Rozstrzelali po jednym Polaku za każdy zniszczony samochód. Egzekucja w Tczewie
24 stycznia 1940 r. niemiecki pluton egzekucyjny dokonał egzekucji na 13 zupełnie przypadkowych mieszkańcach Tczewa. Był to odwet za rzekome podpalenie warsztatów samochodowych przez polski ruch oporu.
Tczew został zajęty przez oddziały Wehrmachtu już 2 września 1939 r. Wkrótce potem rozpoczął się proces tworzenia niemieckiej administracji okupacyjnej. Jednocześnie w mieście i okolicach powstawały struktury założonego przez folksdojczów Selbstschutzu.
Funkcję landrata, czyli odpowiednika starosty powiatu tczewskiego, i jednocześnie kierownika powiatowej organizacji NSDAP objął Otto Andres zastąpiony po kilku miesiącach przez Reinholda Isendicka. Dowództwo nad miejscową placówką SS objął Untersturmführer Walter Becker.
W nocy z 23 na 24 stycznia 1940 r. w jednej z hal tczewskiej Fabryki Wyrobów Metalowych „Arkona” wybuchł pożar. Pomieszczenie służące za warsztat samochodowy oraz garaż uległo całkowitemu zniszczeniu. Przyczyną był najprawdopodobniej samozapłon oparów benzyny od koksowników usytuowanych zbyt blisko pojazdów. Zniszczeniu uległo kilkanaście samochodów.
Wczesnym rankiem następnego dnia na miejsce pożaru pojawili się niemieccy notable. Mimo iż nie przeprowadzono żadnego śledztwa, landrat Isendick uznał, że ogień został celowo podłożony przez polskich sabotażystów. Po przeprowadzonej naradzie podjęto decyzję o rozstrzelaniu po jednym Polaku za każdy zniszczony samochód.
Na liście osób do aresztowania znaleźli się m.in. pracownicy PKP oraz miejscowi urzędnicy, kupcy i rzemieślnicy. Zatrzymanych sprowadzono do siedziby Gestapo, a stamtąd na tzw. świński rynek, gdzie czekał już pluton egzekucyjny złożony z członków SS i Selbstschutzu. Po drodze aresztanci byli kopani i bici kolbami karabinowymi.
Podzielonych na czteroosobowe grupki zakładników prowadzono pod ścianę budynku i rozstrzeliwano. Każda grupa musiała przed śmiercią załadować ciała poprzedników na samochód ciężarowy. Po zakończeniu egzekucji ciała 13 straconych wywieziono do Lasu Szpęgawskiego.
W 1961 r. przeciwko dowódcy tczewskiego SS Walterowi Beckerowi wszczęła postępowanie w tej sprawie niemiecka prokuratura, ale po trzech latach sprawę umorzyła. Prokuratorzy uznali, iż Becker nie odpowiada bezpośrednio za śmierć zakładników, gdyż to nie on wydał komendę „Ognia!”. Ze względu na przedawnienie sprawy niemożliwe okazało się też sądzenie go za współudział.
Śledztwo w sprawie mordu w Tczewie prowadzi gdański IPN.
Źródło: Przemysław Zieliński. Mord na świńskim rynku. Sprawców nigdy nie ukarano. „Gazeta Tczewska”, 7 lutego 2009