzieli, że nacjonalistów ukraińskich wystarczy spuścić ze smyczy.

 

Zakładanie, że o tym nie pomyśleli wydaje się naiwnością, a jeszcze większą, że oparli się takiej pokusie. Bo niby z jakiego powodu? Z powodów humanitarnych? Nie neguje to występowania innych nacji wschodnich, zwalczających polski zryw, jednak używanie ich, by ukraińskich nacjonalistów uniewinniać, wydaje się tyleż nieuczciwym, co karkołomnym zdaniem. We wrześniu 1944 powstanie tępił, będący już po wymordowaniu wsi Chłaniów i Władysławin - Ukraiński Legion Samoobrony, dowodzony przez Petra Diaczenkę. Lecz uczestnictwo nacjonalistów ukraińskich nie musiało się kończyć wyłącznie na tej formacji. Co więcej środowisko ukraińskich nazistów dokładnie w rocznicę powstania - Diaczenkę uczciło (!). Jest to kontynuacja antypolskich ekscesów w tym stylu, wśród których zasłynęli już świeży emigranci ukraińscy (o poglądach nacjonalistycznych) w Polsce. Opisał  je były wolontariusz fundacji „Otwarty dialog” Tomasz Maciejczuk (I natychmiast wielu nie ustaje w wysiłkach by go zdyskredytować.). Temu ostatniemu w jego własnym kraju autorzy owych incydentów publicznie grozili.

 

W ich mniemaniu mogą sobie na to pozwolić, gdyż prokuratura w Polsce odmawiała wszczęcia postępowania w podobnych sprawach (Zawiadomienie do prokuratury w sprawie Iwana Kaniszczuka), lub umarzała je w kwestii flag symbolizujących ukraiński nazizm (Studenci z fotografujący się z flagą UPA w Przemyślu, czy Ukraińcy z banderowską flagą na samochodzie). Także ukraiński parlament w marcu podjął decyzję o uczczeniu Petra Diaczenki, nie przejmując się polską opinią publiczną, tak jak wielu polityków polskich, zwłaszcza z PO, trzęsie się przed obrażeniem „Ukraińców” (tj. ukraińskich nacjonalistów). Trudność dlań stanowiło choćby uznanie zbrodni banderowskich za ludobójstwo czy uchwalenie Dnia Pamięci Ofiar OUN-UPA. Pomniki ofiar, które miały powstawać, albo wstrzymywano, albo ich lokalizację przesuwano tak, by powszechnie Warszawiacy nie wiedzieli gdzie się one znajdują i że w ogóle istnieją.

 

We wszelkich wydarzeniach, rocznicach i konferencjach, oglądano się na aprobatę „Ukraińców”. Nota bene obecny rząd polski prowadzi politykę milczenia, wobec indoktrynacji ideologią banderowską zwykłych Ukraińców, którzy nie są wcale negatywnie nastawieni do Polski. Zatem szafowanie ogólnikowym stwierdzeniem „Ukraińcy”, będzie kłamliwe tylko do momentu, w którym ten proces będzie z grubsza zakończony. To wszystko mogło mieć wpływ na wczorajszą akcję młodych Polaków upamiętniających powstanie. Istnieje możliwość, iż czarę goryczy przelało odznaczenie, na dzień przed jego rocznicą Piotra Tymy i kilku członków Związku Ukraińców w Polsce przez odchodzącego prezydenta. Organizacja ta czerpiąca pełnymi garściami z kiesy polskiego podatnika znana jest ze swojej polityki kultywowania UPA.

 

Ponadto na łamach jej organu prasowego „Nasze Słowo”, także opłacanego przez polskie ministerstwa pojawiają się artykuły o wymowie antypolskiej, nie cofając się przed takimi, jakie negują polskość obecnych terenów i głosząc potrzebę ich reukrainizacji. Faktem jest, że upowskie flagi, z których jedną spalono w czasie rocznicy, próbowano nawet - wobec polskiej opinii publicznej rehabilitować, nie zważając na nazistowski charakter organizacji, która je używała. Takich samych wysiłków dokonywano wobec okrzyku: „Sława Ukrajini” - „Herojam sława”, który jest odpowiednikiem „Sieg Heil”. Zresztą w wersji melnykowskiej (drugi odłam ukraińskich nacjonalistów, w odróżnieniu do banderowców) odpowiadano „Wodzowi sława”. Skojarzyć to można z kolei z „Heil Hitler”. Niemcy mieli fuhrera, włoscy faszyści duce, a w nacjonalistycznej ukraińskiej terminologii znajduje się słowo „prowydnyk”. Po polsku powiedzielibyśmy „przewodnik”, właśnie w sensie przywódcy, wodza.

 

Paradoksalnie wydaje się, że zarówno policja, jak i portal Facebook prędzej zareaguje na mieczyk Chrobrego i kotwiczkę polski walczącej, niż na czarno-czerwoną flagę, lub nazistowski Prawy Sektor. Zatem wszystkim, którzy spaleniem przez uczestników demonstracji flagi UPA, poczują się zbulwersowani, można by powiedzieć parę stanowczych słów. I oto też do czytelników trzeba zaapelować. Gdzie państwo nie wykonuje swoich obowiązków, robią to oddolnie jego obywatele.

 

Aleksander Szycht

fot. youtube.com

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną