Koniec polskich księgarni i wydawnictw – nowa ustawa kosztowała lobbystów 90 tys. zł
Małe wydawnictwa i małe księgarnie nie będą miały szans – alarmował Włodzimierz Albin prezes Polskiej Izby Książki podczas posiedzenia sejmowej podkomisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia poselskiego projektu ustawy o książce. - Jeżeli nic nie zrobimy to za pięć lat nie będzie żadnych polskich księgarni internetowych – dodał, podkreślając, iż największa polska księgarnia internetowa Merlin właśnie bankrutuje.
W Polsce mamy dwukrotnie niższy wskaźnik liczby księgarni niż w Europie Zachodniej. Tymczasem zgodnie z przewidywaniami w ciągu najbliższych pięć lat liczba księgarni zmniejszy się w sposób znaczący. Prezes Albin mimo wszystko wyraził gotowość do poparcia złożonego przez PSL projektu ustawy regulującego rynek księgarski.
- My jako izba w całej rozciągłości popieramy poselski projekt złożony przez Polskie Stronnictwo Ludowe – wtórował mu Henryk Tokarz, prezes Izby Księgarstwa Polskiego. - Ja jako księgarz mogę powiedzieć, że jest coraz gorzej i liczę, że państwo ureguluje dziki nienormalny rynek, jaki obecnie jest w Polsce – dodał. Zwrócił uwagę, że klienci przychodzą do tradycyjnej księgarni, aby przejrzeć daną pozycję książkową, po czym kupują ją w internecie.
Problem w tym, że ustawa tego nie rozwiąże, a – jak wskazują eksperci – wręcz przeciwnie.
- Dla bibliotek jest to bardzo zły projekt. Dotychczas biblioteki otrzymywały, za co warto podziękować, 50 proc. rabat na książki, traktując biblioteki jako świetną reklamę tymczasem w zaprezentowanym projekcie księgarz nie może dać bibliotece rabatu większego niż 20 proc. - zauważył Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej, a zarazem przewodniczący Krajowej Rady Bibliotecznej. - Mamy 2 tys. księgarń, bibliotek 32 tys. 2/3 bibliotek znajduje się na terenach wiejskich. Ten zapis doprowadzi do ograniczenia w sposób znaczący dostępu do książek na terenach wiejskich - skonstatował.
- Ustawa nie osiągnie deklarowanych przez inicjatorów celów, a raczej przyniesie odwrotne skutki: nie poprawi sytuacji małych wydawców i niezależnych księgarni względem dużych dystrybutorów, negatywnie wpłynie na poziom czytelnictwa w Polsce i zaszkodzi całemu rynkowi książki – wyliczał w rozmowie z portalem Prawy.pl Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego. - Projekt pozwala na to, by powstawały specjalne „tańsze” wydania na potrzeby dużych sieci dystrybutorów: tak samo jak w hipermarketach mamy tańszy groszek sprzedawany pod marką hipermarketu (choć jest produkowany przez tę samą firmę, co droższy groszek półkę obok), tak samo duża sieć sprzedażowa wymusi na wydawnictwie wydanie tańszej wersji książki niejako „na wyłączność” – przekonywał.
Podkreślał, iż inicjatorzy ustawy chętnie powołują się na analogiczne regulacje w innych państwach. W większości przywoływanych przykładów zakaz obniżania cen książek wprowadzany był w latach 80-tych, a więc przed epoką Internetu. Tymczasem w Izraelu, gdzie analogiczne przepisy uchwalono niedawno, sprzedaż nowych książek spadła o 35%.
- Realne ceny książek po prostu pójdą wyraźnie w górę, więc czytelnicy będą kupować mniej. To może być gwóźdź do trumny małych, niezależnych wydawnictw. Pamiętajmy, że według badań co trzecia książka kupowana jest w cenie rabatowej, a ponad połowa kupujących książki kupuje właśnie w Internecie, gdzie konkurencja cenowa jest największa – zwrócił uwagę członek zarządu stowarzyszenia.
Trudnowski nacisk położył przy tym na nieprzejrzysty proces powstawania ustawy. - Prawdopodobnie około 90 000 złotych – zgodnie z informacją opublikowaną na stronie Polskiej Izby Książki we wrześniu 2013 roku – miało kosztować stworzenie i lobbowanie za Ustawą. Mamy nadzieję, że pozytywne artykuły sponsorowane w dużych mediach i zaangażowanie na rzecz kampanii lansującej projekt kilkorga znanych pisarzy nie wystarczy, by przekonać Posłanki i Posłów do szkodliwego pomysłu regulowania cen książki – deklarował przedstawiciel Klubu Jagiellońskiego.
- Nie wiemy tak naprawdę, kto stoi za projektem. Na fundusz celowy na rzecz Ustawy pieniądze wpłacały podmioty prywatne, a Polska Izba Książki zrzesza najróżniejszych graczy tego rynku: zarówno małych wydawców i księgarzy, jak i wielkie sieci z Empikiem na czele. Pytanie jest zasadne, gdy przypomnimy sobie klasyczną paremię „is fecit cui prodest” – ten uczynił, komu przyniosło korzyść. Jeżeli ktoś pochyli się nad ustawą i przeczyta ją ze zrozumieniem zda sobie sprawę, że jej uchwalenie z pewnością nie przyniesie korzyści niezależnym polskim wydawcom i księgarzom – podsumował Trudnowski.
Uczestniczący w posiedzeniu podkomisji podkreślali, iż sama ustawa nie spowoduje wzrostu czytelnictwa. Ten ostatni można osiągnąć jedynie poprzez edukację i dobry przykład, jednak jeżeli nie będzie księgarni, to czytelnictwo z pewnością nie wzrośnie.
Warto dodać, że sektor wydawniczy zatrudnia ok. 150 tys. pracowników.
Anna Wiejak
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl