Od czego zależy wybuch wojny? Międzynarodowy Instytut Pokoju opublikował raport

0
0
0
/

Dla Polski zagrożenie terrorystyczne obejmujące również Internet, dla świata trzy miliony ze strony Iranu za zabójstwo Donalda Trumpa, oraz irańska informacja, że ukraiński samolot zestrzeliły rosyjskie rakiety. To tylko kilka iskier nad beczką prochu jakie mogą wysadzić nasz świat w powietrze.

Obecna polityka międzynarodowa przypomina wędrówkę po polu minowym pełnym niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Dla świata zaś jest istotne, aby nie groziła nam kolejna wojna. Tym właśnie zagadnieniem zajęli się socjolog Julia Federer z Uniwersytetu we Freiburgu, badaczka Julia Pickhardt od stycznia 2020 związana z inicjatywą CARPO specjalizująca się w relacjach Iranu z Arabią Saudyjską, a także współpracownik Międzynarodowego Instytutu Pokoju Christian Altpeter. Wzięli pod lupę sytuację w Zimbabwe, na Ukrainie, Syrii, Birmie oraz w innych miejscach dla wskazania od czego zależy wybuch wojny. Skoncentrowali się w swej analizie na uwzględnieniu aspektu społecznego.

Ich zdaniem świat dziś przeszedł na konflikty wielopoziomowe. Skutkiem tego dziś oddziałują one na różnych poziomach społecznych. Za przełomową dekadę uznają lata dziewięćdziesiąte XX wieku. Wtedy narodziła się idea tak zwanej dwuścieżkowej dyplomacji. Profesor z Uniwersytetu w Notre Dame John Paul Lederach opracował dla dyplomatów model piramidy. Zakładała ona, że celem polityki międzynarodowej jest działanie w ramach trzech poziomów systemu. Tak zwana ścieżka pierwsza oznacza aktywność na poziomie przywódców. Uzupełnia ją ścieżka druga, czyli operowanie w strukturach średniego szczebla pośród tych, co mają władzę (przywódcy religijni, komisje). Ostatnią zaś, trzecią ścieżkę stanowi odwołanie się do przywódców społeczności (działania lokalne). Kwintesencją tego myślenia jest odrzucenie, że istnieje bipolarne rozumienie, to jest istnienie dwóch przeciwieństw - wojny i pokoju. Pojawia się tutaj myślenie natchnione marksizmem, a zwłaszcza tak zwanym heglowskim ukąszeniem. Chociaż Karol Marks odszedł ze tego świata w 1883 roku jest to odwołanie się do jego myśli.

Sprowadza się do narodzenia się mutacji o nazwie „zrównoważony pokój”. W swej definicji obejmuje nic innego, jak przyjęcie, że działanie państwa następuje na szeregu różnych szczebli, czyli ścieżek. Pozornie cała ta sprawa ma wymiar teoretyczny, ale przekłada się na kwestię praktycznego rozumienia obywateli w innych krajach. Z jednej strony ten sposób rozumienia uznaje, że między nimi następują różnice (tak zwane polaryzyzacje), ale jednocześnie celem polityki międzynarodowej jest tworzenie połączeń w celu budowania jednakowości. Redukcja różnic oznacza, że w przypadku na przykład relacji między Polską a Ukrainą w kwestii Wołynia, czy ofiar II wojny światowej nie ma znaczenia tutaj poszukiwanie tego, co jest obiektywne. Marksistowska polityka międzynarodowa zakłada, że jej celem jest stworzenie tylko płaszczyzny porozumienia, co w praktyce oznacza usuwanie niewygodnych faktów z opinii publicznej. Dla takiego modelu Donald Trump z wypowiedzią w Davos „nie pozwólmy radykalnym socjalistom zniszczyć naszą ekonomię, zrobić wrak z naszego kraju i wyeliminować naszą wolność” jest zagrożeniem. Wprowadza bowiem myślenie w kategoriach kto ma rację, a nie kto na jakie ustępstwa wyraża zgodę.

Wspomniana piramida Ledarcha pojawiła się w 1997 roku i tym samym obok modelu Louise Diamond i Johna McDonalda opublikowanego rok wcześniej stanowią teorię do jakiej odwołują się dzisiejsi dyplomaci. Wyrazem tego jest ustanowienie przez Organizację Narodów Zjednoczonych reguł Zrównoważonego Pokoju. System wielościeżkowy pojawia się w oficjalnych dokumentach. Niemiecki MSZ napisał, że „międzyścieżkowe ukierunkowanie i narodowe dialogi mogą zwiększyć prawdopodobieństwo osiągnięcia ostatniego kompleksowego rozwiązania” problemów dyplomacji dla pokoju. Za tym idą wnioski praktyczne, jak napisali cytowani badacze: „w wielu przypadkach język ścieżek był opisany jako zaimportowany przez międzynarodowych praktyków pokoju i ofiarodawców, niż odnoszenie się do realiów kontekstowych”.

Na arenie międzynarodowej oznacza to nic innego, jak pomijanie osób jakie stoją za danymi działaniami na rzecz ogólnego wskazywania zagadnień. Taki sposób na poziomie międzynarodowym przenosi akcent na struktury w jakich ludzie funkcjonują, a nie na reprezentantów społeczności, czy krajów. Za wzorcem prezentowanym przez modele Ledarcha, czy Diamonda-McDonalda kryje się wyjaśnienie czemu dziś politycy kryją się za hasłami, a nie za praktycznymi działaniami. Skutkiem ubocznym tej dehumanizacji myślenia jest przyjęcie optyki, że tylko ludzie rozumienia jako masa się liczą, a jednostki tworzące zbiorowości są ignorowane.


Jacek Skrzypacz

Źródło: Jacek Skrzypacz

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną