Żydzi, masoni i cykliści

0
0
0
/

W czasie licznych spacerów w okolicach Warszawy zaobserwowałem ciekawy fenomen. Idąc leśną ścieżką lub drogą nad brzegiem Wisły, gdy schodziłem z ścieżki lub drogi, by osoba jadąca konno mogła swobodnie przejechać, jeździec zawsze odwracał się i mówił „dziękuję”. Nie wiem, czy spowodowane jest to tym, że jazda konno jest czynnością popularniejszą wśród ludzi kulturalnych, czy tym, jeźdźcy nie chcą, by koń uważał ich za chamów.

 

Odmiennie od miłośników hippiki, miłośnicy dwóch pedałów nigdy nie dziękują za ustąpienie miejsca na ścieżce lub drodze. Tak jakby słowo „dziękuję” było nie znane cyklistom. Niezależnie czy to właściciel kolarzówki, czy górala czy damki, niezależnie od płci i wieku, „dziękuję” nie pada. W dziedzinie kultury osobistej rowerzyści są daleko za jeźdźcami.

 

Jeszcze bardziej ekstremalne klimaty mają miejsce na warszawskich chodnikach. W centrum Warszawy część chodników przemianowano na ścieżki rowerowe. Wygląda to tak, że połowa chodnika przeznaczona jest dla pieszych, a druga połowa - dla rowerzystów. Gdy tylko pieszy nieopatrznie znajdzie się na kawałku chodnika przemianowanym na ścieżkę rowerową, niezależnie czy jest niewidomy, czy jest dzieckiem, czy emerytką, to spotyka się z obelgami ze strony co poniektórych rowerzystów. Niektórzy z cyklistów sprawiają wrażenie, jakby za cel swojej egzystencji mieli przejechanie pieszego i jak najbardziej sadystyczne okaleczenie jego ciała.

 

15 sierpnia, gdy setki warszawiaków wracało z defilady z okazji święta Wojska Polskiego, w gęsty tłum, niemieszczący się na części chodnika pełniącej rolę chodnika, i idący po części chodnika przemianowanej na ścieżkę rowerową, wjeżdżali tacy właśnie rowerzyści, pełni pretensji, że ludzie z dziećmi tarasują im drogę. Nie da się ukryć, ze wydarzenia takie nie budzą sympatii do rowerzystów.

 

Taki egoizm niektórych cyklistów jest przejawem szerszego zjawiska powszechnej nieżyczliwości ludzi względem siebie. Możliwe, że to owoc laicyzacji. Katolicyzm nakazuje miłość bliźniego, która w życiu społecznym owocuje wzajemną życzliwością i otwartością na innych. Świat zlaicyzowany to świat egoistyczny, w którym liczy się tylko mój własny interes, a ludzie inni traktowani są instrumentalnie jako rzeczy mające zapewnić satysfakcję.

 

Z tą zarazą nieżyczliwości można spotkać się w środkach transportu, kiedy nikt nie pomaga niepełnosprawnym w dostaniu się do autobusu, kiedy nikomu nie przychodzi do głowy, by przejść do wnętrza autobusu, aby nie tarasować przejścia, by inni pasażerowie mogli też skorzystać ze środków transportu.

 

Takie wredna złośliwa społeczność jest owocem powszechnej demoralizacji. Demoralizacji wynikającej z laicyzacji, niszczenia wiary, kultury, moralności, wszystkiego co tworzy więzi i kapitał społeczny. Ludzie są demoralizowani przez lewicę, z jej ezoterycznym centrum w masonerii, po to, by rozpadły się więzi łączące społeczeństwo, i lewica mogła bezkarnie terroryzować jednostki.

 

Felieton miał być radosny, ale jak zwykle skończył się poważnie i ponuro. Zabawny tytuł „Żydzi, masoni i cykliści” jest popularnym określeniem na lewicy, które ma kreować przeciwników masonerii na świrów czepiających się cyklistów. Problem polega na tym, że u źródeł tego powiedzenia znajduje się to, że organizatorem pierwszych imprez cyklistów miała być masoneria.

 

Jan Bodakowski

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną