Smoleńsk: teoria maskirowki stworzona przez służby?
Jednym z wyjaśnień tego, co stało się w Smoleńsku, jest tzw. teoria maskirowki - żadnego lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. nie było, była to inscenizacja, nie było wypadku. Wiele wskazuje na to, że została ona sprokurowana przez służby, prawdopodobnie rosyjskie, bo kompromituje same badania na temat tragedii smoleńskiej.
Zadziwiające jest, jak wiele osób traktuje tę teorię poważnie. Należy do nich choćby Leszek Misiak, który mówił o tym w wywiadzie pt. "SMOLEŃSK. Co tam się wydarzyło? CO WIEMY?" przeprowadzonym na antenie Mediów Narodowych 29 października 2019 r. (dostępny do obejrzenia tutaj).
Na temat tego, co stało się 10 września 2010 r. wciąż nie wiemy wszystkiego, a nawet wielu rzeczy. Stąd wszelkie hipotezy są dopuszczalne, ale pod pewnymi warunkami. W naukach szczegółowych bazuje się z konieczności zwykle na niepełnych danych, wszystkiego się nie wie, bo nie ma się dostępu do wszystkich informacji, albo po prostu jest ich za dużo. Tworzy się więc modele, które na podstawie częściowych danych tłumaczą rzeczywistość. Nie są one identyczne z rzeczywistością, ale przynoszą nam pewne ważne wyjaśnienia. Modele te, aby były jednak użyteczne, powinny być jak najprostsze, powodujące jak najmniej problemów i budzące najmniej wątpliwości.
Tymczasem teoria maskirowki zakłada taki poziom skomplikowania rzeczywistości, jest tak mało prawdopodobna, że naprawdę trudno traktować ją poważnie i uznawać, że cokolwiek wyjaśnia - raczej zaciemnia i wśród niewtajemniczonych budzi śmiech.
Teoria, że nastąpił wypadek jest prawdopodobna, ale budzi wiele wątpliwości - dlaczego Rosja nie chce oddać wraku, dlaczego od samego początku podawała jedno wyjaśnienie bez większych badań, dlaczego komisja Millera tylko powtarzała "ustalenia" Rosjan, jak to możliwe, żeby samolot rozpadł się na tysiące kawałków, jak to możliwe, że zniszczyła go doszczętnie niewielka brzoza itd.itp.
Teoria, że nastąpił zamach wydaje się bardziej prawdopodobna z tych samych powodów - wyjaśnia wiele wcześniejszych wątpliwości.
Teoria maskirowki zakłada jednak bardzo wiele kolejnych pytań i wątpliwości - skoro nie było wypadku, skoro samolot poleciał na inne lotnisko, to wtajemniczonych musiało być bardzo wielu ludzi, także tutaj w Warszawie, gdzie jest Lech Kaczyński, jak wyjaśnić kwestie trumien, które przyjechały do Polski, przecież niektóre z nich były później otwierane, przecież prokuratura robiła niektórym ofiarom sekcje zwłok. Teoria ta przyjmuje, że wszystkie osoby w tym łańcuchu były w jakimś olbrzymim spisku, który musiałby obejmować w sumie tysiące osób. Jest to tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne dla wielu osób. Zniechęca też w ogóle do spekulowania na temat Smoleńska, odciąga uwagę od poważnych wyjaśnień, kompromituje media, w których się pojawia.
Czy nie jest więc tak, że teoria ta została zaszczepiona przez służby i jest przez nie promowana, a wielu porządnych ludzi ją później powtarza, jako dobre wyjaśnienie? Jest to oczywiście tylko pytanie, a każdy sam musi sobie na nie odpowiedzieć.
Źródło: Redakcja