Głosujmy na najgłupszych!
No proszę! Coraz więcej ludzie zaczyna posługiwać się powonieniem. To może jeszcze nie epidemia, bo nawet starożytni Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie zwykli ubierać w postać pełnej mądrości sentencji, zauważyli, że „tres collegium faciunt”, co się wykłada, że gremium tworzą co najmniej trzy osoby – co, mówiąc nawiasem, wynikało z innej rzymskiej sentencji, mianowicie, że „omne trinum perfectum”, co z kolei się wykłada, że wszystko, co potrójne – jest doskonałe.
Watro się nad tym spostrzeżeniem zatrzymać zwłaszcza w naszym nieszczęśliwym kraju i przed wyborami. Zgodnie z tą sentencją, doskonały, a w każdym razie zbliżony do doskonałości jest człowiek, który tak samo myśli, tak samo mówi i tak samo czyni. Gdybyśmy to kryterium przyłożyli do naszych Umiłowanych Przywódców, którzy za moment zaczną nam się podlizywać, żebyśmy na najbliższe cztery lata powierzyli im synekury poselskie bądź senatorskie, połączone z immunitetami (ciekawe, dlaczego pan mecenas Giertych zamierza kandydować na senatora z okręgu podwarszawskiego; pieniędzy chyba mu nie trzeba, bo mam nadzieję, że Żydów, których reprezentował przed niezawisłymi tubylczymi sądami nie reprezentował za darmo, tylko ich przykładnie wydoił) – więc wracając do Umiłowanych Przywódców, to gdybyśmy to kryterium do nich przyłożyli, to nie ostałby się żaden, a w każdym razie – prawie żaden. Po pierwsze dlatego, że większość z nich nie myśli. Po co bowiem myśleć w sytuacji, gdy samodzielne myślenie może tylko przyprawić człowieka o zgryzoty?
Liderzy partyjni, od których zależy umieszczenie takiego jednego z drugim Umiłowanego Przywódcę na „jedynce” listy wyborczej, nie lubią samodzielnie myślących, bo wiadomo, że jak tylko ktoś zaczyna myśleć, to prędzej, czy później dojdzie do wniosku, że świat rządzony jest małą mądrością, skąd tylko krok do podważania zalet i przymiotów partyjnego Sanhedrynu, zwanego inaczej ścisłym sztabem. Dlatego preferują osobników, którzy oficjalnie wyrzekli się nie tylko samodzielnego, ale w ogóle wszelkiego myślenia, jak na przykład pan poseł Antoni Mężydło.
Pan poseł Mężydło przeszedł z Prawa i Sprawiedliwości do Platformy Obywatelskiej. Nie zasługiwałoby to na najmniejszą uwagę, bo dla miłego grosza, czy immunitetu, a jak który Umiłowany Przywódca ambitniejszy, no to, dajmy na to, „dla Polski”, ludzie nawet się nawzajem mordują, więc przejście z partii opozycyjnej do rządzącej jest przecież łajdactwem znacznie mniejszym, niż mordowanie – tedy przejście pana posła Mężydło z PiS do PO nie zasługiwałoby nawet na pogardliwe splunięcie, gdyby nie deklaracja, jaką pan poseł przy tej okazji złożył. Powiedział mianowicie, że wcale nie musiał zmieniać poglądów – i ja mu wierzę. Żeby zmienić poglądy, to najpierw trzeba by je mieć, a po co je mieć, kiedy posiadanie poglądów od razu takiego osobnika demaskuje nie tylko przed liderem partii, ale i przed partyjnym Sanhedrynem – że z takim lepiej się nie zadawać.
Dlatego właśnie tubylcza scena polityczna kształtowana jest na zasadzie doboru negatywnego, podobnie zresztą jak w swoim czasie, a może nawet i do dzisiaj, scena polityczna francuska. Jak to wyraził Jerzy Clemenceau - „je vote pour le plus bete” co się wykłada, że „głosuję na najgłupszego”. Jestem pewien, że po wyborach 25 października tak właśnie będzie – ale, ma się rozumieć, przekonamy się o tym nie natychmiast, tylko znacznie później. Wiadomo bowiem, że gdyby ból po uderzeniu się młotkiem w palec następował dopiero po roku, to wszyscy ludzie mieliby poobtłukiwane palce. Ponieważ następuje natychmiast, to co bardziej spostrzegawczy nabierają nawet sporej biegłości w rzemiosłach, zachowując przy tym wszystkie palce. Zatem nie ma takiej siły, która powstrzymałaby na scenie politycznej postęp doboru negatywnego tym bardziej, że wśród populacji odsetek ludzi głupich jest większy i to znacznie, od odsetka ludzi mądrych, a w demokracji nie tylko decyduje ilość, ale i zasada, że im większa Liczba, tym słuszniejsza Racja.
Po drugie - że nasi okupanci z bezpieczniackich watah, choćby na podstawie rozmów z własnymi konfidentami, coś tam muszą wiedzieć o przeciętnym poziomie intelektualnym i sposobie myślenia nie tylko tradycyjnego, historycznego narodu polskiego, ale również, a może nawet przede wszystkim – o poziomie intelektualnym i sposobie myślenia polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, z którą historyczny naród polski nie tylko musi od roku 1944 dzielić terytorium państwowe, ale – co najgorsze – w imię pokoju społecznego, udawać, że nie tyle może podziela, co „rozumie”, a nawet „szanuje” mniemania owej wspólnoty na sprawy publiczne. Z punktu widzenia naszych okupantów jest to sytuacja idealna, bo wszelki bunt przeciwko okupacji jest rozbrajany już we wstępnej fazie poznawczej, dzięki czemu nawet w okresie wspierania Solidarności przez Stany Zjednoczone i inne państwa zachodnie, nikomu nie przyszedł do głowy pomysł, by polskojęzyczną wspólnotę rozbójniczą fizyczne zlikwidować. W rezultacie patriotyzm współistnieje za pan brat ze zdradą, szlachetność z podłością, wzniosłość ze śmiesznością – i tak dalej.
Trudno się w tej sytuacji dziwić, że co bardziej spostrzegawczy i wrażliwi młodzi ludzie uciekają z tego zapowietrzonego kraju jak najdalej, a inni – podobnie jak szlachta po przekonaniu się, iż król Zygmunt August, dla własnych marot poświęca interes monarchii, dynastii i państwa – skupia się na ciułaniu własnej kariery.
Wróćmy jednak do sprawy, od której zacząłem, mianowicie do powonienia. Jeszcze nie zdążyliśmy rozebrać sobie z uwagą wstępu do michnikologii zapachowej, a tu już następne rewelacje. Przewielebny ksiądz Tomasz Halik, uważany nie tylko przez mego faworyta Ekscelencję za Wunderkinda i przedstawiciele sławnej „wiosny Kościoła” powiedział, że wprawdzie Kościół nie może przekształcić się „w jedną z wielu instytucji społecznych”, w związku z tym ci, którzy angażują się w pracę społeczną, powinni wydzielać „zapach Chrystusa”. No, na pewno, jakże by inaczej - ale jaki właściwie ma być ten zapach? Kiedyś teologowie objaśniali prostaczkom otchłanne tajemnice wiary i to w dodatku w sposób, który prostaczkowie rozumieli. Bo rzeczywiście – każdą, nawet bardzo skomplikowaną kwestię, można wytłumaczyć nawet dziecku, pod jednym wszelako warunkiem – że ten, który tłumaczy, sam to rozumie.
Przewielebny ksiądz Tomasz Halik coś próbuje wytłumaczyć – ale czy aby na pewno wie, co właściwie chce wytłumaczyć, no i po drugie – jeśli już wie, czy aby na pewno sam to rozumie. Odwoływanie się do metafory zapachowej wzbudza wątpliwości zarówno co do jednego, jak i co do drugiego, więc na podstawie tego przykłady można podejrzewać, że chodzi raczej o jakąś socjotechnikę. No dobrze – ale jak długo można ekscytować się socjotechniką, a przede wszystkim – czy w ogóle warto się dla niej poświęcać?
Tymczasem gdy zastanawiamy się nad takimi otchłannymi kwestiami, które na szczęście nie mają nic wspólnego z Żydami, więc nikomu w związku z tym nie zapalają się ostrzegawcze lampki, od 1 września wchodzi w życie prawo zabraniające sprzedawania w szkolnych sklepikach gazowanych napojów słodzonych i innej żywności uznanej przez Umiłowanych przywódców za „niezdrową”. Nikt, ma się rozumieć, przeciwko temu nie protestuje, bo chodzi o zdrowie dzieci, o które zadbało państwo. Ale to przecież dopiero początek, bo co jest dobre dla dzieci, to jest dobre dla dorosłych, no nie? Skoro został uczyniony taki milowy krok na drodze nacjonalizacji dzieci, to tylko patrzeć, jak w następnym kroku zostaną znacjonalizowani również osobnicy metrykalnie dorośli – bo dlaczego państwo miałoby im pozwolić na rujnowanie zdrowia przez niewłaściwe odżywianie?
Już tam Umiłowani Przywódcy, oczywiście inspirowani „korzyściami materialnymi” oferowanymi przez producentów „zdrowej żywności” - bo niby dlaczego mieliby godzić się na taką amputację wolności bezinteresownie? - sporządzą katalog produktów dozwolonych, podobnie jak rząd rosyjski po upadku Powstania Styczniowego, sporządził katalog przepisowych kolorów dla kobiet w Królestwie Kongresowym. Wtedy wzbudziło to zgorszenie świata cywilizowanego, ale dzisiaj świat cywilizowany prześciga się w podobnych regulacjach, więc Polska może nawet stać się prekursorem faszystowskiego ustawodawstwa.
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl