Wierzycie w państwo-niańkę? DO BRONI!
W dobie, gdy politycy i propagandyści próbują wtłaczać społeczeństwom hasła o rzekomym pokoju i stabilizacji, dobrze jest zdawać sobie sprawę z faktu, że Europa wcale nie jest odgrodzona od świata Wielkim Murem.
Zaczęło się spokojnie, oddolnie: Europa i świat, zmęczone II Wojną Światową, zaczęły poruszać się w stronę ideologii pacyfistycznych. Tradycyjne wartości, etos wojownika broniącego granic, wiary i rodziny, zaczął być krytykowany i w ostateczności został odrzucony, na rzecz takich postaci, jak John Lennon. Przez narody europejskie przetoczyła się fala negacji, wobec każdego rodzaju przymusu i siły. Żołnierze zaczęli być postrzegani, jako mordercy, a ludzie dążący do zwiększania obronności swego kraju stali się w oczach opinii społecznej gburowatymi generałami, którym zależy tylko na testowaniu nowych zabawek do zabijania – dowodów na taki przebieg spraw można szukać w rzeczywistości, która nas otacza.
W obecnych USA wielu żołnierzy wracających z pola bitwy w trumnach napotyka na chamskie zachowanie neohippisowskich komunistów. Krzyczą na pogrzebach obelgi, depczą flagi, złożone na grobach bohaterów. W Polsce sprawa ma się podobnie – ciągle pojawia się w przestrzeni publicznej krytyka polskich bohaterów. Bo przecież „trzeba obalić mit husarii!”, a „Wyklęci też mordowali”. Obecne społeczeństwo nie widzi różnicy, między wojną obronną, a wojną ekspansywną. Popkultura bardzo pomaga w promowaniu takich twierdzeń. Pamięta ktoś taki film, jak Hulk z 2008 roku, gdzie zawzięty generał ścigał Bruce'a Bannera, chcąc zrobić z niego broń? Może ktoś jest miłośnikiem filmów o zombie, w których dość często wojskowi renegaci, wykorzystując posiadaną broń, dokonują masowych egzekucji – posuwają się nawet do zrzucenia bomby atomowej na zarażone miasto?
A czy w hicie z ostatnich lat, jakim był film Avatar, mamy inny obraz wojska? Zachłanność, puste oczy i kieszenie wypchane pieniędzmi – taki właśnie obraz popkultura tworzy, na temat ludzi powiązanych ze zbrojeniami. I tego samego wymaga się od zwykłego obywatela. Wszak nowoczesny Polak, rzec by można: Europolak, nie myśli o przyszłości; głowę ma pełną ambicji i ideologii. Dokładniej mówiąc: nie myśli o konsekwencjach tego, co robi i co promuje. Jego spojrzenie na świat zamyka się na nim samym, bo co go obchodzą konflikty na świecie? Przy próbie wytłumaczenia pewnych faktów, postępowy Europolak lubi rzucać frazesami, jak "polityka mnie nie interesuje", albo "historyczne konflikty są nudne i nie mają odbicia w teraźniejszości".
Takie myślenie charakteryzuje osobę o dość ograniczonym polu widzenia i znikomej wiedzy geopolitycznej. Dziś, gdy media głównego ścieku - ach, tak, Europejczyk "nie ogląda telewizji!", bo przecież internetowe wydania i telewizje nie zaliczają się do mediów - płaczą tylko o Ukrainie, ewentualnie bąkną coś o ISIS (tylko wtedy, gdy jakiś dziennikarz zostanie skrócony o głowę - codzienne mordy na chrześcijanach ich nie obchodzą), umyka uwadze społeczeństw globalny konflikt, który ma miejsce.
Co ciekawe, taki Europolak nie czuje się w żaden sposób zagrożony. Trwoni swoją wolność na bezsensowne sprzeczki i propagowanie swojej lewicowej ideologii. Jest wolny, zatem lubi być niewolnikiem systemu - wysokie podatki i ograniczane prawa obywatelskie przesłania górnolotnymi hasłami o bezpieczeństwie i tolerancji. Europolak nie potrzebuje broni, bo w razie włamania wezwie policję i będzie siedział zadowolony na kanapie, gdy uzbrojeni bandyci będą gwałcili żonę na jego oczach. Obowiązek obywatelski spełniony, więc nie ma się czym martwić.
Taki człowiek nie przeszedł szkolenia z zakresu sztuki przetrwania, ani radzenia sobie w życiu bez zabezpieczeń państwa opiekuńczego - dlatego, w razie kryzysu, nie będzie miał co jeść, co pić, ani jak się ogrzać w zimie. Bo przecież państwo-niańka będzie istniało zawsze, nie? Dlatego też nie potrzebuje broni, ani szkolenia z zakresu jej używania - jest wojsko od tego. A w ogóle, to po co one - jest pokój na świecie, prawda?
A nieprawda. 50% świata w chwili obecnej ogarnięte jest kryzysem, wojną lub krótkimi konfliktami. Zagrożenie inwazją jest realne, a przez słabe wojsko możecie być pewni, postępowi, że wróg stanie u waszych drzwi - może nawet w tej chwili przedzierać się, by wyrżnąć w pień ludność cywilną. Przesadzam? Podobnie uważa Heidelberg Institute for International Conflict Research. Jak pokazuje ich Conflict Barometer na 2014 rok - dobre 45% świata jest obecnie opanowane wojnami i konfliktami, a z roku na rok dochodzi do eskalacji przemocy i konfliktów zbrojnych. O jakim pokoju mówią postępowcy?
Ślepy na rzeczywistość Europolak nie patrzy dalej, nie chce widzieć faktów. Woli utwierdzać innych - a siebie chyba najbardziej - w przekonaniu, że panuje okres pokoju, więc zbrojenie się to trwonienie pieniędzy.
Mówi się, że Polak jest mądry po szkodzie. Nie jest to do końca prawda, bo gdyby tak było – wyciągnęlibyśmy wnioski z poprzednich kilkudziesięciu lat. Utopiści wolą jednak zacierać wzniosłymi hasłami rzeczywistość. A realistom pozostaje patrzeć, jak Stary Kontynent głupieje. I ginie od własnej głupoty.
Źródło: prawy.pl