Zdradzamy sekrety niemieckich nazistowskich eksperymentów na ludziach

0
0
0
Doktorzy z piekła rodem, Vivien Spitz
Doktorzy z piekła rodem, Vivien Spitz / znak.com.pl

Lewica głosi wiele bzdur. Często swoje brednie i zbrodnicze pomysły uzasadniała i uzasadnia opinią naukowców. Dziś są to brednie o globalnym ociepleniu i gender. Przez dekady naukowcy głosili naukowość marksizmu i socjalistycznej gospodarki. W czasie II wojny światowej wybitni niemieccy intelektualiści głosili naukowość niemieckiego nazizmu.

Przykładem udziału wybitnych niemieckich naukowców w nazistowskich zbrodniach jest praca „Doktorzy z piekła rodem. Przerażające świadectwo nazistowskich eksperymentów na ludziach" autorstwa Vivien Spitz. Praca to „wstrząsająca opowieść o niemieckich eksperymentach medycznych prowadzonych na więźniach obozów koncentracyjnych podczas II wojny światowej.

 

Autorka była najmłodsza w gronie dziennikarzy relacjonujących przebieg Procesów Norymberskich, podczas których świat poznał szokującą prawdę o zbrodniach oprawców w białych fartuchach. Na podstawie relacji z tychże procesów, wzbogaconych własnymi obserwacjami, powstała zatrważająca książka. Traktuje ona szczegółowo o potwornych zbrodniach popełnionych rzekomo w imię nauki i patriotyzmu. Całości dopełniają unikatowe zdjęcia oraz porażające fragmenty autentycznych protokołów z przesłuchań oskarżonych".
 

W recenzji książki opublikowanej na portalu „Historia org pl" Daria Czarnecka stwierdziła, że „Vivien Spitz miała dwadzieścia dwa lata, gdy została zwerbowana przez Departament Wojny Stanów Zjednoczonych i wysłana do pokonanych Niemiec jako reporter sądowy. Do jej zadań należało relacjonowanie norymberskiego procesu [...]. To doświadczenie sprawiło, że wiele miejsca w swoim życiu zawodowym poświęciła dokumentowaniu zbrodni przeciwko ludzkości, jakich dopuściły się Niemcy podczas II wojny światowej".

 

Zdaniem recenzentki praca „Doktorzy z piekła rodem" „przedstawia [...] grozę niemieckiej nauki i zbrodni przez nią popełnionych, ale również najmroczniejszą część ludzkiej natury: chęć poznania za wszelką cenę. Czytelnik z pewnością doceni układ książki: poszczególne rozdziały poświęcone są danemu rodzajowi eksperymentów (np. z zamrażaniem, z wodą morską, z ropowicą), przeplatane opisami życia w pokonanych Niemczech i warunkom, jakie na miejscu zastała Spitz. Dodatkowo, w skrócie opisano główny proces norymberski. Zachowanie takiego porządku sprawia, że w zagmatwanym świecie pojęć naukowych, medycznych, sądowych, ale również ludzkich tragedii czytelnik nie traci wątku. Przytoczone fragmenty dokumentacji sądowej, zeznania świadków, oskarżonych i pokrzywdzonych sprawiają, że lektura nie należy do najprzyjemniejszych. Należy uzbroić się dość dużą dawkę odporności".

 

Na portalu „Nowa Strategia" Adrian Blicharz, recenzując pracę „Doktorzy z piekła rodem" stwierdził, że „autorka zapoznaje czytelnika z dwunastoma procesami drugiego stopnia, przedstawia eksperymenty z dużymi wysokościami, eksperymenty z zamrażaniem oraz malarią. Dalsza część opowieści poświęcona jest eksperymentom z kośćmi, mięśniami i regeneracją nerwów oraz transplantacją, autorka przytacza eksperymenty z użyciem gazu musztardowego, eksperymenty trucizną, z organicznymi związkami chemicznymi (sulfonamidami), tyfusem, zakaźną żółtaczką i ze sterylizacją, a także, eksperymenty morskie. Kolejne rozdziały opisują eksperymenty z fosforem (wykorzystywanym w bombach zapalających), ropowicą, krzepliwością krwi i gazem – oprócz tego autorka opisuje program eutanazji".
 

W recenzji na portalu „Konflikty" Adam Stankiewicz stwierdził, że „na podstawie lektury odnieść wrażenie, że oskarżeni w Norymberdze lekarze nie odczuwali żadnej skruchy tak w trakcie wykonywania badań, jak i w trakcie procesu. [...] Nikt nie pytał się więźniów, czy wyrażają zgodę na udział w testach. [...] Badania i eksperymenty prowadzono bez uświadomienia badanych, na czym będzie polegać dany test, a w wypadku działań chirurgicznych – bez elementarnego znieczulenia. Ludzie będących obiektem badań traktowano niczym króliki doświadczalne, a nawet gorzej. Byli zwykłym materiałem testowym, nad którym nikt nie musi się litować [...] Żaden z dwudziestu trzech oskarżonych nie przyznał się do winy. Każdy tłumaczył się tym, że badania, jakich byli uczestnikami, miały wnieść doniosły wkład w poznanie mechanizmów biologicznych człowieka lub też oswobodzenie kraju z osób będących balastem dla reszty społeczeństwa ze względu na kalectwo umysłowe. Specjalne zranienia, postrzały i zabrudzenia ran miały symulować okaleczenia żołnierzy na froncie. Nagłe zmiany ciśnienia i oziębianie ciała – zachowanie się ciał lotników spadających na spadochronach i przebywających po zestrzeleniu samolotu w wodzie. Dekapitacja więźniów żydowskich i ich kośćce miały dostarczyć dowody na ewidentne różnice w budowie czaszek i szkieletów niearyjskiej społeczności. Podpalenia części ciała więźniów fosforem symulowały oparzenia, z jakimi stykała się ludność cywilna bombardowanych niemieckich miast. Przymusowa i bezwiedna sterylizacja miały na celu eliminację całych narodów. Zarażając malarią i tyfusem, dążono do wynalezienia tańszej metody leczenia tych chorób".
 

Na łamach strony internetowej „Do Rzeczy" ukazał się artykuł „Piekielne eksperymenty lekarzy SS. Zamrażali więźniów i gotowali ich skórę" autorstwa Jakuba Ostromęckiego. Jak można się dowiedzieć z artykułu, w Dachau Niemcy zamykali więźniów „w komorze ciśnieniowej, często bez maski tlenowej. Ofiary po 30 minutach krzyczały z bólu, traciły oddech, pojawiały się skurcze, poty, piana na ustach, konwulsje. Blisko 80 więźniów nie przeżyło tych prób".
 

W Dachau więźniów Niemcy wrzucali „do drewnianego basenu, gdzie wodę systematycznie schładzano lodem, aż osiągnęła temperaturę 3 st. C [...]. Temperatura ciała ofiar spadała do 25 stopni, z uszu sączyła się krew. Ludzie umierali tu nawet kilka godzin. Z 760 więźniów 110 nie przeżyło tej tortury. [...] W Dachau zmuszono również więźniów do picia wody morskiej (często siłą wprost do żołądka), co skutkowało wymiotami, halucynacjami, szaleństwem".
 

Jak można się dowiedzieć z artykułu Jakuba Ostromęckiego „w Ravensbrück dokonywano amputacji. Więźniarkom wielokrotnie łamano i wycinano fragmenty kości oraz mięśni, zastępując je innymi. Powstawały okropne, sączące się rany, przeszczepy się nie przyjmowały. Niektórym więźniom obcinano ręce wraz z łopatkami – miały posłużyć jako przeszczepy dla wojska".
 

Niemcy „w Sachsenhausen i Natzweiler [...] więźniom zadano rany i podziałano na nie gazem musztardowym. Skutkiem były ślepota, oparzenia i zniszczenie organów wewnętrznych. [...]. W Buchenwaldzie [...] Ofiary podpalano żywcem płonącym fosforem i przez ponad minutę nie podawano znieczulenia".
 

Środki do tamowania krwawień Niemcy sprawdzali, strzelając do więźniów. „W Ravensbrück Gebhardt i Fischer celowo zakażano ludzi gangreną, aby badać działanie sulfanilamidu. W rany wpychano drewno, kultury bakterii i szkło". Niemcy „wstrzykiwali więźniom zarazki".
 

W celu ograniczenia prokreacji Polaków i innych Słowian Niemcy prowadzili badania nad masową sterylizacją za pomocą środków chemicznych i promieni rentgena. „Napromieniowanie skutkowało okropnymi oparzeniami".

 

Niemcy byli „przekonani o słuszności własnych działań. Wierzyli, iż ofiary są jedynie „bezużytecznymi zjadaczami chleba", żyjącymi ''życiem niewartym życia''".

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną