W gmachu Sądu Najwyższego zdjęto portrety komunistycznych prezesów!

0
0
0
/ Facebook

Z głównego holu w gmachu Sądu Najwyższego zniknęły portrety komunistycznych prezesów tej instytucji. Ich usunięcie zalecił pełniący obowiązki pierwszego prezesa Sądu Kamil Zaradkiewicz. To jedna z jego pierwszych decyzji po objęciu stanowiska. Podobizny wszystkich prezesów, w tym służących komunistów, trafiły na ścianę za kadencji Małgorzaty Gersdorf.

Zdaniem sędziego Zaradkiewicza jest to element przywracania zaufania do sprawiedliwości w Polsce. - W ramach funkcjonowania Sądu Najwyższego kluczowe znaczenie ma dbałość o wizerunek oraz kształtowanie zaufania obywateli do niezależnego wymiaru sprawiedliwości – mówi pełniący obowiązki prezesa.

Podkreślił on, że najwyżsi przedstawiciele władzy sądowniczej w okresie komunizmu są szczególnie odpowiedzialni za brak gwarancji niezawisłości i niezależności sądownictwa w tym czasie. Dlatego „etycznie i moralnie niedopuszczalne jest wyróżnienie” ich poprzez „upamiętnienie wraz z Pierwszymi Prezesami Sądu Najwyższego niepodległej Rzeczypospolitej”.

Z holu zniknęły portrety Wacława Barcikowskiego (I prezes SN w latach 1945-1956), Jana Wasilkowskiego (1956-1967), Zbigniewa Resicha (1967-1972), Jerzego Bafii (1972-1976), Włodzimierza Berutowicza (1976-1987) i Adama Łopatki (1987-1990).

To właśnie za czasów Barcikowskiego podjęto uchwałę o tylko historycznej wadze orzeczeń Sądu Najwyższego w II Rzeczpospolitej. Została wtedy także utworzona tak zwana sekcja tajna, która zajmowała się między innymi odwołaniami od decyzji sądu pierwszej instacji w kwestii kar śmierci. W ten sposób mord sądowy przeprowadzono między innymi na generale Fieldorfie. Sekcję tajną w Sądzie Najwyższym i Sądzie Wojewódzkim w Warszawie powołano w wielkiej tajemnicy. Nawet sędziowie, którzy orzekali w tych sądach, nie wiedzieli, którzy sędziowie orzekają w tej sekcji tajnej. Ławnikami byli wyrobieni politycznie działacze partyjni, wyznaczeni z listy specjalnie przygotowanej we współpracy z organami bezpieczeństwa i zatwierdzonej przez organa PZPR w Warszawie. W tajnej sekcji Sądu Wojewódzkiego w Warszawie oraz Sądu Najwyższego sądziło ogółem ponad 50 sędziów, oczywiście specjalnie dobranych. Dzięki swojej działalności sekcja zyskała miano sądu kapturowego.

Portrety wszystkich pierwszych prezesów pojawiły się na ścianie sądu w setną rocznicę jego powołania. Sąd Najwyższy uważa się bowiem za spadkobiercę powołanego w 1917 roku przez Józefa Piłsudskiego tymczasowego zorganizowania sądów polskich na czele, których stanął właśnie SN. Umieszczenie obok siebie sędziów, którzy byli odpowiedzialni za niesprawiedliwości i mordy w okresie PRL wzbudziło dużo kontrowersji. - Świadczy to o chęci odwoływania się do najgorszych czasów, w których sądy funkcjonowały przeciwko polskim bohaterom. Prezesi z czasu komunistycznego państwa byli ważnymi elementami totalitarnego systemu. Stali na straży prawnego sankcjonowania zbrodni komunistycznych – mówił wówczas historyk Tadeusz Płużański.

Niektórzy  publicystów jako piękny zwrot dziejowy uważają że, choć oczywistą, decyzję o usunięciu portretów podjął Kamil Zaradkiewicz. Jest on bowiem prawnukiem płk. Kazimierza Tumidajskiego i ppłk. Stanisława Styrczuli – polskich bohaterskich żołnierzy, którzy walczyli między innymi z komunistami. Stanisław Styrczula został zamordowany w Katyniu a Kazimierz Tumidajski został uduszony przez NKWD podczas przymusowego karmienia w szpitalu w Skopinie pod Riazaniem.

Pamiętać należy jednak także o czarnej karcie w życiorysie obecnego p.o. pierwszego prezesa Sądu Najwyższego o której przypominała Krystyna Pawłowicz. Ówczesna posłanka głośno mówiła o tym, że Kamil Zaradkiewicz był przez długie lata utrzymywany na ważnym stanowisku w Biurze Trybunału Konstytucyjnego jako „osoba zaufana kolejnych lewicowych prezesów”. W 2017 roku profesor Krystyna Pawłowicz na portalu sieci.pl pisała tak: „postać pana K. Zaradkiewicza przewija się w procedurach sejmowych forsowania przez PO niekonstytucyjnej ustawy o TK z  czerwca 2015 roku. W procedurze tej, w komisjach sejmowych byłemu prezesowi A. Rzepińskiemu towarzyszył pan Kamil Zaradkiewicz jako wsparcie prawne. To ten projekt przewidywał niekonstytucyjny wybór przez PO 5 sędziów „na zapas” . Plotki głosiły, że pan K. Zaradkiewicz liczył na jedno z tych miejsc dla siebie, gorliwie przy projekcie współpracował, a nie otrzymawszy „posady” zdradził prezesa TK A. Rzeplińskiego i  koniunkturalnie oraz gorliwie zdradzał potem PiS-owi szczegóły „kuchni” trybunalskiej, której sprawami prawnymi wcześniej sam kierował, lecz nigdy odważnie wcześniej nie zaprotestował. Tą zdradą skompromitował się w swoim PO-wsko-lewicowym, dotychczasowym środowisku. Mimo to, wykorzystano jego nielojalność przy porządkowaniu spraw TK, jako osoby najbardziej wiarygodnej, która jednocześnie jednak sama patologię w TK i procedurach sejmowych wcześniej akceptowała.”.

Jak widać zatem historia pisze różne scenariusze. Odcinając się jednak od postaci pana Zaradkiewicza decyzja o usunięciu portretów komunistycznych prezesów sądów jest, mimo że oczywista, bardzo dobra. Przywraca to chociaż po części sprawiedliwość. Pozostaje mieć nadzieję, że nikt już więcej nie będzie próbował upamiętniać w żaden sposób komunistycznych zbrodniarzy i ich przedstawicieli.

DZ

Źródło: tvp.info, wsieci.pl

 

Źródło: tvp.info, wsieci.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną