Radomskie szpitale – lekarze nie odróżniają wód płodowych od moczu, a pielęgniarki straszą starszych ludzi diabłem

0
0
0
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne / pxhere.com

Ilekroć słyszałem żarty na temat Radomia, że to stan umysłu, że nadal panuje tam komuna, że samoloty z radomskiego lotniska transportują jedynie powietrze lub oglądałem prześmiewcze memy w internecie na temat tego miasta, zastanawiałem się skąd biorą się takie żarty i ile może w nich być prawdy. Przyjaciółka mojej narzeczonej pochodzi z Radomia, więc informacje mam z pierwszej ręki, a to co ona ze swoim mężem przeżywali w ostatnim czasie przypomina sceny, w które trudno …. w które bardzo trudno uwierzyć. A wszystko za sprawą czegoś co się nazywa w Radomiu „służbą zdrowia”.

Doznali oni ogromnego szoku. Lekarze ginekolodzy nie umieją tam odróżnić wód płodowych od moczu i chcieli przedwcześnie wywołać poród. Przed przyjęciem na salę porodową do cesarskiego cięcia w Warszawie dla przykładu, pacjentki muszą się umyć, podczas gdy w Radomiu pielęgniarki uznają to za stratę czasu, a na sali operacyjnej panuje ogromny fetor i pacjentki leżą na brudnych i śmierdzących łóżkach. Przyjaciółka mojej narzeczonej dwa razy wymiotowała od tego, woląc spędzić noc w fotelu na korytarzu niż na sali porodowej. Na innych oddziałach nie jest lepiej. Pielęgniarki na jednym z oddziałów robiły sobie „żarty” z chorych i straszyły starszych pacjentów. Również lekarze rodzinni przekraczają swoje kompetencje. Korzystając z radomskiej służby zdrowia można się więc przeważnie – niestety - nabawić nie jednej traumy.

Lekarze nie odróżniają wód płodowych od moczu – chcieli przedwcześnie wywołać poród

Pierwszy szok przeżyli w sytuacji, gdy lekarze nie umieli odróżnić wód płodowych od moczu i chcieli wywołać u ciężarnej przyjaciółki mojej narzeczonej przedwczesny poród. Bagatela prawie 5 tygodni przed terminem porodu. Zgłosili się w nocy do jednego z radomskich szpitali, ponieważ na pościeli pojawiła się mokra plamka. Na lekarza czekali dość długo. Gdy wreszcie kobietę „zbadała” pani ginekolog, po badaniu stwierdziła, że prawdopodobnie zaczęły odchodzić wody płodowe i poinformowała, że w ciągu dwóch dni trzeba będzie wywołać poród, jeśli wody nadal będą odpływały. Diagnoza zostałą postawiona jedynie na podstawie tego, że pani ginekolog miała mokry palec podczas badaniu. Jej mąż poradził jej, aby wypisała się na żądanie. Postanowili sprawdzić diagnozę u specjalisty ponieważ lekarze nie wydawali się im wiarygodni. Dwie godziny później byli już w Szpitalu Specjalistycznym św. Zofii w Warszawie. Tam przyjaciółkę mojej narzeczonej od razu podłączono do badania KTG i szybko zrobiono pozostałe niezbędne badania. Jak się okazało, wystarczyło zrobić odczyn z wkładki higienicznej i już było wiadomo, że lekarze w Radomiu pomylili mocz w wodami płodowymi. W tym okresie ciąży główka dziecka uciska na pęcherz i bezwonne upławy moczu są czymś zupełnie normalnym. Nie było żadnego zagrożenia ani dla matki ani dla dziecka, nie sączył się żaden płyn. Po badaniach kobietę wypisano do domu.

Strach przed radomską służbą zdrowia – pomyłki, nadużycia, brak kompetencji i straszenie wiekowych pacjentów piekłem albo diabłem przez pielęgniarki

Po tym jak radomscy lekarze postawili złą diagnozę i chcieli wywołać poród ponad miesiąc przed planowanym terminem, kobieta zaczęła panicznie bać się, że również przy samym porodzie mogą pojawić się komplikacje. Obawiała się, że lekarze mogą się z czymś pomylić, czegoś nie dopilnować, przeoczyć, że dziecko oplącze się pępowiną lub uszkodzą je przy wyjmowaniu. Tym bardziej, że nie był to pierwszy przypadek, gdy kobieta odczuła skutki złej diagnozy lekarskiej lub braku kompetencji ze strony tamtejszych lekarzy... Jak sama kobieta informuje: „Po porodzie pierwszego dziecka lekarze przez pół roku wmawiali mi, że dziecko jest głuche. Najpierw płakałam, potem negowałam diagnozę bo wydawało mi się, że dziecko reaguje na mój głos. Gdy wreszcie pogodziłam się z tym, że trzeba dziecku założyć aparat słuchowy, okazało się, że przez pół roku w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu badali dziecku uszy popsutym aparatem, a dziecko słuch miało dobry. Wszystko skończyło się dobrze. Nie każdy ma jednak tyle szczęścia, co ja. Dwa lata temu w tym samym szpitalu przedwcześnie rodziła znajoma. Dziecko do dziś choruje, ma stomię i nie chodzi. Przeżyło tylko dlatego, bo ojciec malucha wywalczył aby helikopterem dziecko przetransportować do Warszawy. W Radomiu niestety nie miało ono odpowiedniej opieki lekarskiej.”

Tu warto dodać, że pacjentki Radomskich szpitali z oddziałów położniczych już od dawna uciekały rodzić do Kielc czy Warszawy ponieważ jedynie w Radomiu lekarze nie godzili się na porody ze znieczuleniem. Choć były one refundowane przez NFZ, to w Radomiu nie było specjalistów, którzy znieczulaliby ciężarne do porodów. Ale również w przychodniach sytuacja nie wygląda ciekawie. Lekarze nadużywają swoich kompetencji i wygląda również na to, że mogą testować leki na pacjentach, lub po prostu nie znają się na swojej pracy. Świadczy o tym wypowiedź Dominiki W., Radomianki, która relacjonuje swoje przeżycia po wizycie u lekarza rodzinnego - „Kiedyś zgłosiłam się do zwykłej poradni lekarskiej bo potrzebowałam zwolnienia do pracy. To była już końcówka choroby. Zwykła infekcja, przeziębienie. Czułam się już lepiej. Lekarz przepisał mi nowy lek. Zamiast przeczytać ulotkę, zaufałam lekarzowi i zaczęłam brać leki żeby szybciej wrócić do formy. Strasznie bolał mnie po nich brzuch, miałam problemy z krzepliwością krwi, omdlenia i mnóstwo innych objawów. Okazało się, że był to bardzo mocny lek, który stosuje się przed chemioterapią i wcale nie powinnam go brać. Zamiast wrócić do pracy chorowałam kolejne dwa tygodnie i nawet nie miałam siły wstać z łóżka. Skutki leku odczuwałam jeszcze po roku czasu. Do tej pory zastanawiam się czemu lekarz tak nagminnie przepisywał wtedy ten lek różnym pacjentom na – jak się okazało – całkowicie różne dolegliwości. A wiem, że tak było ponieważ przepisał go również mojej mamie, która była po operacji” – Informuje radomianka, Dominika W.

Kolejną osobą, która przeżyła traumę w wyniku kontaktu z radomską służbą zdrowia jest Patrycja J. Jak wyznaje 35-letnia mieszkanka Radomia – „Kilka lat temu zgłosiłam się do poradni po skierowanie do proktologa. Lekarz rodzinny założył lateksową rękawiczkę, kazał mi się rozebrać i zaproponował, że sam zrobi mi badanie. Poczułam się niezręcznie. Gdy poinformowałam go, że mam uczulenie na lateks zaproponował, że nie będzie zakładał rękawiczki. Odmówiłam. To nie leżało w jego kompetencjach. On zatem odmówił mi skierowania na jakiekolwiek badania oraz do proktologa. Od tej pory leczę się domowymi sposobami i staram się nie chodzić do przychodni. Czasem jednak nie jest to możliwe. Kolejną traumę i zaskoczenie przeżyłam, gdy trafiłam z zatruciem na płukanie żołądka do Radomskiego Szpitala Specjalistycznego im. Dr. Tytusa Chałbińskiego przy ul. Tochtermana. Wtedy przez własną głupotę wzięłam za dużo mocnych leków przeciwbólowych, które zwiotczały organizm. Byłam już tak zmęczona próbami zwymiotowania leków, że nie miałam siły otworzyć oczu i rozmawiać z lekarzami z pogotowia na izbie przyjęć. Nadal jednak byłam świadoma i słyszałam, co mówili i jak mnie dotykali. Jedna młoda dziewczyna ciągnęła mnie za kucyka na włosach i bawiła się moją głową wołając innego lekarza, żeby zobaczył jakie to śmieszne. Mi jednak do śmiechu nie było. Potem przewieźli mnie na salę obserwacyjną, gdzie po przebudzeniu widziałam jak pielęgniarki straszyły około stuletnią pacjentkę diabłem, bo ta na głos się modliła, jęczała z bólu i przestraszona co jakiś czas chciała wstawać z łóżka, a pielęgniarkom to przeszkadzało.”

Brak higieny na radomskim położnictwie – no bo po co się myć?

Miesiąc po sytuacji, gdy ciężarnej koleżance mojej narzeczonej radomscy lekarze chcieli przedwcześnie wywołać poród, bo nie umieli odróżnić wód płodowych od moczu, kobiecie faktycznie zaczęły odchodzić wody płodowe. To działo się na tydzień przed spodziewanym terminem porodu, więc sytuacja była już w pełni namacalna i związana z porodem. Tym razem już szerokim łukiem omijali Mazowiecki Szpital Specjalistyczny w Radomiu. Mąż koleżanki mojej narzeczonej chciał od razu zawieść ją do któregoś z warszawskich szpitali by uniknąć podobnej sytuacji jak poprzednio. Kobieta jednak obawiała się, że nie zdążą dojechać do Warszawy. Tak trafili do Radomskiego Szpitala Specjalistycznego im. Dr. Tytusa Chałbińskiego. Trzeba przyznać, że lekarze są tam znacznie bardziej kompetentni i zarówno lekarze, jak i personel oraz pielęgniarki bardziej interesują się pacjentami. Przynajmniej na ginekologii. Kobieta leżała tam wcześniej dwa dni na patologii ciąży i nie miała powodów do narzekania, ponieważ wtedy zajmowana się nią troskliwie. Gdy jednak przyszło do rodzenia, oboje z mężem doznali kolejnego ogromnego szoku… Oto jak zrelacjonowała swój pobyt w szpitalu:

-„Łóżko na sali porodowej, gdzie kazano mi leżeć, z każdym moim ruchem wypuszczało z siebie okropny fetor. Gąbka służąca za materac obleczona była popękaną ceratą. Domyślam się, że tam ściekała krew i wody płodowe poprzednich pacjentek. Ten smród był tak ogromny, że dwa razy zwymiotowałam, a gdy pielęgniarka zostawiła mnie samą, przeniosłam się na krzesło w korytarzu i tam nocowałam mając bóle przedporodowe. Byłam tak zmęczona i obolała, że marzyłam tylko o kocu, który mogłabym położyć na podłodze w korytarzu i się zdrzemnąć. Na łóżku nie mogłam wytrzymać. Nie wiem jak można w takich warunkach przeprowadzać operacje i czy lekarze przeprowadzają na tej sali cesarskie cięcia, ale nad drzwiami wisiała tabliczka z napisem „sala operacyjna”, więc domniemam, że pewnie tak. Pielęgniarka, która przyjmowała mnie w nocy na oddział nie zgodziła się na poród rodzinny. Byłam nieco wystraszona i nalegałam żeby mąż mógł ze mną choć trochę zostać. Tym bardziej, że stwierdzono u mnie tokofobię wtórną. Jest to paniczny strach przed przebiegiem porodu i możliwością komplikacji, który wywołany jest traumatycznymi przeżyciami z poprzedniej ciąży lub poronieniem. Kobieta stwierdziła jednak, że poród potrwa kilka godzin i wyprosiła męża tłumacząc, że musi mi zrobić badania. Kiedy na KTG zaczęły pojawiać się skurcze, odpięła mnie od aparatury i poszła spać. Myślę, że tylko dlatego nie zgodziła się, aby ktoś ze mną był bo chciała iść spać. Zostałam sama. Najpierw wietrzyłam salę, potem próbowałam wrócić do łóżka, kilka razy zwymiotowałam i przeniosłam się na korytarz. Poród faktycznie bardzo wolno postępował więc zaczęłam się zastanawiać nad zmianą szpitala. Rano pojawiły się bardzo miłe pielęgniarki i lekarz. Nawet chciałam zostać, ale gdy przyszło mi wrócić do tego śmierdzącego łóżka na badania i zapis KTG, postanowiłam się ewakuować. Jak mogłam skupić się na porodzie, gdy cały czas zatykałam usta i nos, skupiając się by nie zwymiotować? Rano mąż przewiózł mnie do szpitala w Warszawie. Udało się, zdążyliśmy. Lekarze zrobili mi cesarkę. Okazało się, że dziecko było owinięte dwa razy pępowiną. Wszystko dobrze się skończyło. Miałam jednak okazję zauważyć ogromną przepaść między radomską a warszawską służbą zdrowia. Żeby w Warszawie wejść na oddział szpitalny musiałam umyć się ich żelem, założyć ich piżamę, wszystko było czyste i sterylne. Dla porównania w Radomiu pielęgniarka, która mnie przyjmowała, powiedziała, że niepotrzebnie się w domu umyłam przed przyjazdem, gdy zaczęły odchodzić mi wody, bo poród i tak długo potrwa. Do tej pory zastanawiam się czy to był żart, czy kobieta mówiła poważnie, jednak standardy i różnice które dzielą szpitale Warszawa-Radom, są tak ogromne, że każdy kto rodził w Warszawie i trafi do Radomia, dozna dużego szoku. Po prostu w szpitalu św. Zofii w Warszawie czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że lekarze dobrze zajmą się dzieckiem, jeśli pojawią się jakieś komplikacje. Tam mają nawet na oddziale specjalistów od laktacji, którzy uczą młode mamy jak karmić dzieci. A standardy higieniczne to zupełnie inny świat. Nagle ustał ten mój paniczny strach przed porodem.”

Po porodzie i powrocie z Warszawy do Radomia, pojawiły się komplikacje poporodowe w postaci opuchniętych nóg i skoków ciśnienia. I tutaj radomscy lekarze nie wykazali się i dobrze, że kobieta nie po przeczytaniu ulotki, skonsultowała przyjmowanie przepisanego leku z lekarzem specjalistą z Warszawy, bo też nie wiadomo, co mogło by się wydarzyć.

Krótko mówiąc na zakończenie, wygląda na to, że radomskie szpitale, albo zatrzymały się gdzieś w epoce kamienia łupanego, albo jest to zwyczajne niechlujstwo zarządzających czy to oddziałami czy też całymi szpitalami w tym mieście. Pewnie, że są też dobrzy lekarze, ale ci pewnie przyjmują prywatnie i – jak za komuny – trzeba za to słono zapłacić.

Źródło: Jan Ptasznik

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną