Kidawa-Błońska chciała bojkotu wyborów. Tymczasem jest bojkot Kidawy-Błońskiej
Małgorzata Kidawa-Błońska wystosowała apel do wszystkich kontrkandydatów o bojkot majowych wyborów prezydenckich jako protest przeciwko nie odwołaniu ich przez rząd z powodu koronawirusa. W reakcji na niego pozostali kandydaci zbojkotowali Kidawę-Błońską.
Kidawa-Błońska napisała na Twitterze: "Apeluję do wszystkich, aby nie uczestniczyli w wyborach 10 maja. Jeśli nie można inaczej, niech odpowiedzią na nieodpowiedzialność władzy będzie powszechny bojkot".
Anna Maria Żukowska z Lewicy odpowiedziała na to przytomnie: "Szanowna Pani Marszałek! Proszę mieć w pamięci,że wybory prezydenckie to nie referendum,tu nie ma „progu” frekwencji. Jeśli wyborcy opozycji zbojkotują,to zagłosować może jeden Jarosław Kaczyński i wybrać całemu narodowi prezydenta. Wybory 10.05 po prostu nie powinny się odbyć".
Z kolei Krzysztof Bosak stwierdził: "Ten apel jest niemądry i tylko pogłębia konflikt polityczny. Zdecydowanie nie włączę się w bojkot wyborów inicjowany przez PO. Odpowiedzialność za organizację wyborów spoczywa na władzy,nie na opozycji. To dotyczy także decyzji o zmianie terminu wyborów i momentu jej ogłoszenia".
Apel Kidawy-Błońskiej powszechnie odczytano jako jej rezygnację. Już spekuluje się, że jeśli wybory zostaną przesunięte, PO wskaże innego kandydata. O ile na początku kampanii mówiono, że Kidawa-Błońska ma szanse, a w pewnym momencie dawano jej czterdzieści kilka procent poparcia, o tyle teraz sondaże mówią o niecałych 20. Jest to ponad dwa razy mniej, o ile nie trzy, w porównaniu z poparciem, jakie ma Andrzej Duda.
Źródło: Redakcja