Wczoraj we Frankfurcie nad Menem 40-letni mężczyzna pochodzący z Afryki, prawdopodobnie z Erytrei wepchnął pod nadjeżdżający pociąg kobietę z 8-letnim dzieckiem. Kobieta zdążyła przetoczyć się do przestrzeni między torami, ale jej syn zginął na miejscu. Napastnik próbował wepchnąć na tory jeszcze jednego mężczyzny, ale tamten go powstrzymał. Terrorysta próbował uciec, ale za dworcem go zatrzymano.

20 lipca z kolei na dworcu w miasteczku Voerde koło Dusiburga 28-letni Rom urodzony w Niemczech, ale legitymujący się serbskim paszportem, Jackson B. wepchnął pod pociąg 34-letnią Anję N.

Przerażające jest to, że we Frankfurcie celem ataku stała się matka z dzieckiem. Trudno to w jakikolwiek sposób pojąć. W naszej kulturze i cywilizacji nawet degeneraci i przestępcy rzadko decydują się na przemoc wobec dzieci.

Oba zdarzenia miały miejsce w Niemczech. W przypadku obu trudno byłoby im zapobiec, o ile w ogóle było to możliwe.

Przypomina mi to, jak mój tata Stanisław Krajski, działający w opozycji w PRL-u wspominał, że został nauczony, aby na dworcu kolejowym ustawiać się zawsze w taki sposób, by mieć za sobą ścianę. Spychanie pod pociąg było bowiem jedną z ulubionych metod używanych przez komunistów. Była to metoda nie tylko skuteczna, ale w tłumie ludzie wyglądała na wypadek i pozwalała oddalić się napastnikowi.

Okazuje się, że ta nauka przydać się może także i dzisiaj w "wolnym" i "demokratycznym" świecie.