Dawid Wildstein dołącza do lobbingu wymuszającego przyjęcie muzułmanów
Dziennikarz przed kamerami TV Republika użył dokładnie tych samych argumentów, co międzynarodowy lobbing usilnie wymuszający wpuszczenie na teren Rzeczypospolitej Polskiej uchodźców z Afryki i Syrii.
Z całego zestawu argumentów stosowanych przez członków organizacji pozarządowych, takich jak Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Amnesty International i inne, publicysta wybrał kilka, powielając przy okazji bardzo charakterystyczne oznaki ich retoryki. Są nimi: podkreślanie odrębności problemu uchodźców od emigrantów i uwaga, że wielu dyskutantów nie rozróżnia tych kwestii oraz zadziwiające potknięcia poprzez zaprzeczenie samemu sobie. Pierwsze ma zazwyczaj udowodnić brak profesjonalizmu, bądź złą wolę, czy próbę oszustwa dokonywaną przez przeciwników przyjęcia muzułmanów, a także wykazywać ich próbę populistycznego ogłupienia ludu. Drugie zdarza się w różnych miejscach argumentacji, różnym ludziom, którzy na siłę pomysłu przyjęcia uchodźców z Afryki i Syrii starają się bronić. Zastanawiając się dlaczego, szybko można dojść do wniosku, iż kłamstwo ma najwyraźniej krótką kołdrę, podciągając ją do szyi odsłania nogi, a niestety - od społeczeństwa bije w jego kierunku bardzo chłodne przyjęcie. Ludzie nie są „niestety” aż tak głupi, do czego chyba przywykła politycznie poprawna propaganda. O ile bowiem demontażu Polski część społeczeństwa nie dostrzega, o tyle w kwestii uchodźców to druga strona nie dostrzegła, iż trafiono na cienką granicę ogłupiania jego percepcji.
Mimo wszystko układanie argumentów, np. w postaci kolejnych podpunktów, z których jeden zaprzecza innemu, wydaje się zaskakująco złośliwe ze strony losu. W przypadku Dawida Wildsteina wychodzi to dość przypadkowo, gdy dziennikarz stara się zaznaczać swoją obiektywność, wobec „jednej i drugiej strony” (prawicy i lewicy). Jak wspomina - prawica potrafi tylko mówić, by nikogo nie przyjmować, a lewica, by przyjmować wszystkiego i wszystkich. Choć wcześniej sam powiela mainstreamowe argumenty za przyjęciem muzułmanów, pod koniec rozmowy mówi: „Sam nie wiem jak to oceniać, bo z jednej strony całe doświadczenie zachodnie pokazuje do jakiego stopnia tego typu emigracja może prędzej czy później doprowadzić do destabilizacji wewnętrznej państwa i jest groźna. Ale po raz pierwszy budzi się we mnie taka „gazeto wyborcza” obawa, że radykalny przepływ takich obcych kulturowo ludzi, takiej widocznej i licznej mniejszości narodowej na terytoriach danego państwa x,y,z może rzeczywiście spowodować radykalny wzrost nastrojów populistycznych”.
Pierwszą sprzecznością jest właśnie powyższe stwierdzenie faktu o niebezpieczeństwie destabilizacji państwa, wraz z jednoczesną stworzeniem przyczółka do akceptacji przez telewidzów - muzułmańskich pomysłów osiedleńczych w Polsce. Wypowiada bowiem ku temu, jak wspomniano wcześniej, pewne oklepane, nie wymyślone przez siebie pseudoargumenty mainstreamu. Drugą jest fakt, że budzi w nim obawę to, co dzieje się z „muzułmańską emigracją” (i to słowo „emigracja” należy podkreślić) państw zachodnich w Europie, choć wcześniej mówi: „Nie mylmy emigrantów z uchodźcami. To jest nagminne. Taki Ruch Narodowy to specjalnie to wszystko myli. Dzięki temu łatwiej jakąś idiotyczną propagandę szerzyć.”. Czyżby sam przestał dostrzegać w tym kontekście podkreślaną przez siebie oraz lobbystów różnicę w obu terminach? Fakt jest taki, że imigrant różni się od uchodźcy motywacją do migracji, lecz jego obyczaje i muzułmańskie przyzwyczajenia, postawa roszczeniowa, bezczelność, skłonność do przestępstw, gwałtów to zupełnie inne wypadkowe, niż różne powody do szukania gościny. Problemem jest tu islam, a nie oczywista różnica w terminach, jaka jest zupełnie sztucznie wykreowanym, pustym argumentem, stworzonym po to, by ośmieszyć ludzi, którzy „mylą terminy”, a tak naprawdę społecznie mają zupełnie podstawowe odruchy obronne. Niestety Dawid Wildstein sięgnął, po tę już gotową pseudobroń lobbystów bez wahania.
Trzecia sprzeczność: Prawdopodobieństwo destabilizacji państwa, której się obawia jest wprost proporcjonalne do rosnącej liczby uchodźców/imigrantów, wcześniej zaś wypowiada kolejny z argumentów, którego używają lobbyści: „I te kwoty imigrantów nie są takie żeby wpłynęły na naszą strukturę, nie są na tyle duże, żeby obciążały jakoś budżet”. Czy zatem bierze pod uwagę, że podsyłanych nam uchodźców po przyjęciu pierwszej puli będzie więcej? Bo to są właśnie argumenty przeciwników przyjmowania uchodźców, absolutnie jak się miało okazać potwierdzone. Wiadomości, że te 2 tys. ludzi to zaledwie pierwsza próba, pojawiają się coraz częściej. A jeśli w sterujących UE Niemczech, według ich własnych szacunków ma się pojawić w tym roku 800 tys. uchodźców, trudno w sensie logicznym przyjąć, że na dwóch tysiącach się skończy. Jeśli zaś „Porozumienie francusko-niemieckie [w kwestii przybywających co roku uchodźców] opiera się głównie na potrzebie wprowadzenia jednolitego systemu przyjmowania uchodźców obejmującego po równo wszystkie państwa europejskie” - można wyciągnąć z tego następujące wnioski:
1)Uchodźców będzie się przyjmować co rok. 2) Nawet jeśli byłaby to mniejsza liczba matematyka wskazuje, że to bynajmniej nie dwa tysiące, które stanowią dopiero cieniutki początek wbijanego nam szpikulca. Bez tej cienkiej końcówki nie udałoby się go po prostu wbić, a Polska jako jeden z największych krajów UE nie wpuści do siebie 100-200 tys. od razu bez wypracowania odpowiedniej procedury za pomocą tych 2 tysięcy. Ludzie, którzy już teraz bardzo się denerwują, natychmiast wyszliby na ulice. 3) Wbrew propagandzie wielkiej wspólnej europejskości i równości państw widać dokładnie, iż niemieckie plany potrzebują zaledwie przekupnej francuskiej parafki i są w stanie w UE przeforsować razem wszystko.
Zatem zgodzić się należy z tym, co powiedziała Margaret Thatcher: „Unia Europejska to narzędzie niemieckiej hegemonii w Europie”. Niemcy i Francja, (która myśli, że jest równa potencjałowi i statusowi Niemiec) kiedy coś postanowią - mówią w imieniu całej UE. Skoro Niemcy za pomocą UE wykonują swoją narodową politykę (przy jednoczesnej propagandzie o wartościach wspólnej Europy), to jest oczywiste, że wtłaczanie do Polski imigrantów nie tylko odtruwa strukturę społecznościową Niemców, ale stanowi kolejny krok do osłabienia Polski.
Niemcy bardzo chętnie przyjmują za to uwalnianie Polski od „kwot przedsiębiorstw”, zarówno w postaci likwidacji konkurencji, jak wykupu, a tym samym przejmowania ich dochodów. Zdziwić się można, że Dawid Wildstein, przecież prawicowy dziennikarz - nie zwrócił uwagi, w co się swoją postawą wpisuje. Nawiasem mówiąc, taką samą postawę wydaje się przyjmować w kwestii polityki ukraińskiej. Niemcy bowiem jedną ręką grożą Putinowi na przemian z pchaniem Polski, by się z nim zmierzyła w kwestii ukraińskiej, a drugą Putinowi bezczelnie machają. To, że Ukraina jest przedmiotem polityki i jest rozgrywana wzajemnie przez państwa silniejsze, Niemcy, Rosję, USA, a każde z tych państw ma własne cele powinno stanowić oczywistość. Widzą to nawet niektórzy Ukraińcy. Niestety analogicznie jest z rozgrywaniem Polski. Traktowanie przez dziennikarza kwestii polityki ukraińskiej to sprawa na osobny tekst, bo nie chce on dostrzec, że pompowanie neobanderyzmu jest sprawą konieczną, by Polaków i Ukraińców mogli Niemcy i Rosjanie jak zwykle rozgrywać. Milczenie wobec tego procederu, lub rzucanie na niego „odpowiedniego” łagodzącego światła wydaje się być właśnie jego postawą.
Trudno więc nie zauważyć że dziennikarz powiela, w dwóch najbardziej fundamentalnych sprawach podejście zupełnie innych sił politycznych, niż w teorii reprezentuje. Jest zatem kwestią dyskusyjną czy bliżej mu do płomiennej polskiej patriotki Dory Kacnelson, która z Michnikiem się wykłócała, czy do Konstantego Geberta, który jest dobrym kolegą „wielkiego redaktora”. Pytanie, czy dziennikarz powinien denerwować się na ludzi, którzy według mojej wiedzy, co najmniej od kilku miesięcy powtarzają półgębkiem pewną opinię. Można ją określić jako malowanie go w barwach prawicowca koncesjonowanego. Czy jest to jedynie malowanie, w sensie niesłusznego przypisywania mu tego, czy odwzorowywanie rzeczywistości, należy zostawić pod ocenę Czytelnikom. Jednak jego wystąpienie w sprawie uchodźców, niezależnie od tego czy wizytował ich obozy, bez żadnej wątpliwości należy uznać za wyjątkowo zatrważające. „To piękni ludzie” - mówił w studiu TV Republika. Bez znaczenia są więc niestety jego dość trafne i wyważone wypowiedzi, w kwestii relacji kurdyjsko-tureckich, którym trudno zarzucić stronniczość.
Po przypomnieniu na ekranie TV Republika, przez redaktora opinii różnych ludzi, iż należy zatrzymać przyczyny napływania uchodźców, a nie zwalczać skutki Dawid Wildstein to krytykuje... Mówi dokładnie to, co mógłby powiedzieć każdy „możny” tego świata, który przywiązuje uwagę do swoich celów, a nie krwawego ludobójstwa, codziennie dokonywanego przez ISIS na zwykłych ludziach. A perfidia ignorowania ludobójstwa, wbrew pozorom już w cywilizowanym świecie występuje i występowała, nawet częściej, niż ostra reakcja na nie. Cóż z tego, że dziennikarz wzmiankuje o rozpruwaniu wnętrzności małym dziewczynkom, kiedy w tej podstawowej kwestii pomocy, tj. montowania koalicji międzynarodowej i zrobienia szybkiego porządku z państwem islamskim mówi: „No tak, ale nie potrafimy zaleczyć przyczyn w żaden możliwy sposób. Poza tym co do przyczyn będzie odwieczna dyskusja. […] Ewidentnie brak jakiejkolwiek woli politycznej. Żeby zahamować te przyczyny, to potrzeba byłoby bardzo ostrych działań militarno-politycznych. Kto jest do tego gotowy? Obama? Bez żartów, o Europie Zachodniej w ogóle nie mówiąc. Jedyne czym to musimy rzeczywiście się mierzyć z tą falą uchodźców […]”.
Najlepiej jednym słowem, nic nie robić tylko przyjmować zbiegów. To, że nie ma woli politycznej nie jest wszelako odkryciem. Brak woli politycznej występuje niejednokrotnie często w skandalicznych sprawach na arenie międzynarodowej, ale tylko od nacisku ludzi dobrej woli można ją wymusić. Gdyby - zamiast pisania o sprawach ukraińskich, którymi dziennikarz, przed wypadkami majdanowymi się nie parał - wziąłby się za lobbowanie na rzecz ratowania ludzi szlachtowanych na co dzień (nie tylko teoretycznie ich części, którzy uciekli i życie sami już uratowali) dokonałby zmiany w dobrą stronę. Kiedy sam, rok temu rozmawiałem z politykami na temat wystąpienia przez Polskę z inicjatywą zmontowania koalicji międzynarodowej przeciwko ludobójcom z ISIS, by zakończyć żywot tego żałosnego ludobójczego i tragikomicznego pseudopaństwa - spotkałem się dokładnie z taką samą reakcją „Eeee niemożliwe”. A dlaczego niemożliwe?
Polska w skali międzynarodowej może wystąpić z taką propozycją, wydaje się, że nasi politycy też mają usta i rozumy, tym się akurat z amerykańskimi kolegami nie różnią. A może Polska powinna zaapelować o solidarność w wysyłaniu żołnierzy ewentualnej koalicji do szybkiego zniszczenia ISIS, lub ktoś miałby chętkę o to zaapelować do Polski? Nie, najwyraźniej forsę pompować trzeba w muzułmanów w Europie, obozy uchodźców czy straty związane z nimi.
Należy zadać Czytelnikom pytanie: Czy Państwo wierzą, że nie da się zmontować koalicji państw na rzecz likwidacji tzw. „Kalifatu”? Po koalicjach w Iraku, czy Afganistanie, gdzie Polska brała udział, lub Serbii w sprawie Kosowa? Ktoś najwyraźniej nie ma w tym interesu, lub ma interes w tym, by taki stan jak teraz pozostał. Naiwnie myślałem, że różnimy się z Dawidem wyłącznie w sprawie ukraińskiej, gdzie już i tak niejednokrotnie swymi wypowiedziami wprawiał mnie w osłupienie. Jedak dodanie do tego kwestii związanych z istnieniem ISIS oraz uchodźcami daje symptomy, że chce on płynąć, w głównych kwestiach z prądem, a nie pod prąd. Szkoda, iż nie posłuchał prezydenta Andrzeja Dudy, w dniu objęcia przez niego prezydentury, który publicznie wyśmiał takie podejście, że różne sprawy dobre do wywalczenia są nierealne, czy niemożliwe. Jest to bowiem ogłupianie ludzi dla usprawiedliwiania lenistwa lub złych rozwiązań.
Dawid Wildstein, w kwestii przyjmowania uchodźców za to jest pełen wiary w nasze możliwości działania, kopiując argumenty lobbystów, iż sprowadzenie Polaków z Kazachstanu nie wyklucza się z przyjęciem islamskich uchodźców. Nadmienia też, że razem z tym Polska może się napompować Ukraińcami, którzy z powodu fizycznego podobieństwa się w Polsce zasymilują: „Ukraińcy asymilują się dużo łatwiej, wbrew propagandzie niektórych, niż osoby o innym kolorze skóry, innej religii”. Teoretycznie jest to realny argument, którym można dowieść różnicy, między uchodźcami ukraińskimi a muzułmanami. Jednak sprawa z Ukraińcami jest bardzo specyficzna. Dziennikarz absolutnie nie zamierza wziąć pod uwagę banderyzowania Ukraińców, a jest to dla niego temat na poły tabu. „Można zrobić i jedno i drugie. Nie twórzmy broń Boże takich fałszywych alternatyw. Co więcej wydaje mi się, że jako przedstawiciele cywilizacji chrześcijańskiej, opartej na Starym Testamencie […] po Jezusa Chrystusa. Mamy aksjonolgiczne zobowiązania” - powiedział. Znów powielił argument lewaków, którzy bardzo chętnie i często powołują się na … nasze polskie wartości chrześcijańskie... Jak widać, według niego można zrobić i trzecie, przyjąć Ukraińców, którym masowo wtłacza się do głów kult morderców Polaków oraz odwiecznych krzywd ze strony Polski.
Jego zdaniem „jedynym powodem [iż nasz kraj nie przyjmuje uchodźców/względnie nie sprowadza Polaków z Kazachstanu] jest to, że nasze upadające państwo działa w sposób spazmatyczny”. Ewa Kopacz już się na uchodźców zgodziła, więc póki co Dawid Wildstein powinien być zadowolony z tej odmiany jej działalności i uległości wobec Europy, w której kostium przebiera się mitycznie Angela Merkel, prowadząca polską premier na czerwonym dywaniku. Stwierdzenie oczywistości, że nasze państwo upada nie wystarczy jeszcze do tego, by się określić formalnie po jakiejś stronie. Widział to także minister Sienkiewicz, widzą zapewne i Niemcy, choć oficjalnie będą zapewniać jak krzepcy jesteśmy, jaką awangardę w Europie stanowimy i jaką dopiero możemy stanowić, jeśli będziemy wykonywać europejskie polecenia. Liczą się jednak czyny, a nie słowne deklaracje. Po tym właśnie człowieka można poznać.
Można dostać alergii wobec ciągłych zapewnień, jaką to mamy szansę być „liderem regionu”, jak tylko „damy ciała”, lub sprzedamy kawałek duszy. Kochająca nas Litwa mówi o kreowaniu Polski na „lidera regionu”, kiedy pragnie milczącego pozwolenia na dyskryminację wileńskich Polaków. Opanowywana przez neobanderię Ukraina, gdy chce, by Polska zaakceptowała branie za wzór następnych pokoleń Ukraińców, ludzi, którzy nie tylko nienawidzili Polski zoologicznie, lecz dokonali ludobójstwa na jej obywatelach, wypuszcza podobne komunikaty. Niemcy, jak wspomniałem - przy każdej okazji wykonywania ich rozlicznych europejskich poleceń. Zaś tak jak Niemcy „strzegą wartości europejskich”, Rosja „strzeże słowiańskich”. Można powiedzieć, kto się na te różne głupoty nabiera jego problem, jednak opinię (przepraszam za mocne słowa), że z kimś puścić się trzeba (lobbingi walczą tylko wśród Polaków, a często z udziałem ogłupionych Polaków - z kim lepiej), bo dziewictwa zachować się nie da, najlepiej pozostawimy bez komentarza.
„I prawa strona, która potrafi tylko powiedzieć „Nie wpuszczajmy emigrantów, bądź uchodźców, co wydaje mi się prędzej czy później niemożliwe, no chyba że prawa strona ma ochotę rozpocząć działania ludobójcze i po prostu ich wystrzeliwać jak leci. A z drugiej strony mamy lewicę z tym żenującym hurra optymizmem, no właściwie przyjmujmy każdego. […] Mam wrażenie, że obie strony tego sporu politycznego nie są w stanie wypracować żadnej nowej metody opisu tego zjawiska i reakcji na nią i patrzę w przyszłość bardzo ponuro.”. Takie stwierdzenia „i jedni i drudzy”, w tym akurat kontekście przypominają właśnie Michnika, i to w ulubionych sprawach ukraińskich. Pisał o nich, jako o równym rachunku, w stylu: polscy nacjonaliści (de facto rodziny ofiar) mówią to, ukraińscy nacjonaliści (część zwolenników kultu upowskich ludobójców, która nie należy akurat do wspaniałych znajomych Michnika) to, a ja jestem obiektywny! Niestety czym innym jest równe traktowanie „postaw obu stron” od równego traktowania „obu stron”. Nie można bazować na tym, że ktoś tego nie dostrzeże.
Po raz kolejny i czwarty Dawid Wildstein zaprzecza sam sobie, gdy najpierw opowiada o bardzo gościnnym traktowaniu jego oraz znajomych przez uchodźców jako o przykładzie „pięknych ludzi”, których warto przyjąć. By potem powiedzieć, już w odwrotnym kontekście konfliktów w Europie i wzrostu nastrojów prawicowych oraz populistycznych: „Uchodźca uchodźcy nie równy i zawsze trzeba patrzeć na konkretny przykład”. Otóż ta sama zasada powinna dotyczyć „pięknych ludzi”, którzy odstąpili Dawidowi Wildsteinowi swój namiot. Jednocześnie w tej samej rozmowie, opowiadając o gościnności uchodźców oraz ich mizernym życiu stwierdził, że obozy uchodźców są infiltrowane przez państwo islamskie. By w innym miejscu powiedzieć: „Póki nie jest to zagrożenie dla naszego państwa, a zapewniam, że jeszcze wiele lat nie będzie […] nie musimy się martwić” - i to po piąte. „Dziękujemy rozwiał Pan nasze obawy” - czy tak mieliby odpowiedzieć Polacy?
Przy tej postawie w odpowiednim czasie przyjmiemy na Ziemie Zachodnie Erikę Steinbach wraz kilkoma milionami Niemców, którzy kupią sobie ziemię, pomimo podpisania przez prezydenta Dudę ustawy, która utrudnia nią obrót. Na pewno pojawią się kolejne wspaniałe argumenty, np. że wraz z nimi przyjdzie bogactwo oraz jako podobni fizycznie do nas będą stanowić przeciwwagę dla nękających nas czarnych i Arabów. O Przemyślu, Chełmie i Ukraińcach nie wspomnę, bo kogo to interesuje?
Aleksander Szycht
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl